Выбрать главу

– Cóż, biały człowieku, jednak mnie pokonałeś.

Jim nie odpowiedział. W ich stronę szło trzech policjantów, więc dał im znak, by się nie zbliżali.

– Może powinienem był zrozumieć, że czasy się zmieniły – powiedział Psi Brat, spluwając krwią na ziemie. – Może powinienem był zrozumieć, że na świecie nie ma już miejsca dla takich jak ja.

– Chcesz wzbudzić we mnie współczucie? Przez ciebie zginął niewinny chłopak… utraciłem też kobietę, którą kochałem. John Trzy Imiona również nie zasługiwał na śmierć.

– Gdybym tylko dostał z powrotem moje serce… – wymamrotał Psi Brat.

– Nie oddam ci go. Twoje dni na tym świecie są policzone, Coyote.

– Przypominam ci, że posiadam władzę nad śmiercią. Owszem, zabrałem życie paru ludziom. Ale to, co zostało zabrane, może zostać zwrócone.

– O czym ty mówisz?

– O układzie, biały człowieku. O odzyskaniu mojego serca.

– Chcesz mi powiedzieć, że możesz przywrócić tych ludzi do życia? O czym ty mówisz? Mojej dziewczynie urwano głowę i spalono jej ciało. Została złożona ci w ofierze.

– A czymże jest ofiara? Prezentem, i tyle. A prezenty zawsze mogą zostać zwrócone.

– Nie wierzę ci.

Psi Brat pochylił głowę i splunął krwią.

– Masz do tego prawo. Ale czyż nie byłoby wspaniale, gdyby to była prawda?

Jim milczał przez długą chwilę. Rozejrzał się po stadionie. Zaniepokojeni widzowie krążyli nerwowo po trybunach, a gracze obu zespołów spoglądali na niego zdumieni. Chmury rozeszły się i wyjrzało zza nich słońce.

– Jeżeli zwrócę ci serce – powiedział – musisz obiecać mi, że zostawisz w spokoju Catherine Biały Ptak, raz na zawsze, i wrócisz do Fort Defiance. A jeśli chcesz mieć żonę, musisz znaleźć sobie dziewczynę Navajo, która naprawdę cię zechce. Jeżeli znowu zaczniesz się kręcić przy Catherine Biały Ptak, dopadnę cię, a wtedy pożałujesz, że się urodziłeś.

Psi Brat pokiwał głową.

– Proszę się nie martwić, panie Rook. Już jej więcej nie tknę.

Jim dał znak Russellowi, by przyniósł mu serce.

– Zasługujesz na medal – powiedział, a potem podał serce Psiemu Bratu, który obejrzał je uważnie i wepchnął sobie w pierś, jak człowiek chowający portfel do kieszeni. Przesunął dłońmi po ciele, kości połączyły się ze sobą z cichym chrzęstem, a ranę pokryła skóra.

– Powinienem zrozumieć, że czasy się zmieniły – powiedział wstając. – Wielu z nas zginęło, ale to było dawno temu, przynajmniej z ludzkiego punktu widzenia. Może nadeszła już pora, by o tym zapomnieć. – Dotknął gwizdka, który zwisał Jimowi z szyi. – Jeżeli będziesz potrzebował kiedyś wsparcia, dmuchnij w to.

W tym momencie podeszła do nich Catherine Biały Ptak, a za nią Henry Czarny Orzeł.

– Nie wiem, jak mam panu dziękować – powiedziała.

– Zacznij od wybaczenia swemu ojcu – odparł Jim. – A potem zapracuj na najlepsze oceny z angielskiego.

Obrócił się, by powiedzieć coś Psiemu Bratu, lecz jego już nie było. Słońce świeciło nad wilgotnym boiskiem, w powietrzu ostro pachniało ozonem.

Catherine wzięła Jima za rękę i razem wrócili do szkoły. Była cała mokra, jej włosy pozlepiały się w strąki, jednak wcale nie ujęło jej to urody.

– Chodzi pan na randki z uczennicami? – zapytała, ściskając jego dłoń.

Jim uśmiechnął się do niej i odpowiedział podobnym uściskiem.

– Nie – odparł. – Nigdy.

Tego samego wieczoru w kostnicy w West Grove ciało Martina Amato, kapitana drużyny futbolowej, wyprężyło się nagle i zadygotało. W innej kostnicy, w Windo w Rock w Arizonie, ciało Johna Trzy Imiona, indiańskiego dziennikarza, wydało z siebie głęboki jęk.

Za motelem Navajo Nation Inn wiatr utworzył niewielką trąbę powietrzną i zapłonęły drobne błękitne ogniki. W powietrzu zawirował kurz i popiół, a potem z ziemi wyłoniła się kobieca ręka.

Graham Masterton

***