Wyciągnęła rękę i otwarła dłoń, na której lśniły dwie nici splecione w jedną – złota nić i srebrna.
– Ot, proszę. Weź, magu, oto nić twojego losu. Ona ci da odpowiedź.
Weź, a zrozumiesz. Jesteś gotów? Pamiętaj, że jeśli przyjmiesz mój dar, otrzymasz odpowiedzi na wszystkie pytania. Także na takie, na jakie wolałabyś nie znać odpowiedzi. Zobaczysz swoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Gotów?
Lekko odchyliła głowę, patrząc na maga zastygłego w pozie niepewności. Nie bez powodu się wahał, nie bez powodu… Księżniczka doskonale wiedziała, że są pytania, które lepiej pozostawić bez odpowiedzi.
Powoli, jak w półśnie, wyciągnął rękę i wziął w dwa palce nieważką nić.
Księżniczka wzdrygnęła się.
Ma dziewięć lat. Biegnie z kolegami tam, gdzie tańczy płomień, w nadziei, że dziś bogowie obdarzą ich swym błogosławieństwem i ześlą znak. Matka opowiadała, że kiedyś widziała ognistą duszę, miała takie szczęście, żeby tak jemu się trafiło! Bez cienia strachu podchodzi do jednego z ognisk, wysokiego na chłopa i odpowiednio szerokiego, wyciąga rękę… Pchnięcie w plecy. Leciutkie. Pada.
Pada w płomień. Powoli. Jakby czas stanął w miejscu. Ucichł rozpaczliwy krzyk kolegi, który go niechcący potrącił. Świat zamarł. Pada twarzą w dół, prosto w ogień, w objęcia płomienia. Nie czuje żaru, nie czuje gorąca, ani bólu, jeszcze nie rozumie, że żywioł, który jeszcze przed chwilą był dla niego łaskawy, zaraz odbierze mu życie.
Pada. Czas stoi w miejscu.
– Czy chceszszszsz żyć?
Trzask i syk ognia składają się w słowa.
– Czy chceszszsz żyć?
Leży wśród płomieni, zwinięty w kłębek, czując, jak jego odzież zamienia się w popiół.
– Chceszszsz? – syczy płomień. – Chceszszsz…? Chce. Jak niczego innego. Ale nie może odpowiedzieć, boi się rozewrzeć mocno zaciśnięte zęby. Żyć!
Już na granicy utraty przytomności widzi ciemną postać, która pochyla się nad nim, czuje, jak czyjeś ręce go porywają, wyciągają z kłębów ognia, niosą gdzieś…
Bóg okazał ludziom miłosierdzie. Płomienny wojownik wyniósł z żaru chłopca, który wpadł w ognisko, i przepowiedział, że kiedyś ten chłopiec zostanie jednym z najsilniejszych magów Akademii. Kes tego nie pamiętał. Nie pamiętał nawet upadku. Nie mógł pamiętać, jak Tkaczka oderwała jedną z nici, które przeszkadzały jej pociągnąć wzór dalej, i odrzuciła ją na bok.
Nie mógł wiedzieć, że żyje zamiast kogoś. Ze jego dusza dawno powinna była opuścić ciało. Że przypadł mu cudzy los.
Ma dziesiątki tysięcy lat. Wedle miary feyrów jest miody. Za młody, żeby umierać, żeby odchodzić w Chaos. Ale żywiołowi to nie robi różnicy, chętnie przyjmuje ofiarę przyniesioną przez ludzi.
Krzyczy, woła córkę, prosi, żeby powstrzymała jesienny płomień, wiedząc, że i tak już jest za późno. Żywioł nie wypuści kogoś, kto wpadł w jego ręce.
– Chcesz żyć, Książę? – szepcze jeden z łaszących się do niego płomieni. – Chceszszszszsz?
Widzę nowy świat, dziecino, świat, w którym nie będzie wojny. W tym świecie srebro i stal nigdy nie spotkają się w boju. Ten świat powstanie na zgliszczach, powstanie z krwi, nienawiści i miłości. Kiedy pięć dusz odejdzie w Chaos, bo zdradziła je ich siostra, i nie będzie nadziei, wiatr stanie się ogniem, a śmierć zrodzi nowe życie.
Ognistym brzeszczotem odbiłam jedno z wodnych ostrzy, ale inne zatoczyło krąg i z przerażeniem zrozumiałam, że nie zdążę ani się uchylić, ani go odparować.
Czyjeś ciało wpiło się we mnie w ostatniej chwili i odrzuciło mnie w bok. Kes przycisnął mnie do ziemi, zasłaniając przed En-ne, ale kolejnego uderzenia nie było.
Kretyn! Mówiłam mu, że ma siedzieć w Kręgu, nosa stamtąd nie wystawiać! Co on kombi…
– Taaak… – Przez twarz Księżniczki zdrajczyni przemknął paskudny uśmieszek. – Kogo my tu widzimy? No proszę, nie spodziewałam się. Przynajmniej ciebie. Ojciec mógłby skorzystać z tego sposobu, ale ty, tak lubiący śmiertelników…? Jestem w szoku.
Kes stoczył się ze mnie i zerwał błyskawicznie na nogi. Próbowałam wstać, ale okazało się, że magia mi to uniemożliwia. Kes! Idiota! Bohater! Co on kombinuje?
Zaraz… o czym właściwie En-ne mówi?
Kes odgradzał mnie od Księżniczki. Ta cofnęła się. Widziałam tylko jego plecy, ale w postawie było coś do bólu wspaniałego, była w tym drapieżność i swoboda, coś dobrze mi znajomego. Nigdy go takiego nie widziałam.
– Ech, En-ne, En-ne, nic się nie zmieniłaś – zaśmiał się ochryple ktoś, kto w tej chwili posługiwał się ciałem maga. – Ciągle próbujesz pokazać ząbki i udowodnić, że masz je dłuższe niż ja i umiesz mocniej ugryźć? Daj spokój, od sarkazmu i kpin to ja tu jestem.
– Byłeś! – odparła, zmieniając się na twarzy. – Byłeś od tego!
– Byłem – zgodził się mój obrońca, kiwając głową. – Do momentu, kiedy mnie trafiło twoje zaklęcie. Dopóki mój podopieczny na mnie nie sprowadził zguby. Dopóki moja córka mnie nie zabiła.
– Nic mi nie zrobisz! – zawyła Księżniczka. – Ty nie żyjesz! Ciebie nie ma!
Człowiek odwrócił się i uśmiechnął się do mnie, zachęcająco i nieco smutno. Skądś znałam ten uśmiech…
En-ne rzuciła się na niego. Skuliłam się, nie chcąc patrzeć, jak zimna błękitna zorza wbije się w pierś mojego podopiecznego.
Nie było krzyku. Nie było płaczu. Był tylko szum, jakby wiatr przeganiał suche liście. Był cichy trzask płomienia i świdrujący w nozdrzach słodki zapach dymu.
– Lissi… – wykrztusiłam. – Ta… to…
Padł na jedno kolano i złapał w dłoń ostrze lecące naprzeciw niego. Czerwone promienie zachodzącego słońca splatały się z jego srebrzystymi włosami, nadając im barwę ludzkiej krwi.
– Nigdy nie byłaś w stanie dorównać mi w uczciwej walce, En-ne. To, że w tej chwili żadne z nas nie znajduje się w swoim ciele, niczego nie zmienia.
Rozłożył ręce i Księżniczka, próbując uwolnić broń, odleciała do tyłu, nie zdążywszy zatrzymać się na czas. Podniósł się i bezpośrednio z powietrza wyciągnął cienki kij, niczym nieróżniący się od tego, jaki miała w rękach En-ne. Tylko ostrza na końcach były z ognia.
– To nie twój żywioł! Nie masz prawa go używać! – zaprotestowała En-ne, odskakując do tyłu, do jednej z kolumn. – Nie czynisz swego prawa! To nie twój czas! To nie twoja moc!
Lis przerzucił kij do lewej ręki. Ostrza pozostawiały za sobą ognisty ślad.
– Kto tu mówi o prawie? Ktoś, kto złamał wszystkie możliwe i niemożliwe prawa? Nie kpij ze mnie i z Żywiołów, En-ne!
Wyciągnął przed siebie lewą rękę, trzymając kij poziomo. En-ne powtórzyła jego ruch. Nie orientowałam się już w magicznych kombinacjach… ojca. Wiedziałam, że specjalnie tak robi. Wiedziałam, że zawczasu zatroszczył się o to, bym nie mogła mu przeszkodzić. Nie mam pojęcia, jak mu się udało wrócić, jakie siły mu pomogły, ale teraz…
– Wyzywam cię, siostro. Udowodnij, że czynisz swoje prawo. Udowodnij, że jest twoim prawem decydować o losie tego świata! Ogień biorę na świadka!
– Czynię swoje prawo, bracie – uśmiechnęła się. – Przegrasz. Przyjmuję twoje wyzwanie. Prawdziwe wody biorę na świadka.
Ognista ścieżka pomknęła po ziemi, zakreślając krąg. Gdy tylko czerwona żmija pochwyciła swój ogon, zmroził ją lód.
Zamknęłam oczy, zacisnęłam je mocno, żałując, że mam skrępowane ręce, więc nie mogę zatkać uszu, zwinąć się w maleńki kłębek, ukryć twarzy.