– A w Jana trzeba strzelać srebrnymi kulami?
Nick się zawahał. Nie odwracając się, pokręcił głową.
– Po pierwsze, to bzdura. A po drugie, czy naprawdę życzy mu pani śmierci? Spokojnie, Rudzieńka...
Dojenie poszło sprawniej. Albo Nick nabierał wprawy, albo Ruda okazała się bardziej ugodowa.
Irena przysiadła na drugiej ławce – w kącie. Objęła kolana rękami.
– I co teraz będzie, Nick?
– Teraz Jan będzie potrzebował dużo hemoglobiny. I wszyscy będziemy musieli obżerać się hematogenem. A ja od dziecka nie znoszę tego paskudztwa. Wciskali mi go jako czekoladę; ależ to było obrzydliwe.
Irena przyglądała się jego zgarbionym plecom. Aż za dobrze pamiętała, jak te plecy zasłaniały ją przed pociskiem.
Choć Trosz raczej nie chciał jej zastrzelić.
Z drugiej jednak strony, tak trzęsły mu się ręce... Kula, która trafiła w terenówkę, mogła pójść rykoszetem.
– Nicku... Czy Jana nie da się zabić zwykłą kulą? Strugi mleka trafiały w wiadro jak poborowy w tarczę; co chwilę chybiając. Strzelało jednak nie „na wiwat", lecz na podłogę, na siano i na spodnie dojącego.
– Cicho, Rudzieńka, uspokój się... Można, Ireno. Można. – Czyli Trosz mógł... – Oczywiście. Bez problemu. Gdyby zachował więcej zimnej krwi... Choć kaliber był dość mały. Trzeba trafić prosto w oko... Spokojnie, Ruda. Spokojnie. Ireną wstrząsnął dreszcz.
– A dlaczego Jan dopuszcza... dopuścił, by Trosz miał tak łatwy dostęp do broni?
Nick przez chwilę wiercił się na taborecie.
– Do diabła, bolą mnie palce... A plecy... Już wolałbym trafić sześć lat temu na krzesło elektryczne, niż doić teraz tę przeklętą krowę.
Stuknęły zamykane drzwi. Irena drgnęła i odwróciła się.
– ...może kupię automatyczną dojarkę?
Semirol stał wyprostowany; zranioną, lewą rękę trzymał w kieszeni kurtki.
– Jak sobie życzysz, Janie – odparł Nick spokojnie. – Powinieneś leżeć i nie wstawać jeszcze przynajmniej jeden dzień.
Irena zdała sobie nagle sprawę, że wampir mógł przecież usłyszeć nie tylko ostatnie zdanie, lecz także większą część ich rozmowy.
– Jak ramię? – zapytała z troską w głosie. Chyba zbyt troskliwie. Wręcz nerwowo.
– Dziękuję, Ireno... To nic takiego. Nic strasznego. Mogę się przysiąść?
Irena po chwili wahania przesunęła się, robiąc obok siebie miejsce dla adwokata.
– Ależ śmierdzi w tej waszej oborze... – Semirol usiadł i oparł się o ścianę. – Przecież tu nie ma czym oddychać, Ireno.
– Chcesz mleka? – zapytał krótko Nick.
– Chcę krwi – odparł Semirol w tym samym tonie. Zerknął na Irenę i uśmiechnął się ledwie zauważalnie. – Nie bój się, to tylko niewinny żart... Trosz się znalazł.
Irena drgnęła. Nick zostawił krowę, zwiesił opuchnięte ręce między kolanami i zgarbiony znieruchomiał, nie odwracając głowy.
– Powiesił się na skraju lasu... na sośnie. Elzie na razie o tym nie wspominajcie. Przepraszam, że mówię o tym w twojej obecności, Ireno. Ale sama rozumiesz, że prędzej czy później i tak byś się o wszystkim dowiedziała.
– Tak – wyszeptała Irena.
Stwórca jest martwy. Stwórca jest martwy... Po co żyć, jeśli Stwórca...
– Ireno – Semirol delikatnie położył zdrową rękę na jej kolanie. – Czy ostatnio rozmawiałaś z Troszem?
– Tak – odparła, gdyż zaprzeczanie nie miało żadnego sensu.
– I jak go odbierałaś? Skąd ten dziwny pomysł... sama zresztą słyszałaś, co na koniec powiedział?
– Na koniec?
– Po obu wystrzałach. Przyznam się, że szumiało mi w uszach i nie jestem pewien, czy dobrze usłyszałem... Co powiedział?
– Zrobił to w afekcie – cicho zasugerował Nick. – Biedny chłopak.
Irena milczała.
Gdyż wystarczyło otworzyć usta, by przyłapano ją na kłamstwie.
Trosz nie miał pogrzebu. Najwyraźniej odszedł z farmy podobnie jak inni skazańcy – w postaci popiołu i czystego ognia.
Po tygodniu Semirol był już zupełnie zdrów.
A jeszcze dwa dni później nie wrócił z miasta sam.
Irena, mimo protestów, została zamknięta w pokoju i tylko przelotnie dostrzegła przez okno, jak wampir wyprowadza z terenówki niskiego mężczyznę w kajdankach – łysego, korpulentnego, z siwą bródką i oszalałym wzrokiem.
Nigdy już nie zobaczyła tego człowieka. I zabroniła sobie zastanawiania się nad jego losem. Na szczęście praca pochłaniała jej całą energię i ochotę do rozpamiętywania przeszłości.
Semirol przychodził do niej nocami – nauczyła się nie panikować, słysząc odgłos jego kroków. Tym bardziej że było między nimi coś w rodzaju partnerskiego układu – on udawał, że nie słyszał rozmowy o srebrnych kulach. A ona, że los Trosza, podobnie jak nieznanego brodacza, w najmniejszym stopniu jej nie obchodzi.
Semirol obchodził się z nią delikatnie. Był też mądry i jego komplementy schlebiały Irenie – choć niekiedy oddałaby wszystko, by wampir był trochę głupszy.
Czasem budziły ją koszmary. Śnił jej się rozbity w drobny mak żółty samochód i leżące na drodze, zakrwawione ciało Andrzeja Kromara.
Zaciskała zęby. Gdyż w żadnym wypadku nie chciała, by Semirol usłyszał, jak mamrocze przez sen: Stwórca nie żyje... Modelator nie żyje.
Był sam środek zimy, gdy test ciążowy dał pozytywny wynik.
Rozdział 8
Wsłuchiwała się w siebie i niczego nie czuła.
Snuła się po pokoju, siadała do pracy, znów wstawała, schodziła na podwórze, gdzie byczkowaty Sit przeglądał jakieś mechaniczne rupiecie; wychodziła za bramę i patrzyła na nisko wiszące nad górami słońce.
Nie była sama. W jej wnętrzu zamieszkał – na dobre i na złe – ktoś niebędący częścią jej ciała. Ktoś inny. Nie ona.
Nick chodził za nią jak cień. Bał się być ciągle na widoku, ale bardziej obawiał się, że nie zdąży podstawić ręki, kiedy Irena się potknie, czy podsunąć jej krzesła, gdy zechce usiąść.
Początkowo jego opiekają drażniła. Jednak wkrótce okazało się, że obecność Nicka bywa bardzo pomocna, szczególnie wtedy, gdy czuła, jak bardzo jest samotna i jak wszystko jej zbrzydło; gdy nie miała już sił, tak jak wcześniej, by liczyć tylko na siebie.
Semirol dużo pracował i ku radości Ireny bywał często i długo nieobecny. Administrator Sit otrzymał najwyraźniej polecenie, by nie niepokoić Ireny swą obecnością; Elza ostatecznie przeniosła się do zabudowań gospodarczych – zdaje się, że nawet tam nocowała.
Na skraju lasu, w pewnej odległości od innych drzew, poskrzypywała na wietrze koślawa sosna. Na gałęzi powiewała żałobna wstążka.
Sit wpadł do salonu czerwony ze złości i Irena nie przestraszyła się jedynie dzięki swej powolności. Nie zdążyła.
– Wytłumacz tej suce, doktorze. Chyba zupełnie jej odbiło. Powiedz jej. Uspokój ją, bo Jan to zrobi...
Nick spojrzał na Irenę i uspokajająco dotknął jej ramienia. Odwrócił się do Sita i zapytał lodowatym tonem.
– O co chodzi?
Sit otwarł już usta, lecz w ostatniej chwili także spojrzał na Irenę. Skrzywił się.
– Chodźmy, doktorze, wyjaśnię ci... A przy okazji tej suce. Kim jest i co powinna robić...
– Gówno muszę z tobą robić.
Elza rzadko pojawiała się w salonie. Teraz nie miała na sobie zwyczajowej chusty; krótkie włosy sterczały w nieładzie, szal na szyi był wyzywająco rozchylony, odsłaniając całe pole blizn – starych, świeżych, wąskich i szerszych.