Выбрать главу

— Tak często stykam się z wynikami pracy Diabła… — szepnął — że w końcu musiałem trafić i na Niego samego. To zupełnie zrozumiałe.

Gilburne uśmiechnął się bezradnie.

— Wiedziałem, że nie będzie pan mógł potraktować poważnie moich słów. Ja sarn… nie mogę w pewien sposób traktować ich poważnie… — Westchnął cicho i rozłożył ręce. — Wiemy przecież wszyscy, że Diabła nie ma.

To humorystyczne stwierdzenie, wypowiedziane takim tonem, wcale nie zabrzmiało śmiesznie. Było w nim coś niesamowitego, jak gdyby intonacja zawierała ukryte znaczenie, które przeczyło słowom. Ale nie poruszył się.

— Chodzi tylko o to, żeby nas pan wysłuchał. Obaj słyszeliśmy o panu tak wiele, że zdamy się absolutnie na pański sąd. Jeżeli powie nam pan, że nasze opowiadanie jest absurdalne, nie obrazimy się. Przeciwnie, ja osobiście odetchnę trochę. To wszystko jest tak nonsensowne, że gdyby nie lęk…

Urwał, jak gdyby czekając, że Joe zada mu wreszcie jakieś pytanie. Lecz Alex słuchał uważnie i nie poruszył się.

— Wiemy, że może nas pan uznać za nieszkodliwych wariatów, marnotrawiących panu czas, ale „kiedy skończę, przyzna pan na pewno, że trudno nam było udać się z tą sprawą do policji. Z racji mojego zawodu znam wielu poważnych ludzi w Scotland Yardzie, ale nie miałbym odwagi pójść z tym do któregokolwiek z nich. Na szczęście Thomas, to znaczy obecny tu pan Kempt, nasunął mi myśl poszukania pomocy u pana. Umówmy się więc może, że wysłucha nas pan tak, jak gdybyśmy mówili o najzwyklejszych sprawach, zgoda?

— Ależ oczywiście — powiedział Joe — jeżeli tylko wiara w pańskie słowa nie stanie się przeszkodą w zbawieniu mojej duszy. Roześmiał się cicho i przyjaźnie.

— Nie sądzę — Gilburne także spróbował odpowiedzieć uśmiechem. — Przyszliśmy tu wierząc, że być może podejmie się pan roli archanioła z mieczem ognistym w karzącej dłoni. O ile istnieje ktoś, kogo miecz ten powinien ukarać… Bo i tego nie wiemy na razie. Ale może niepotrzebnie uprzedzam fakty… — Znowu namyślał się przez chwilę. — Czy słyszał pan kiedyś o Diablej Skale?

— O Diablej Skale? Chyba tak… — Joe potarł dłonią czoło, jak gdyby pragnąc rozmasować ukryte za nim szare komórki, w których pamięć nagromadziła wszystko, co wiedział o Diablej Skale. — Nie bytem tam nigdy, ale czytałem o niej… — Nagle klasnął w ręce. — Oczywiście! Miejsce leży gdzieś na pograniczu Suffolk, kilkadziesiąt mil od Londynu. Związane z procesami czarownic w szesnastym czy siedemnastym wieku i z ich sabatami. Jest tam, zdaje się, Diabla Grota ze szczeliną, którą Diabeł wydostawał się z piekła, prawda? Interesowało mnie to kiedyś, bo zajmują się trochę historią stosunku społeczeństw do rzeczy nadprzyrodzonych… Ten na przykład stary, wędrujący mit o wejściu do państwa podziemnego przez szczelinę w ziemi jest bardzo ciekawy. Nazywano Szatana księciem powietrza, ale od początku dziejów ludzkości mieszkał pod powierzchnią ziemi. I począwszy od Heraklesa, wszyscy wchodzili do niego przez szczeliny w grotach. Zresztą jest w tym pewna logika. Taka szczelina prowadziła w głąb i nikt nie wiedział, co jest na jej dnie i czy w ogóle istnieje dno. Poza tym z wielu szczelin wydobywały się i wydobywają opary. W Delfach też było takie miejsce w grocie. Tam właśnie siedziała Pytia… Przepraszam, że odbiegam od tematu. Ale Szatan to moje hobby. Powracając do Diablej Skały, to, o ile sobie przypominam, miejsce było egzorcyzmowane przez biskupa, ale chyba nie na wiele się to przydało, bo w sto lat później Diabla Skała nadal była uznawana za miejsce sabatów i, jak mi się wydaje, sławny Matthew Hopkins, poszukiwacz czarownic, znalazł ich kilkanaście w sąsiedniej wiosce i wszystkie zostały powieszone. Tyle mniej więcej przypominam sobie w tej chwili.

— Wioska nazywała się Norford — powiedział Kempt — i nazywa się tak nadal. Leży między Hartest a Blue Medows, na krańcu pasma wzgórz, które zamyka Diabla Skała.

— Tak — Gilburne odetchnął głęboko — to bardzo szczęśliwy zbieg okoliczności…

— Co? — zapytał Alex.

— To, że interesował się pan Diabłem i jego historią na terenie Anglii. Bez względu na to, do jakich pan dojdzie wniosków po usłyszeniu naszego opowiadania, jestem przekonany, że istnieje jakiś związek pomiędzy tymi odległymi czasami a tym, co… co się może stać. Zanim zacznę opowiadać, proszę sobie uświadomić, że w okolicy, o której mówię, wszyscy słyszeli o Diable i jego sprawach więcej niż w jakiejkolwiek części kraju. Tyle tam krąży o nim podań i tyle jest miejsc związanych z nim i czarownicami, że chociaż od setek lat nikt nie bierze poważnie tego wszystkiego…

— W „Timesie” z 24 września 1863 może pan przeczytać, że pewien stary człowiek został uznany za czarownika i zlinczowany przez tłum w hrabstwie Essex… A Essex to najbardziej cywilizowany obszar naszego państwa… — mruknął Alex. — Tuż pod Londynem. Dziewięćdziesiąt siedem lat temu ludzie rozerwali tego staruszka na kawałki. Nie tak dawno… Ale przepraszam bardzo, nie chciałem panu przeszkodzić, chociaż ciągle to robię. Sir Alexander potrząsnął głową. — Chciałem tylko dodać, że wioska Norford nie liczy w tej chwili więcej mieszkańców niż w siedemnastym wieku. Bliskość Londynu i morza zawsze powodowały szybki odpływ wszystkich zbędnych rąk do pracy. Jest to śliczna, stara wioska. Niektóre zabudowania sięgają szesnastego wieku. Prawdziwe cudo prowincjonalnej architektury. Ludzie, którzy zamieszkują te domy, są raczej spokojni i pracowici. Przestępstw nie notuje się tam prawie żadnych. Zresztą zawsze tak było. Być może dlatego, że niespokojne duchy także ciągnęły w stronę morza i metropolii. Czarownic oczywiście nie ma już także od dawna. Ostatnią z tych nieszczęśliwych kobiet powieszono w 1684 roku. Pochodzę z tamtych stron i dobrze znam historię tego obszaru. Mieszkańcy zmienili się już bardzo. Są sceptyczni. Oczywiście nikt z nich ,za żadne skarby nie wszedłby nocą na Diablą Skałę ani nie zbliżyłby się do wejścia do Groty, ale to już zupełnie inne zagadnienie. Znam wielu wykształconych ludzi z wielkich miast, którzy za nic nie przenocowaliby na cmentarzu, a myślę, że co najmniej dziewięćdziesiąt procent kobiet nie zrobiłoby tego na pewno, bez względu na wyznaczoną nagrodę. W sumie więc stosunek mieszkańców Norford do ich starego Diabła jest dwudziestowieczny, to znaczy obojętny. Zresztą wioska leży za lasem, już po drugiej stronie pasma kredowych wzgórz, przeciętych wąwozem, w którego stromym zboczu, prawie pośrodku, znajduje się pieczara. Można się do niej dostać tylko wzdłuż karkołomnej, wąskiej półeczki skalnej. Dlatego Grota nie jest zaznaczona w przewodnikach turystycznych. Mniej więcej nad jej otworem leży szczyt urwistej, nagiej Diablej Skały, najwyższego punktu łańcucha wzgórz. Pod nią, w wąwozie, płynie strumień i zaraz później wąwóz kończy się, otwierając widok na szeroką równinę, ciągnącą się w stronę Cambridge i bliższego Fulbourn. Po drugiej stronie wąwozu, na podobnie stromej, chociaż nieco niższej skale stoi Norford Manor. Był tam kiedyś w trzynastym stuleciu warowny zameczek, spalony później i zrównany z ziemią podczas walk Białej Róży z Czerwoną. ;W roku 1602 ziemię tę kupił dworzanin starej już królowej Elżbiety, sir John Ecclestone, i na gruzach zameczku wybudował piękną, niewielką rezydencją, którą nazwał Norford Manor i zasadził przy niej park. Wkrótce po śmierci królowej opuścił dwór i zamieszkał w Norford Manor na stałe. Tam też umarł. Dom, który był kilkakrotnie przebudowywany od tego czasu, stoi w tym samym malowniczym miejscu, gdzie ongi stał zameczek. Z trzech stron podparty jest on pionowymi prawie ścianami skalnego cypla. A naprzeciw, po drugiej stronie wąwozu, ma Diablą Skałę i — nieomal na wysokości okien — Diablą Grotę w jej zboczu. Park przytyka do rezydencji tylko z jednej strony i rozszerza się, opadając łagodnie ku dolinie, pośrodku której stoi mój dom — Valley House. Ecclestone’owie nadal zamieszkują Norford Manor. Ponieważ obie nasze rodziny łączyła w ciągu dwustu lat przyjaźń, więc z biegiem czasu powstała nawet pomiędzy obu domami prywatna droga, wysadzona szpalerem krzewów przez mego dziadka i. przedostatniego właściciela Norford Manor. — Urwał. — Proszę mi wybaczyć, że tak wiele czasu zajmuje mi opis miejscowości, ale myślę, że w ten sposób wyjaśnić, od razu kilka spraw, które mogłyby być niejasne. Żeby usprawiedliwić moją tu obecność, chcę dodać, że i ja, jak moi przodkowie, jestem przyjacielem Ecclestone’ów…