Wyjął sztalugi z futerału, oglądał je przez chwilę, a potem wysunął długie, rozciągające się ramiona przyrządu.
— Widzisz… są lekkie i składają się z paru aluminiowych rurek, które wchodzą jedna w drugą. Dolny koniec wbija się w ziemię, a dwa górne ramiona utrzymują każde płótno… O, tu, na końcu mają takie śliczne uchwyty dla ramy obrazu… Popatrz…
Podszedł do ściany i manipulując sztalugami ujął w ich ramiona ciężkie ramy starego płótna, które wisiało na jednej ze ścian. Potem bez wysiłku dźwignął obraz, oderwał go od ściany i przekręcił w powietrzu.
— Jak myślisz, czy pozostawiłem odciski palców? — uśmiechnął się.
— Tak… — Parker pokiwał głową. — To jest wytłumaczenie sposobu, w jaki ten portret w jadalni zmieniał swoje położenie. Ale od tego daleko jeszcze do stwierdzenia, że pan Nicholas Robinson zamordował swojego teścia. I to w dodatku po spędzeniu całego popołudnia z tobą, kiedy stał o pół jarda od ciebie, gdy padł strzał. Nie chcesz mi chyba wmówić nic takiego?
— Och, Ben… — Alex odwrócił się ku niemu. — Pomyśl tylko, Ben… Jeżeli to nie było samobójstwo, to jak…
Nie dokończył, bo rozległo się pukanie do drzwi i wszedł doktor Archibald Duke. Zatrzymał się w progu.
— Słucham panów?
— Panie doktorze… — Alex nie patrzył na niego. Stał pośrodku pokoju rozglądając się szybko. — Przepraszam, że wkroczę w to, co można by nazwać intymną dziedziną pańskiego życia, ale chcielibyśmy wiedzieć, czy tylko uwodzi pan Cynthię Rowland, czy też może przypadkiem chciałby się pan z nią ożenić?
Przypuszczał, że Duke wybuchnie, ale młody lekarz odpowiedział bardzo spokojnie.
— Nie wiem, dlaczego musi to panów obchodzić, bo nie rozumiem zupełnie, jaki może to mieć związek ze śmiercią Irvinga Ecclestone, ale jeżeli upiera się pan przy tym i sądzi pan, że jest to potrzebne dla dobra śledztwa, to muszę panu zakomunikować, że chcę się z nią ożenić, i to wkrótce.
— Naprawdę?
— Tak. Kocham Cynthię, a jej charakter, uroda i maniery mogą być ozdobą każdego domu, nawet domu prowincjonalnego lekarza… — Uśmiechnął się przy tym lekko. — Powiedziałem to zresztą tylko dlatego, że najprawdopodobniej panowie nie jesteście przyzwyczajeni do małżeństw lekarzy z pokojówkami.
— Czy ona wie o tym?
— Powiedziałem jej to, nawet dziś. Ale nie wiem, czy mi uwierzyła? Ona jest przekonana, że… że istnieje pomiędzy nami zbyt wielka nierówność społeczna… A ja gwiżdżę na nierówności społeczne! — dokończył nagle ostro, jak gdyby polemizował gwałtownie z kimś, kto mu usiłuje wyperswadować to małżeństwo.
— Zupełnie słusznie — szepnął Joe, rozglądając się nadal i nie zwracając jak gdyby wielkiej uwagi na słowa młodego człowieka. — Gratuluję panu wyboru. To bardzo piękna i miła osoba. Chciałbym tylko, żeby pan to jej powtórzył przy nas, dobrze?
— Z największą przyjemnością… — powiedział sucho Duke.
Joe podszedł do drzwi i powiedział kilka słów półgłosem Jonesowi. Potem zawrócił i znowu stanął pośrodku pokoju, rozglądając się. W pewnej chwili podszedł do wielkiego starego łoża i uniósł kapę. Przy tej czynności zastała go wchodząca Cynthia Rowland. Joe opuścił kapę i uśmiechnął się do niej.
— Pan doktor Duke bardzo chciał złożyć w naszej obecności pewne oświadczenie… — Alex nadal rozglądał się po pokoju, co w końcu zdenerwowało Parkera. Zastępca szefa Wydziału Kryminalnego chrząknął głośno. Joe, jak gdyby nie zauważając tego, ciągnął dalej.
— Powiedział nam, że prosił o pani rękę i że chce pani wyjść za niego za mąż w najbliższym czasie. Czy to prawda?
— Powiedział… do panów… — Jej śliczne, pełne ;usta zaczęły drżeć.
— Oczywiście, że powiedziałem! — Duke podszedł i objął ją ramieniem. — Sam jestem ze wsi. Moja matka na pewno ucieszy się, kiedy nie przywiozę jej pełnej fochów pannicy z miasta, ale takie piękne stworzenie jak ty!
A wtedy Cynthia Rowland zrobiła coś zupełnie niespodziewanego. Opanowała się, wyswobodziła lekko z jego uścisku i powiedziała cicho:
— On mnie wysłuchał…
— Nie sądzę! — Alex przestał rozglądać się po pokoju i spojrzał z uśmiechem na dziewczynę. — W każdym razie niech mu pani nie dziękuje. Podobno Diabeł nie jest najlepszym przyjacielem młodych mężatek. I… — pogroził jej palcem — radzę nie zaglądać już do tej Groty.
Cynthia Rowland spojrzała na niego w zupełnym osłupieniu i przeżegnała się mimowolnie.
— Boże, zlituj się… — wyszeptała cichuteńko.
— O, to już lepiej. A poza tym zdaje się, że wypędzimy dzisiaj ostatecznie Diabła z tych stron. Moje dzieci, jestem z was bardzo zadowolony! Idźcie teraz po starą panią Ecclestone, wtoczcie ją do jadalni i czekajcie na nas. Zaraz tam przyjdziemy.
— Ale co ma Diabeł… — zapytał Duke — do…
— Och, doktorze, wiele jest rzeczy na ziemi i w niebie, o których… Wie pan przecież, co chcę powiedzieć. Idźcie, błogosławimy was w imieniu Służby Śledczej Jej Królewskiej Mości. A nie każdemu zdarza się podobne błogosławieństwo w dniu zaręczyn! Odprowadził ich oczyma do drzwi, a kiedy zamknęły się one za młodą parą, wyraz rozbawienia zniknął tak nagle z jego twarzy, jak gdyby ktoś niewidzialny starł go gąbką.
— Tu są tylko dwa miejsca, Ben! — powiedział szybko. — Jednym jest łóżko, a drugim ta szafa ścienna.
— Dwa miejsca do czego? — Parker zbliżył się do niego. — Czego szukasz?
— Tego szylinga, o którego założyłem się z tobą!
I nie mówiąc już ani słowa Joe podszedł do szafy. Jak barbarzyńca zaczął wyrzucać z niej poukładaną w równiutkie stosy bieliznę, szale i swetry. Potem szybko, centymetr po centymetrze, obejrzał ścianki od góry do dołu.
— Nie ma nic… — mruknął cicho i zawrócił w kierunku łóżka. — Zresztą nie wierzyłem w to, bo to za skomplikowane…
Zerwał kapę z łóżka, potem kołdrę, prześcieradło, odgiął materac i…
— Nic… — powiedział cicho. — Absolutnie nic… Czy to możliwe? To przecież musiało być tu… Musiało, Ben, albo…
— Co musiało? Zacznij wreszcie mówić! Przecież ze mną nie chcesz chyba bawić się w ciuciubabkę?!
— Och, daj mi pomyśleć… daj mi pomyśleć! Przecież nie jestem chyba ślepy… Ślepy? — Nagle uderzył się dłonią w czoło. — Oczywiście! A cóż za błazen ze mnie, Ben! A cóż za błazen ze mnie!
Nagle znieruchomiał i zmarszczył brwi. Stał tak przez chwilę w milczeniu, potem uniósł na Parkera oczy, w których ten ostatni dostrzegł nagły lęk.
— Słuchaj… — Alex potarł ręką czoło. — Przecież to nie może być chyba… To nic może być zbrodnia absolutna?… Jestem zupełnie bezradny… Zaczekaj… Ależ tak! Ależ tak! — Chwycił przyjaciela za ramiona. — Ben, trzeba natychmiast spuścić wodę z tego basenu. Weź paru swoich ludzi z najsilniejszymi latarkami i chodźcie tam! Na szczęście okna jadalni nie wychodzą na park. I nie pozwól pod żadnym pozorem nikomu ruszyć się z tej jadalni, choćby przedstawiali nie wiem jakie powody! Och, teraz nie mogę się mylić! Cóż to za zdumiewający osobnik, ten Diabeł! Zdumiewający!
— Ale co spodziewałeś się tu znaleźć!
— Drzazgą, Ben, najważniejszą drzazgę w historii kryminalistyki! Tymczasem okazało się, że byłem tylko głupim dzieckiem, a on starym, mądrym Szatanem! Ale przedstawienie jeszcze nie skończone. O, nie!
I nie czekając odpowiedzi przyjaciela wybiegł z pokoju.