— Tak… rozumiem. Ale nie rozumiem jednego: w jaki sposób taka zbrodnia, tak ściśle zależna od czasu, od każdej minuty, mogła zostać tak idealnie obliczona? Skąd on wiedział, że musicie nadejść o tej porze, a nie na przykład o innej?
— Och, to jest proste. Z okien Norford widać przecież łąkę otaczającą Valley House… I chociaż jest daleko…
— Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że gołym okiem…
— Nie. Nie chcę. Dlatego wpadłem do pokoju Kempta i zadałem mu jakieś nic nie znaczące pytanie. Dostrzegłem lornetkę, dużą, solidną, porządnie powiększającą. Przy jej pomocy z łatwością dostrzegł nas wychodzących z domu i kierujących się ku furtce w murze drogą, która prowadziła jedynie do Norford Manor i na przebycie której musieliśmy zużyć ilość czasu znaną mu dokładnie, gdyż najprawdopodobniej przeszedł nią kilka razy z sir Alexandrem przedtem. A wiedział oczywiście, że nasze tempo będzie uzależnione od szybkości, z jaka poruszać się będzie Gilburne, który jest ułomny. Wtedy prawdopodobnie zaczął działać jak maszyna. Zszedł na dół i obliczył dokładnie czas. Pistolet Irvinga miał już prawdopodobnie zaopatrzony w tłumik i przygotowany w kieszeni. Agnes także miała pod fartuchem jego pistolet ze ślepym nabojem w lufie. Kiedy osądził, że czas już nadszedł, otworzył drzwi gabinetu Irvinga, wszedł pod byle jakim pozorem i strzelił mu z bliska w głowę, a potem ulokował mu w ręce pistolet, zdejmując uprzednio tłumik. Klucz od pokoju Patrycji rzucił do terrarium, a klocki wsunął do szuflady. Potem wyjął klucz z drzwi Ecclestone’a i położył go na biurku, wyszedł, zamknął drzwi kluczem numer dwa, zszedł na dół, poinformował czekającą na tarasie wspólniczkę, że czyn został dokonany, i ruszył w stronę basenu. Tam ukrył w skrytce klucz i tłumik, wyszedł z wody na nasze spotkanie, a kiedy Agnes strzeliła, pobiegł za nami, odebrał jej pistolet w hallu i resztę już znasz…
— Tak… — Parker w ciemności pokiwał głową. — Bardzo to wszystko proste, kiedy tak o tym mówisz.
— Prawda? — Joe zapalił papierosa. Przez chwilę blask zapałki oświetlał twarze obu mężczyzn, zmęczone, ale tryumfujące.
— I jeszcze jedno… Dlaczego wtedy rano powiedział, że szedł się kąpać, kiedy był w piżamie i w szlafroku?
— Myślę, że Cynthia zaskoczyła go, pojawiając się tak wcześnie. .Właśnie skończył obracać obraz przy pomocy tego piekielnego szwajcarskiego statywu, kiedy usłyszał ją, być może… Nie wiedział oczywiście, tak jak nie wiedział nikt z domowników, o jej romansie z doktorem Dukiem. Wtedy powiedział do niej, że właśnie szedł się kąpać, a ja zarejestrowałem w podświadomości błąd jego stroju. Oczywiście sam ten fakt nie oznaczał jeszcze nic. Ale potem stał się dodatkowym bodźcem do mego nieustępowania z teorii zabójstwa na rzecz samobójstwa.
— Tak, rozumiem — Parker skinął głową. — I jeszcze jedno…
— Co?
— Masz.
W ciemności wyciągnął rękę. Joe uczuł w dłoni chłodny, metalowy krążek.
— Co to jest? — zapytał.
— Mój Boże… — Parker westchnął. — I pomyśleć, że człowiek, który rozwiązuje takie zagadki, nie potrafi bez latarki rozpoznać jednego angielskiego szylinga, trzymając go w dodatku w ręce!
Joe uśmiechnął się.
— Myślałem o czym innym… — powiedział głośno.
I rzeczywiście myślał w tej chwili o dalekim, słonecznym kraju, gdzie pewna śliczna panna spała już chyba po ciężkim dniu pracy na terenie wykopalisk.