– Gówno muszę z tobą robić, bydlaku. Sam się obsługuj. Albo niech Jan kupi ci dmuchaną lalę.
– Ach, ty...
Nick zagrodził drogę rozjuszonemu Sitowi. Irena sądziła, że Sit zmiecie ze swej drogi szczupłego lekarza bez większego wysiłku – stało się jednak inaczej. Nickowi jakimś cudem udało się wykorzystać impet Sita, zmienić trajektorię jego ataku i skierować go obok celu, na ścianę. Elza, blada, z mocno zaciśniętymi wargami, nawet nie drgnęła.
– Myślałam... że już... tego nie będzie. Nie... tutaj... – Elza wtrąciła kilka niezrozumiałych słów i Irena nie od razu zorientowała się, że przeszła po prostu na profesjonalny żargon. Dopiero słysząc coś takiego, można było wyobrazić sobie, gdzie, jak i z kim przychodziło „pracować" obecnej oborowej.
– Puszczaaaj... – Tym razem Sit usunął Nicka ze swej drogi, nie rzucił się jednak po raz drugi na Elzę – za to samym spojrzeniem mógłby rozpłatać wołową tuszę.
– A więc... A więc to tak. Dobra, niech tylko Jan wróci... Elza zamilkła. Wydawało się, że na jej twarzy leżą trzy sznurki – dwa sznureczki oczu i bardzo cienki sznureczek ust. Nick odwrócił się do Ireny. Podszedł do niej i mocno ujął pod łokieć.
– Ireno... Bardzo panią proszę. Nie wolno się pani denerwować. W ogóle. Niech pani idzie do siebie.
– Pójdziesz na przemiał – oznajmił Elzie Sit. – Własnymi rękoma wrzucę do pieca twoją pustą skórę; niech tylko Jan wróci...
– Życie wam zbrzydło?! – warknął Nick. – Jazda mi stąd. Oboje. Ale już!
Sit zjeżył się i wyszedł, trzaskając drzwiami. Elza wciąż stała bez ruchu; sznureczek jej ust zdawał się uśmiechać.
– Wyjdź – rzekł Nick tonem ciszej. – Wszystko wyjaśnimy... Ale czy naprawdę tak trudno się pohamować?!
Elza osunęła się po ścianie. Szlochała niemal bezgłośnie, za to zalewając się łzami; dłonie, którymi zakrywała twarz, od razu zrobiły się mokre.
– Do licha, Ireno... niech już pani stąd idzie. Wszystko wyjaśnimy. Wszystko będzie w porządku; tylko nie powinna pani...
Podeszła do Elzy i usiadła obok niej. Milczała przez chwilę. Objęła ją za drżące ramiona.
– No... on przecież... niech pani nie zwraca uwagi; wszystko będzie...
– To przez ciebie, szmato – rzekła Elza przez łzy. – Trońka przez ciebie... ześwirował... naplotłaś mu o Stwórcy. O modelu... I on uwierzył...
Irena czuła na karku stwardniały nagle wzrok Nicka. Wstała. W milczeniu poszła do siebie, położyła na łóżku w ubraniu i naciągnęła koc do samego podbródka.
Nie słyszała, o czym Semirol, Nick i administrator rozmawiali następnego dnia. Po wyjściu z gabinetu adwokat sprawiał wrażenie spokojnego; Nick był nienaturalnie milczący, a na twarzy Sita malowało się coś w rodzaju posępnej satysfakcji.
Ireny nikt nie zaczepił. Nick, wbrew swemu zwyczajowi, nie przypomniał jej o porannym spacerze, Sit nawet na nią nie spojrzał, a Semirol skinął jej z roztargnieniem i udał się do biblioteki, gdzie towarzystwa dotrzymywały mu książki i magnetyczne rybki.
Irena wróciła do siebie, usiadła za komputerem i przeczytała to, co do tej pory udało jej się napisać.
Stara topola rosła nie po prawej, lecz po lewej stronie bramy. Gdy to zauważyłam, przez chwilę stałam bez ruchu, nie mogąc ruszyć się z miejsca.
Peter twierdził, że przebywanie w tkance modelu jest całkowicie bezpieczne dla zdrowia.
Wiatr pachniał jesienią. Furtka skrzypiała swojsko i znajomo; przeciągnęłam dłonią po deskach, upewniając się, czy nie są hologramem albo iluzją. Tkanka modelu?
Nie; potem się nad tym zastanowię. Gdy siądę za komputerem i napiszę czarno na białym: Rozdział pierwszy...
– Sensej?
Jakiś ruch w budzie. Wynurzyła się jedna łapa, potem druga.
Przespał mój powrót?!
Radosny pisk. Pies skoczył mi na powitanie – zaspany, dziwnie mały, z obwisłą sierścią, niezgrabny.
– Sensej, to ty?!
Irena oderwała wzrok od monitora i zamknęła oczy.
Wszystko to było znacznie słabsze niż sławetne „pierwsze opowiadania"; te, których nikt nigdy nie napisał, a mimo to istniały. Wiedziała, że opowiadania należą do niej, że z czasem napisze coś lepszego. I dzień za dniem ciągnęły się te zmagania, pogoń za liderem. Irena jakby konkurowała w mistrzostwie z własnym cieniem, ze swą bardziej utalentowaną połową. Konkurowała i najczęściej przegrywała.
Dziś praca w ogóle jej nie szła. Samotność, której zwykle pragnęła, tym razem ją przytłaczała.
Semirol jej unikał. Jeśli wcześniej miała co do tego wątpliwości, to teraz zostały one całkowicie rozwiane. Semirol zrobił swoje i całkowicie przekazał ją pod opiekę lekarza. Zapłodnioną samicę.
Przygryzła wargę.
On coś podejrzewa. Nie wiadomo, co naopowiadała mu Elza, a co Trosz nagadał Elzie przed śmiercią – być może wersja o schizofrenii Ireny uzyska teraz dodatkowe potwierdzenie. Choroba psychiczna, która, co śmieszniejsze, jest zaraźliwa – pierwszą jej ofiarą został Trosz, w kolejce czeka Elza.
Do biblioteki Irena weszła odruchowo, mając nadzieję, że Semirola dawno w niej nie ma. Magnetyczne rybki przemierzały akwarium, wampir siedział pochylony nad biurkiem i przeglądał pożółkłe stronice starych gazet.
– Janie.
– Tak?
– Nie przeszkadzam?
Przerwał swoje zajęcie. Wstał i podszedł do Ireny; odruchowo zwróciła uwagę, że jest w doskonałej formie. Miał wspaniałą cerę. Krótkie, lśniące włosy sterczały jak szczotka. I tylko oczy były zmęczone i przekrwione.
– Janie... muszę ci coś powiedzieć.
Milczał przez chwilę. Nieoczekiwanie wziął ją za rękę; jego dotyk nie wzbudził w niej odrazy i nie cofnęła dłoni.
– Nie możesz się denerwować, Ireno... W najmniejszym stopniu nie zawiniłaś w tym, co zdarzyło się z Troszem. Tak wyszło. Było to źdźbło, które przeważyło szalę.
Milczała.
Semirol objął jej ramiona. Przyciągnął do siebie. Poczuła, jak bije jego serce; dwukrotnie wolniej niż u przeciętnego człowieka i półtora raza niż u Andrzeja Kromara.
– Czy bardzo panią zmartwi, Ireno, jeśli porozmawiamy o pani byłym mężu?
– To bardzo dziwna postać. Zasięgnąłem pewnych informacji... Tak, istnieją dokumenty potwierdzające śmierć Andrzeja Kromara w wypadku samochodowym. A jednocześnie nie ma żadnego świadka; nikogo, kto by uczestniczył w pogrzebie. Nie miał bliskich przyjaciół. Jego jedyną rodziną byłaś ty... Byłą rodziną. W dniu wypadku, podobnie jak w dniu pogrzebu, nie było ciebie w mieście. Byłaś nie wiadomo gdzie. Dysponuje siecią informatorów... znalazłem mieszkanie, które Kromar wynajął krótko przed śmiercią.
Irena siedziała, ściskając do bólu oparcie fotela. W gabinecie panował półmrok, lampka spoglądała w sufit nieobecnym wzrokiem.
– Jak się czujesz? Czy nie nazbyt cię... obciążam?
W milczeniu pokręciła głową.
– Tak więc... Pewna miła kobieta, właścicielka mieszkania, dowiedziała się o śmierci Kromara przypadkowo, z gazet. Bardzo to przeżyła. Zrobiła spis jego rzeczy, dała ogłoszenie i uczciwie czekała na spadkobierców. I na nikogo się nie doczekała. Spadek był zresztą skromny – jakieś rzeczy osobiste, rower i stary, niedziałający komputer...
Irena nie mogła się opanować.