Z cichym trzaskiem wteleportował się do namiotu Kes.
– Prawie cała Akademia się tu zebrała – zauważył. – Neka i Bran cię szukali, chyba zaraz będą.
– Doskonale. – Skinęłam głową. – Właśnie się zastanawiałam, jak najlepiej wykorzystać magów. Pożogar, ile mamy w tej chwili Książąt, których moc jest całkowicie bezużyteczna albo za mała?
– Prawie połowę, wasza wysokość – odparł, skłaniając łeb. – Głowy rodów chciałyby omówić z waszą wysokością możliwość…
– Nie. I nie wspominaj już o tym, znasz moją odpowiedź. Nie. Żaden Książę nie odejdzie. Nie pozwolę, żeby feyry zachowywały się jak tchórze!
– Ale Rey! – szczeknął nerwowo Pożogar. – Nikt nie mówi, żeby niżsi odeszli, ale wielu Książąt, przede wszystkim wiosennych, nie dysponuje w tej chwili żadną mocą. Zginą od razu.
– Z ich słabością można sobie poradzić – odparłam beztrosko. – Mamy tu setki magów. Co przeszkadza stworzyć pary Książę – mag? Kes, jak myślisz, to ma sens?
– A co ma nie mieć? W Kostriakach całkiem nieźle nam wyszło.
– Załatwione. Bierz Pożogara pod pachę i idź do głowy Wiosennego Rodu. Dalej tam jest Llin-ra?
– Właśnie ona, wasza wysokość.
– Świetnie. Zawsze była rozsądna i nie będzie podważać mojej decyzji. Kes, idź do mistrza Hrona, weź stu magów słabych z zaklęć Ładu. Do zachodu słońca w Wiosennym Rodzie każdy Książę ma mieć partnera maga. Pytania?
Rada zebrała się w ogromnym namiocie rozstawionym na szczycie jednego ze wzgórz. Byli tu i Wielcy Książęta, głowy rodów, i Mała Rada Magów w pełnym składzie, władcy starszych i wodzowie wszystkich armii ludzkich – nawet stepowcy, żyjący na południowym krańcu świata, którzy jeszcze nigdy się nie zjednoczyli, teraz wybrali sobie przywódcę. Kłócili się, krzyczeli, coś sobie udowadniali, a ja siedziałam cicho w kąciku i słuchałam. Nieczęsto można zobaczyć, jak Książę i rycerz próbują ustalić, który lepiej się zna na wojennym rzemiośle.
Podniosłam rękę.
– Cisza!
Pochodnie rozmieszczone dookoła namiotu zapłonęły. W duchu ucieszyłam się, że elfi jedwab został zawczasu nasączony specjalnym eliksirem i nie zapali się od przypadkowej iskry. Oczywiście można było obejść się bez tych tanich sztuczek, ale potrzebne było coś, co zjednoczy odwiecznych wrogów, zrobi z nich jednolitą armię. Inaczej nic z tego nie będzie. Granicę postawimy, ale jak wygnać za nią Chaos? Potrzebny był symbol. I ja go wybrałam. Jaki inny, jeśli nie ogień? Płomień, w którym wszystko się zaczęło? Płomień, który będzie naszą główną bronią, bo jutro przypada dzień mojej mocy. Ogniści wojownicy ruszą do boju ramię w ramię ze śmiertelnikami, starszymi i feyrami.
– Wszyscy uciszcie się! Nie czas na spory. O zachodzie wszystko się wypełni. O zmierzchu Granica padnie. Musimy wytrzymać trzy godziny. Dokładnie tyle Książęta i Tkaczka potrzebują, żeby zgromadzić moc i stworzyć nowe Prawo, które jest Podwaliną Granicy. Jej fizyczną postacią jest to, co wy nazywacie centrum świata, a my Kręgiem Ładu. No więc… trzy godziny. Nie mniej i nie więcej. Krąg Porządku jest za blisko Granicy, jeśli nie zatrzymamy Chaosu, to on nie pozwoli na powstanie nowego Prawa i będzie to oznaczało koniec istnienia tego świata.
– Za pozwoleniem, Rey-line, czy nie można rozpocząć rytuału zawczasu, zamiast czekać, aż Granica padnie? – Mistrz Hron zmarszczył brwi. – W czasie naszego poprzedniego spotkania zaczęliście mi tłumaczyć mechanizm, ale nie skończyliście…
– Dobre pytanie. – Skinęłam głową na znak zgody. – Sądzę, że rzeczywiście powinnam wytłumaczyć wam ten moment. Niezawodnie wiecie, co to jest „Zasada Ładu”? Nie? Bran? Neka? Wy też nie? Hm… Dziwne. No, trudno. Otóż „Zasada Ładu”, czyli tak zwane Prawo, stanowi istotę ziem śmiertelnych. Jest to jedno zdanie wykute na Kamieniu Podwaliny. Mówiąc ściślej, to zdanie jest Podwaliną Granicy.
Słuchacze zaczynali błądzić wzrokiem po ścianach. Książęta skupili się w kącie i rozmawiali szeptem – oni i tak doskonale znali to wszystko, o czym mówiłam. I, co najważniejsze, rozumieli.
– Rey, ja doskonale wiem, że feyry mają do dyspozycji całą wieczność, żeby dostrzec całą złożoność istoty rzeczy, wydobyć jej wszystkie sensy, bezsensy, podteksty i konteksty i zrozumieć, ale czy możesz to nam tu zgromadzonym prostym śmiertelnikom i śmiertelnym prostaczkom wytłumaczyć po ludzku?!! – ryknął Kes. Pozostali poparli go, energicznie kiwając głowami.
Prościej, znaczy? Jeszcze prościej? I w ogóle, jak mam wytłumaczyć śmiertelnym coś, co sama nie do końca rozumiem? Litości!
– Podwalina Granicy to… to… no… – próbowałam zebrać myśli i słowa, które rozbiegły się we wszystkie strony, ale słabo mi to szło. – Hm… Na pewno wiecie, co to takiego, a nikt wam nie zdoła wytłumaczyć. Podwalina to podwalina. To jest… To jest podstawowe rozróżnienie Ładu od Chaosu. W Chaosie nie ma nic stałego, niezmiennego. A Podwalina – to jest to, dzięki czemu Ład jest Ładem. W waszej religii pojawia się takie zdanie: Na początku było Słowo. No więc to „słowo” to jest właśnie Prawo.
Pewnie, że i tak nie zdołałam niczego sensownie wytłumaczyć, ale pokiwali głowami z mądrymi minami i uspokoili się.
– No więc, Podwalina zniknie, gdy tylko padnie Granica, zniknie „Zasada Ładu”. I dopiero wtedy będzie można stworzyć nową, bo dwa prawa jednocześnie nie mogą istnieć.
– A jakie jest obecne prawo?
– „Magią i stalą”. Takie jest Prawo tego świata. Prawo, które dzisiaj zniknie. I powstanie nowe. Sama Tkaczka wam nie powie, jakie.
O, wszystkie Żywioły, jaka ja jestem zmęczona! Tym, że muszę być silna. Odpowiedzialnością. Czuję, jak zbliża się Moc. Ogień już mnie wzywa, jak bym chciała paść mu w objęcia i zamknąć oczy – choć na trochę zapomnieć o wszystkim.
Ale każda historia musi skończyć się wedle Prawa. Dziś musi skończyć się moja sprawa z En-ne. Dziś zakończy się historia tego świata. Dzisiaj.
I zacznie się nowa. Taki jest porządek rzeczy. Takie jest Prawo.
Koniuszy przykląkł na jedno kolano i pochylił głowę.
– Słońce zachodzi, wasza wysokość.
– Słońce zachodzi, tak… masz rację.
Ani o ton nie podniosłam głosu, ale moje słowa przetoczyły się po polu z łoskotem. Wszyscy je usłyszeli.
– Pożegnajcie się ze słońcem. Pożegnajcie się z tym światłem. Gdy zgasną ostatnie promienie zachodu, ciemności okryją ziemię. Padnie Granica i zniesione będzie Prawo, na którym opiera się Ład, jego istota…
Jeden z czerwonych jastrzębi usiadł mi na ramieniu. Kes jeszcze mocniej ścisnął moją dłoń, jakby się bał, że ucieknę, zostawię go. A może bał się, że sam odejdzie?
– Obiecałeś, pamiętasz? – szepnęłam cicho, tak, by nie słyszał tego nikt poza moim podopiecznym. – Obiecaj, że się nie będziesz narażał.
O mało nie zmiażdżył mi nadgarstka w uścisku.
– Ty też obiecałaś.
Nie wiedzieć czemu z pamięci wypłynęły wiersze, które kiedyś lubiła moja poprzedniczka…
Jak męczące są rozstania,
I spotkania nazbyt rzadkie.
Choć skończone wędrowanie
Tkwimy każde w złotej klatce.
I już żadna cudza radość
Nie osuszy naszych łez.