Kiedyś rzuci mi w twarz, że to moja wina, że mogłam się zorientować wcześniej, nie pozwolić En-ne tumanić nas tak długo, poszukać sposobu na uratowanie śmiertelniczki opętanej przez feyra. Sto procent racji. Co tam sto, trzysta procent! Miał prawo mnie oskarżać.
Ale to będzie kiedyś. A teraz jest teraz.
Całe szczęście, w ciągu ostatnich dni mój związek z Kesem umocnił się na tyle, że nie miał już wątpliwości co do moich decyzji. Nauczył się wierzyć mi równie mocno, jak mocno kiedyś mnie nienawidził.
Próbowałam wypuścić skrzydła, ale teraz, ani nie będąc u szczytu sił, ani nie broniąc swego sunner-warrena, osiągnęłam tylko tyle, że za plecami wykwitło mi coś gorącego, co raz przybierało kształt skrzydeł, a raz rozpływało się w nieforemną masę. Będzie trzeba po ludzku…
Starsi atakowali Anni dwójkami i trójkami, starając się nie przeszkadzać sobie wzajemnie. Bez trudu unikała ciosów albo odbijała je dłonią. Nie do wiary! Jaką mocą trzeba dysponować, żeby robić takie rzeczy, będąc w cudzym, śmiertelnym ciele? W głowie się nie mieści!
Co najgorsze, doskonale zdawałam sobie sprawę, że daleko mi do niej. Dlaczego ja ciągle idę pod prąd? Po co się wpakowałam w taką awanturę? Trzeba było udawać, że wszystko jest w idealnym porządku, a potem uprosić Kesa o jakąś truciznę i przed kolacją nieznacznie dosypać jej do talerza…
Enne ze śmiechem odepchnęła Elgora w bok, aż wyrżnął w kamienną kolumnę i osunął się na podłogę. Z kącika ust spłynęła mu cienka zielona strużka krwi.
– Myślisz, że te dziecinady ci pomogą, maleństwo? No, dawaj, udowodnij swoje prawa jak Księżniczka! Wyzywam cię!
– A idźże za Granicę! – rzuciłam, powstrzymując Kesa, gotowego pójść w ślady starszych. - Złamałaś wszelkie możliwe i niemożliwe prawa naszego ludu. Nie zasługujesz nawet na nienawiść, nie mówiąc już o szacunku! Posunęłaś się nawet do związku z ludzkim magiem, i co z tego, że miał w żyłach krew starszych, zwierzołaków? Gdzie on jest, En-ne? Nie żyje?
– Wyzywam cię! – powtórzyła z tą samą nachalną pewnością siebie. – Wyzywam cię, Rey-line, Oginiu Jesiennych Ognisk!
– Wszyscy do tyłu! – krzyknęłam po chwili milczenia.
Starsi cofnęli się niechętnie. Stałyśmy teraz twarzą w twarz – dziewczyna z ludzkiego rodzaju, z obłąkanym wzrokiem Księżniczki, i Księżniczka, która prawie już zaczęła się uważać za człowieka. Widziałam w En-ne Dennar to wszystko, czym nigdy nie chciałabym się stać. A ja byłam dla niej pierwszą i najważniejszą przeszkodą na drodze do celu.
– Do tyłu! A ty – chcesz udowodnić swoje prawo? Proszę bardzo, spróbuj, zarazo! To ja tobie rzucam wyzwanie, i niech tylko jedna z nas wyjdzie żywa z Kręgu!
Z moich palców strzeliła iskra, uderzyła w poszczerbione płyty posadzki, płomień otoczył nas pierścieniem, odrzucając na bok każdego, kto miał pecha znaleźć się na jego drodze. En-ne uśmiechnęła się.
– Silna jesteś, córko Li-ko. Silna, ale głupia. Przyjmuję!
Ogień przybrał barwę srebrzysto niebieską i zastygł. Nastała cisza. Z całego świata istniałyśmy tylko my dwie. Wyzwanie rzucone, wyzwanie przyjęte, wyzwanie zrozumiane. To nie ćwiczebna walka, jakich w moim życiu było niemało, nie jakaś bójka z niższymi, jak w Mrocznym Lesie. Pierwszy raz w życiu dochodziłam swojego prawa w starciu z równą sobie. Pierwszy raz w życiu miałam walczyć z inną Księżniczką.
– I czym ty teraz chcesz walczyć, dziecinko? – uśmiechnęła się En-ne. – Pazurkami?
Z dłoni wyrosło jej cienkie, błękitne ostrze.
– Niezupełnie – odparłam, idąc za jej przykładem, z tym że moja broń była czerwona. – Co sobie będę pazury brudziła…
Umiałam się nieźle pojedynkować – uczył mnie ojciec, a on nie miał sobie równych. Ale…
Błękitne ostrze świsnęło o milimetry od mojego ramienia. Próbowałam się uchylić i w ostatniej chwili zorientowałam się, że pięść En-ne zbliża się do mojej twarzy. To było takie… ludzkie, że kompletnie się z tym nie liczyłam. I tak się zachowuje Księżniczka?
Przeleciałam parę metrów, uderzyłam z ogromnym impetem w barierę i osunęłam po niej, czując, jak krew z rozciętych warg napływa mi do ust.
– Uznajesz moje prawo, dziecino? – uśmiechnęła się En-ne, podchodząc do mnie.
W chwili słabości przyszła mi myśl, że jeśli uznam jej prawo, będę żyła. Będę żyła. Cóż z tego, że będę musiała usunąć się na bok, nie stając na drodze jej planom? To nie tchórzostwo, to normalny instynkt. Żaden wstyd…
Tchórz - usłyszałam szept. Czy to moje sumienie?
– Nie masz do niczego prawa, zarazo! Prędzej zdechnę, niż ci coś uznam! – rzuciłam, spluwając złocistą krwią. – A teraz bij się!
Uniosła rękę, na jej wargach zastygł chełpliwy uśmiech…
Srebrna eksplozja rozerwała kopułę. En-ne odskoczyła ode mnie.
– Kito? – Z trudem uniosłam się na łokciu. – Jak to…?
Jednorożec spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. En-ne szybko otrząsnęła się ze strachu i teraz stała z rękami skrzyżowanymi na piersiach, wciągnąwszy ostrze w dłoń, jakby nie spodziewała się ataku.
– Jesteś tego całkowicie pewien? Nigdy bym nie pomyślała, że kiedykolwiek skorzystasz ze swojego prawa. Kito, władca jednorożców, jedynego rodu starszych, który włada tą samą nieśmiertelnością co feyry… i tak samo ją ceni.
– Pobłądziłaś, dziewczę. – Jednorożec pokręcił głową, a z jego rogu kapał złocisty płomień. Nie, nie płomień. Krew? – Zagubiłaś się w ciemnym lesie swoich strachów. Ale nie moja moc ciebie uratować.
– Odpowiadaj! Jesteś pewien? Wiesz, że cię nie potrzebuję, ale czynisz swoje prawo! Odpowiadaj, książę jednorożców! Czy warto?
Odwrócił się od En-ne i pochylił nade mną.
– Kiedy wszystko się skończy, Księżniczka odejdzie. Nie rzuci wyzwania drugi raz, żywioły na to nie pozwolą. Ale wróci. I wtedy wszystko się rozstrzygnie.
– Kito! Co tu się dzieje?!
– Tak, jednoróżku maleńki, wytłumacz jej – wtrąciła szyderczo En-ne. – Sama jestem ciekawa, dlaczego jesteś gotów poświęcić wieczność, umrzeć zamiast niej? Przecież nie z powodu tej gówniary oddajesz życie, tylko po to, żeby odkupić swoją winę. Myślisz, że przez to zmniejszysz ból? Ze stchórzywszy kiedyś, teraz to naprawisz? Przecież nie z jej imieniem na ustach umrzesz, jednoróżku, tylko z zupełnie innym. Z imieniem tej, którą mogłeś uratować, ale nie uratowałeś, którą wymieniłeś na swoje życie!
– Kito! O czym ona mówi?
Definitywnie przestałam rozumieć cokolwiek. Chociaż… pamięć usłużnie podrzucała odpowiedzi. Jednorożce są sędziami Prawa. Jeśli jednorożec uważa, że Książę, który przegrał, zasługuje na życie, może przekroczyć granicę i ponieść śmierć zamiast niego. Teoretycznie. Praktycznie nigdy się nie zdarzyło, żeby nieśmiertelny starszy zdecydował się na takie samobójstwo w imię sprawiedliwości. Nigdy.
Kito nie zaszczycił mnie odpowiedzią. Upewniwszy się, że jestem we względnie dobrym stanie i będę żyć, zwrócił się znowu do En-ne.
– Owszem, mścicielko, nie dla niej. Owszem, dla tej, której nie uratowałem. Ale to już nie twoja rzecz. Bij i odejdź.
Zmienił postać na ludzką.
– Kito! – wykrztusiłam, dławiąc się krwią.
Wstać. Muszę wstać. Muszę go powstrzymać. Straciłam już Anni. Nie mogę stracić jeszcze jego! Kretyn! Jestem silna, dam radę. Byle tylko wstać. Wstać i walczyć dalej. Wstać! Do roboty, Księżniczko! To twój towarzysz, masz obowiązek go bronić. Przysięgałaś, że będziesz go bronić!