Выбрать главу

– Kito!

Cienkie ostrze wbija się w pierś chłopca. Srebrzysta krew kapie na podłogę, odgłos padających kropel brzmi jak łoskot werbla. Tak niewiele krwi…

Błysk eksplozji. A kiedy blask znikł, byłam w kręgu sama.

* * *

– Nienawidzę!

Chodziłam tam i z powrotem po pokoju, jakbym chciała wydeptać ścieżkę w dywanie.

– Przestań, Rey, faktycznie zasługuje na nienawiść, ale…

– Kes, zamknij się, bardzo cię proszę! – udało mi się nawet wykrztusić coś przypominającego uprzejmą prośbę. – Ja nie o En… Anni. Ja o tym idiocie, któremu się uwidziało, że może decydować, czy ja mam żyć czy umrzeć. Kto mu, do cholery, powiedział, że jego życie można wymienić łeb za łeb za moje? Kto mu pozwolił uspokajać własne sumienie moim kosztem?

– Rey, ty o Kito? Ja…

– A o kim? Pewnie że o tym zasmarkanym książątku!

Kes odłożył książkę i podwinął pod siebie nogi, kuląc się na łóżku. W jego oczach dojrzałam jednak jeśli nie potępienie, to przynajmniej niedowierzanie.

– Uratował ci życie. Czy czegoś nie rozumiem, czy ci to nie pasuje? Tak koniecznie chciałaś umrzeć?

Westchnęłam ciężko. No proszę, zanosi się na kolejną lekcję. A już mi się zdawało, że do Kesa dotarło, że nie może mnie sądzić ludzką miarą.

– Kochany mój, znowu zapominasz, że nie jestem ani dziewczynką z sąsiedztwa, ani twoim kumplem z Akademii. Jestem Księżniczką, powiem więcej, panią Jesiennego Rodu. Walczyłam o swoje prawo. Walczyłam z takąż samą Księżniczką jak ja. Wyzwanie rzucone, wyzwanie przyjęte, wyzwanie usłyszane, żywioły przyjęły pojedynek, będą nas rozsądzać. Ja przegrałam. Nie mam prawa żyć! Rozumiesz? Pokręcił głową.

– Nie rozumiem. To jakieś… chore!

– W tym konkretnym przypadku chore – zgodziłam się. – Ale to jest wyjątek, a nie reguła. Wyzwanie w Krąg Prawa kogoś ewidentnie słabszego od ciebie to hańba. Poza tym bardzo rzadko się zdarza, żeby przegrany odmawiał uznania prawa zwycięzcy, jak ja. Przez całą historię Wiecznych Ziem tylko trzy razy pojedynek skończył się śmiercią jednej ze stron.

– I w ogóle, Rey, czego się tak na niego wściekasz? Pojedynek od początku był nieuczciwy, najchętniej to bym cię sam zabił za to, że się w to dałaś wkręcić. Przecież wiedziałaś, że przegrasz!

– Nie, Wiaterku, ja nie na niego się wściekam, tylko na siebie. Owszem, za tę właśnie głupotę…

Położyłam się przy nim, kładąc mu głowę na ramieniu.

– Rozumiesz – ciągnęłam, gryząc wargi – wściekam się, że okazał się odważniejszy ode mnie. Ja bym oddała życie za ciebie, za dziadka, za ojca. Za kogoś, kogo kocham, za kogoś bliskiego, dla kogo warto poświęcić nie tylko moją nieśmiertelność, ale całe życie. A kim ja byłam dla niego? Towarzyszką. Tymczasowym dowódcą.

Nikim! Rozumiesz, Kes? I on umarł, wymawiając nie moje imię! To nie w porządku! Czuję się winna! Ja, Księżniczka, czuję się winna!

– No i co?

Usiadłam, odsuwając jego rękę.

– Kes… Kes, czy do ciebie dociera, co to znaczy? Jego śmierć nie tylko uratowała mi życie, ona mi jeszcze otworzyła oczy na coś, do czego bym się przedtem nawet w obliczu Prawdziwego Żywiołu nie przyznała. Zmieniłam się. Chyba… stałam się za bardzo… za bardzo… człowiekiem!

– Co takiego? – roześmiał się. Bez radości, wręcz gniewnie. – Ty? Człowiekiem? Od czterech miesięcy udowadniasz mi na okrągło, że wręcz przeciwnie! Co to za wygłupy?

– Przepraszam, Wiaterku… Zaległo ciężkie, uwierające milczenie. Pierwszy nie wytrzymał Kes.

– To był jeszcze chłopiec…

– Chłopiec? Człowieku, on był nieśmiertelny! Był starszy od Łowca, pamiętał, jak rodziły się setki światów! I poświęcił to wszystko, żeby pokazać, że jest do tego zdolny, dlatego, że kiedyś w takiej sytuacji nie uratował swojej władczyni i ona zginęła. Jej imię było jego modlitwą, to jej będzie szukał w Chaosie. Słuchaj, możemy już o nim nie mówić? W porządku? Lepiej zejdź, zobacz, co z Akirem, bo jemu to dzisiejsze dokopało najbardziej. Weź Elmira, napijcie się we trzech…

* * *

Kes siedział na jednym z ogromnych głazów, które nie wiadomo skąd się wzięły wśród stepów. Ostnica coś szeptała, kołysana falami wiatru. Jakby dookoła nas rozpościerało się suche morze. W tym świecie nie ma mórz – wyobrażając je sobie, mogę polegać tylko na pamięci poprzedniczki. Może w nowym świecie zobaczę je sama? Ciekawe, jak to jest – stać na brzegu, patrząc, jak słońce znika za horyzontem, tonie w krwawej wodzie? Na pewno straszny widok. Swoją drogą ciekawe, jaki świat wyjdzie tym razem? Okrągły? Kwadratowy? Płaski? Zwinięty w podwójną spiralę? Tego się nigdy z góry nie wie. Nie ma takiego wariactwa, które by nie było możliwe. Rzeczywistość nie jest niezmienna, stale się koryguje.

A Wieczne Krainy pozostają niezmienne. Tylko Wrota za każdym razem wyglądają inaczej. Czasem to jest ogromna pieczara, czasem statek we mgle, czasem…

– Dawno tu stoisz?

Kes zeskoczył z głazu i podszedł do mnie. Ostnica rozchylała się przed nim, jakby ją rozgarniały niewidzialne ręce. Ot, mag!

– Dawno. Przestań używać magii.

– Co?

– Nie ma po co zamiatać drogi.

Nic nie odpowiedział, ale zaklęcie przestało działać. Staliśmy po pas w suchej trawie.

– Oczy ci świecą na złoto – zauważył z lekkim zdziwieniem. – Piękne to jest, ale jakoś straszne.

Roześmiałam się, rozłożyłam ręce i padłam w miękkie objęcia stepu.

– Ech, dziecinada! – westchnął Kes.

I położył się przy mnie, zaplatając ręce pod głową. Obróciłam się trochę, żeby go widzieć.

– Zmieniłeś się przez te dziewięć dni. Wiesz, aż się tego boję. Że się okaże, że to zabawa albo sen. Jutro się obudzę i znowu będziesz taki sam jak zwykle: normalny i nie do zniesienia. Nie rozumiem, Kes. Nie rozumiem ludzi, nie rozumiem ciebie. I boję się tego. Boję się, bo tak szybko się przyzwyczaiłam, że istnienie tego świata ma sens…

– Rey, jak by ci to powiedzieć… nie wiem, jak ci to wytłumaczyć, ale spróbuję. Jestem człowiekiem, ani lepszym, ani gorszym od innych, zupełnie zwyczajnym, mam swoje wady. Czasem tchórz, czasem prędki w słowach, czasem mówię zupełnie co innego niż myślę. Nie jestem specjalnie romantyczny, łatwo dzielę wszystko na czarne i białe. Zresztą sama wiesz, że ideałem nie jestem. Nie wiem, czy warto, ale chcę przeprosić za to, co nagadałem tam u elfów. Wściekłem się, chciałem ci dokopać. To było… duże chamstwo.

– Nie przepraszaj, nie ma sensu – westchnęłam, z trudem powstrzymując dziką chęć nastukania temu kretynowi, który sypie sól na świeżą ranę. – Oboje robiliśmy i mówiliśmy rzeczy, których potem żałowaliśmy. Jeszcze ci przypomnę tę scenę, przez którą zaręczyłam się z elfem, którego kochałam jak przyjaciela. Ja z nim zerwę, ale przez to go zranię. I za to, owszem, będziesz prosił o przebaczenie, ale jego, a nie mnie.

– Nie będę prosił jakiegoś elfiaka o przebaczenie! – żachnął się Kes.

– I nie musisz – szepnęłam. – Nieważne, pokłócimy się w nowym świecie. To już ostatnia noc. Jutro gwiazdy zgasną, a zamiast nich pojawią się nowe, obce. Może je teraz policzymy? Pamiętasz, jak było w dzieciństwie? Zawsze gubiłeś się przy drugiej setce…

Rozdział XII

WIATR, KTÓRY STAŁ SIĘ OGNIEM

10 PAŹDZIERNIKA

Elmir, poczekaj! Dogoniłam czarnowłosego elfa i wpiłam się w niego jak kleszcz, wypytując, jak sprawy stoją. Uszaty cwaniak zapewnił mnie, że żadnych ekscesów nie przewiduje, i dołączył do orszaku brata.