Agnes w napięciu patrzyła na ojca. Miała nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone.
– Załatwiłem ci pracę w kamieniołomie we Fjällbace. Pomnik dokończy kto inny. Zapłaciłem też czynsz za pierwszy miesiąc za pokój z kuchnią w baraku. Potem musicie sobie radzić sami.
Agnes jęknęła. Sięgnęła ręką do gardła, jakby się dusiła. Anders czuł się, jakby stał na pokładzie tonącego okrętu. Jeśli miał jeszcze jakieś nadzieje na wspólną przyszłość, stracił je, kiedy zobaczył, z jaką pogardą Agnes na niego patrzy.
– Ojcze kochany – błagała. – Nie możesz mi tego robić. Prędzej sobie życie odbiorę, niż pójdę mieszkać do śmierdzącej szopy z tym tam.
Anders skrzywił się. Gdyby nie dziecko, obróciłby się na pięcie i poszedł precz, ale mężczyzna musi brać odpowiedzialność za swoje czyny, choćby było to bardzo trudne. Nauczył się tego jeszcze w dzieciństwie. Został więc, chociaż pokój nagle wydał mu się ciasny i duszny. Próbował wyobrazić sobie życie z kobietą, której jest wstrętny.
– Co się stało, to się nie odstanie – odpowiedział August. – Masz całe jutrzejsze popołudnie, żeby zabrać z domu tyle, ile dasz radę unieść. Potem zostaniesz odwieziona do Fjällbacki. Wybieraj rozsądnie, bo z sukien wieczorowych raczej nie będziesz miała pożytku – dodał złośliwie. Widać było, że córka zraniła go do żywego i nic już tego nie naprawi.
Gdy zamknęły się za nim drzwi, zapadła znamienna cisza. Anders zobaczył nienawiść w oczach Agnes i wzdrygnął się. Jakiś głos podpowiadał mu, żeby uciekał, póki czas, ale nie ruszył się, jakby miał nogi przybite do podłogi.
Przeszedł go dreszcz. Miał przeczucie, że nadchodzą złe czasy.
Morgan widział, jak policjanci wchodzą i wychodzą z domu. Nie zastanawiał się, po co przyszli. Nie miał takiego zwyczaju.
Przeciągnął się. Było późne popołudnie. Jak zwykle niemal cały dzień przesiedział przed komputerem. Mama ostrzegała, że będzie miał problemy z kręgosłupem, ale Morgan nie widział powodu, żeby się martwić na zapas. Wprawdzie już miał niewielkie skrzywienie, ale nic go nie bolało, więc jego umysł nie zarejestrował problemu. Na razie był to problem raczej natury estetycznej. Jeśli ktoś nie jest całkiem normalny, nie przejmuje się czymś tak błahym jak skrzywiony kręgosłup.
Jak przyjemnie siedzieć w spokoju. Wreszcie nikt nie zawraca głowy. Nie lubił tej dziewczynki. Nawet bardzo. Bez przerwy przychodziła i przeszkadzała mu, gdy był zajęty pracą, a kiedy mówił, żeby sobie poszła, udawała, że nie słyszy. Inne dzieci bały się go albo wytykały palcami, gdy wychodził z domu, co zresztą zdarzało się bardzo rzadko. Sara nie bała się zupełnie, nawet kiedy na nią krzyczał, i natarczywie domagała się jego uwagi. Potrafiła go doprowadzić do takiego stanu, że stawał bezradnie, zatykał uszy i krzyczał. Miał nadzieję, że sobie pójdzie, a ona tylko się śmiała. Co za ulga, że już nie wróci. Nigdy.
Śmierć w różnych postaciach, a zwłaszcza jej nieodwołalność, była stale obecna w jego myślach. Fascynowała go. Najbardziej lubił pracować przy grach komputerowych, w których było dużo śmierci. Śmierci i krwi.
Czasem myślał o odebraniu sobie życia. Nie dlatego, że nie chciał żyć. Chciał się przekonać, jak to jest. Dawniej mówił o tym. Wprost powiedział rodzicom, że zastanawia się nad odebraniem sobie życia. Dla niego była to informacja jak każda inna, ale kiedy to powiedział, zrozumiał, że takie myśli powinien zachowywać dla siebie. Zrobiło się straszne zamieszanie. Jeszcze częściej musiał odwiedzać psychologa. Obserwowali go przez całą dobę, zwłaszcza mama. Wcale mu się to nie podobało.
Nie rozumiał, dlaczego wszyscy tak bardzo boją się śmierci. Nie pojmował, skąd tyle emocji, gdy tylko ktoś o niej wspomni. Śmierć to pewien stan, jak życie. Dlaczego miałaby być od niego gorsza?
Najbardziej chciałby zobaczyć, jak rozcinali tę dziewczynkę podczas sekcji. Stałby sobie obok i patrzył, żeby się dowiedzieć, czego ludzie tak bardzo się boją. Może odpowiedź znalazłby w środku. A może w wyrazie twarzy tych, co ją rozcinali.
Śniło mu się czasem, że leży w kostnicy. Cały nagi na zimnym metalowym stole. Widział błysk noża, na chwilę zanim naciął mu klatkę piersiową. O tym też nikomu nie opowiadał. Na pewno pomyśleliby, że oszalał. Jakby nie wystarczało, że nie jest normalny. Z tą etykietką już się nauczył żyć.
Wrócił do kodowania. Rozkoszował się spokojem i ciszą. Jak dobrze, że jej już nie ma.
Lilian otworzyła drzwi, zanim zdążyli zapukać. Patrik podejrzewał, że nie ruszyła się z miejsca i cały czas wyglądała, czy nie idą. W przedpokoju dostrzegł parę butów, których poprzednio nie było. Przypuszczał, że należą do przyjaciółki Lilian, Evy, która przyszła ją wesprzeć.
– No i co? – spytała Lilian. – Co miał na swoją obronę? Może załatwimy formalności, żebyście mogli go zatrzymać?
Patrik głęboko zaczerpnął powietrza.
– Najpierw chcielibyśmy porozmawiać z pani mężem. Potem zajmiemy się tym doniesieniem. Jest parę niejasności.
Przez mgnienie oka widział na jej twarzy niepewność, ale wojowniczość szybko wróciła.
– Mowy nie ma. Stig jest chory, leży w łóżku. Właśnie odpoczywa i nie wolno mu przeszkadzać. – Jej głos brzmiał nienaturalnie, niespokojnie. Patrik domyślił się, że i ona zapomniała, że Stig może być świadkiem. Tym bardziej zależało mu, żeby z nim porozmawiać.
– Trudno. Na pewno znajdzie dość sił, żeby porozmawiać z nami parę minut – oznajmił stanowczo. Zdecydowanym ruchem zdjął kurtkę.
Lilian otworzyła usta, by zaprotestować. Wtedy Gösta przemówił władczym tonem:
– Jeśli nie pozwoli nam pani porozmawiać z mężem, będziemy mogli to uznać za próbę utrudnienia postępowania. Źle by to wyglądało w papierach.
Patrik wątpił, czy dałoby się obronić takie stwierdzenie, ale na Lilian podziałało. Z wściekłością poprowadziła ich na schody. Zamierzała pójść na górę razem z nimi, ale Gösta ją przytrzymał.
– Dziękujemy, sami trafimy.
– Ale… – szukała kolejnego pretekstu, lecz w końcu dała za wygraną.
– Tylko potem nie mówcie, że was nie ostrzegałam. Wpychacie się, chociaż Stig się źle czuje. Jeśli mu się pogorszy po tym waszym wypytywaniu, to…
Nie zwracając na nią uwagi, weszli na piętro. Pokój gościnny znajdował się na lewo od schodów. Nietrudno było trafić, bo Lilian zostawiła drzwi otwarte. Stig leżał w łóżku, ale nie spał. Czekał na nich z głową zwróconą w stronę do drzwi. Gniewny głos Lilian było słychać tak dobrze, że wiedział, że do niego idą. Patrik wszedł do pokoju przed Göstą i na chwilę wstrzymał oddech. Chory wydawał się tak kruchy, a przede wszystkim tak chudy, że jego rysujące się pod kocem ciało przypominało płaskorzeźbę. Zapadnięta, szara twarz i przedwcześnie posiwiałe włosy dodawały mu lat. W pokoju unosił się duszący zapach choroby. Patrik się zmusił, żeby nie oddychać tylko przez usta.
Z ociąganiem wyciągnął rękę i przedstawił się. Gösta uczynił to samo. Rozejrzeli się po pokoiku, szukając krzeseł. Nie chcieli stać nad chorym, wyszłoby zbyt oficjalnie. Stig wskazał ręką brzeg łóżka.
– Niestety, tylko to mogę zaoferować – mówił cicho, głos miał matowy. Jego stan przeraził Patrika. Ten człowiek był zdecydowanie zbyt chory, żeby leżeć w domu. Powinien trafić do szpitala. Ale to nie jego rzecz, w końcu w tym domu jest lekarz.
Przysiedli z Göstą na brzegu łóżka. Stig lekko się skrzywił, bo łóżko się ugięło. Patrik zaczął przepraszać, ale Stig tylko machnął ręką.