Stig był zaniepokojony. Domyślał się, że Lilian będzie zła, ale nie wiedział, co innego mógłby zrobić. Kiedy do niego przyszła, wyglądała jak zawsze. Zupełnie nie rozumiał, o co policjantom chodzi. Powiedziała, że Kaj ją pobił? Chybaby nie kłamała?
Słysząc jej kroki na schodach, wiedział, że się nie myli. Lilian jest zła. Przez chwilę chciał schować się pod kołdrą i udać, że śpi, ale zmienił zdanie. Nie będzie tak źle. Przecież powiedział tylko, jak było. Lilian musi to zrozumieć. Zresztą to na pewno jakieś nieporozumienie.
Z wyrazu jej twarzy wyczytał więcej, niż chciał. Była na niego tak wściekła, że pod jej spojrzeniem aż się skulił. Zawsze uważał, że jej humory są w najwyższym stopniu nieprzyjemne. Nie rozumiał, jak to się dzieje, że ktoś tak miły i ciepły jak ona nagle zmienia się w kogoś tak niesympatycznego. Przyszło mu na myśl, że może naprawdę było tak, jak sugerowali policjanci, że skłamała, żeby fałszywie oskarżyć Kaja. Odrzucił jednak tę myśl. Zaraz się wyjaśni, jak było naprawdę.
– Nie mógłbyś trzymać gęby na kłódkę? – Lilian stanęła nad nim. Słysząc jej ostry głos, poczuł w głowie przeszywający ból.
– Kochanie, przecież ja tylko…
– Tylko powiedziałem, jak było! Tak? To chciałeś powiedzieć? Co za szczęście, że na świecie są jeszcze uczciwi ludzie, jak ty. Szczerzy, prawdomówni, mający w nosie własną żonę i pogrążający ją w gównie. A ja liczyłam, że staniesz po mojej stronie!
Pryskała na niego śliną. Ledwie poznawał pochyloną nad nim wykrzywioną twarz.
– Ależ Lilian, przecież ja zawsze stoję po twojej stronie. Tylko nie wiedziałem…
– Nie wiedziałem, nie wiedziałem! Ty idioto, czy zawsze trzeba ci wszystko mówić?
– Ale nic mi nie powiedziałaś… Przecież to nieprawdopodobne, co mówią policjanci, to znaczy nie zmyśliłabyś czegoś takiego.
Stig próbował zrozumieć jej wściekły atak. Dopiero teraz dostrzegł na jej policzku sinawy ślad. Spojrzał na nią badawczo.
– Co to za ślad masz na twarzy? Przedtem tego nie miałaś. Czy to prawda, co powiedzieli policjanci? Zmyśliłaś, że Kaj cię pobił? – W jego głosie słychać było niedowierzanie. Lilian zgarbiła się i nie potrzebował już potwierdzenia.
– Po coś zrobiła takie głupstwo? – Zamienili się rolami. Stig mówił ostrym tonem, Lilian opadła na brzeg łóżka i ukryła twarz w dłoniach.
– Sama nie wiem, Stig. Teraz widzę, jakie to głupie, ale chciałam, żeby się wzięli za Kaja i jego rodzinę. Jestem pewna, że mają coś wspólnego ze śmiercią Sary! Zawsze mówiłam, że ten człowiek jest zdolny do wszystkiego. I jeszcze ten stuknięty Morgan. Chował się po krzakach, żeby mnie podglądać! A policja nic nie robi!
Trzęsła się od płaczu. Stig mimo bólu usiadł na łóżku i objął ją. Gładził ją uspokajająco po plecach, ale w oczach miał niepokój.
Kiedy Patrik wrócił do domu, zastał Erikę samą. Siedziała w ciemnościach, pogrążona w myślach. Kristina wyszła z Mają na spacer, Charlotte już dawno poszła do domu. Erika martwiła się tym, co od niej usłyszała.
Słysząc, że Patrik otwiera drzwi, podniosła się i wyszła mu na spotkanie.
– Dlaczego siedzisz po ciemku? – Torby z zakupami położył przy zlewie i po kolei zapalał lampy. Przez chwilę mrużyła oczy, potem ciężko usiadła przy kuchennym stole i przyglądała się, jak Patrik wyjmuje zakupy.
– Ale ładnie posprzątane! – powiedział, rozglądając się z zadowoleniem. – Jak miło, że mama czasem przyjeżdża pomóc – mówił dalej, nie zauważając spojrzenia Eriki.
– Rzeczywiście, bardzo miło! – powiedziała kwaśno. – Miło jest wrócić do domu, w którym wreszcie jest porządek!
– Oj, tak! – odparł Patrik, nie czując, że kopie sobie coraz głębszy grób.
– To może byś częściej bywał w domu i zadbał o jaki taki porządek?! – krzyknęła Erika.
Patrik aż podskoczył. Spojrzał na nią zdumiony.
– Co ja takiego powiedziałem?
Erika wstała i wyszła. Czasem Patrik bywał niewiarygodnie tępy. Skoro sam nie rozumie, nie będzie mu tłumaczyć.
Usiadła w ciemnym salonie i patrzyła w okno. Pogoda odzwierciedlała stan jej ducha. Szaro, wietrznie i przenikliwie zimno. Zdradliwe chwile ciszy na przemian z gwałtownymi uderzeniami wiatru. Łzy popłynęły jej po policzkach. Patrik usiadł przy niej na kanapie.
– Przepraszam cię, nieźle palnąłem. Z mamą pewnie niełatwo wytrzymać, co?
Erika czuła, jak drży jej podbródek. Sama miała dość własnego płaczu. Ciągnął się za nią od kilku miesięcy. Myślała, że kiedy urodzi dziecko, będzie ją rozpierać radość, a tu coś takiego. Gdyby chociaż mogła się na to przygotować! Chwilami prawie nienawidziła Patrika za to, że nie dzieli z nią tych uczuć. Z jednej strony rozumiała, że to dobrze, bo ktoś musi czuwać nad tym, żeby rodzina jakoś funkcjonowała, z drugiej jednak pragnęła, żeby choć na chwilę wczuł się w jej sytuację.
Patrik jakby czytał w jej myślach:
– Naprawdę chętnie bym się z tobą zamienił, ale nie mogę. Więc nie rób z siebie bohaterki, tylko mów, co czujesz. Może byś pogadała z jakimś specjalistą? W przychodni na pewno coś poradzą.
Erika gwałtownie potrząsnęła głową. Depresja sama przejdzie. Na pewno. Zresztą inni mają gorzej.
– Była Charlotte – powiedziała.
– Jak się czuje? – spytał cicho Patrik.
– Trochę lepiej, cokolwiek to znaczy. – Zawahała się. – Wpadliście na coś?
Patrik odchylił się do tyłu i patrzył w sufit. Westchnął głęboko.
– Niestety nie. Nie wiemy nawet od czego zacząć. W dodatku stukniętej mamusi Charlotte bardziej zależy na znajdowaniu nowych argumentów w sporze z sąsiadem niż na tym, żeby nam pomóc. Nie ułatwia nam pracy.
– Co się stało? – spytała zaciekawiona Erika. Patrik w skrócie opowiedział, co się wydarzyło.
– Myślisz, że ktoś z rodziny mógłby mieć coś wspólnego z jej śmiercią?
– Nie chce mi się wierzyć – odparł Patrik. – Zresztą wszyscy mają wiarygodne alibi na przedpołudnie.
– Na pewno? – znaczącym tonem spytała Erika. Patrik miał już pytać, co ma na myśli, gdy otworzyły się drzwi i wkroczyła Kristina z Mają na ręku.
– Co wy wyprawiacie z tym dzieckiem? – powiedziała z gniewem. – Przez całą drogę powrotną krzyczała tak, że nie sposób było jej uspokoić. Tak jest, jak się bierze dziecko na ręce, kiedy tylko zapłacze. Rozpuściliście ją. Ani ty, ani twoja siostra nigdy tak nie krzyczeliście…
Patrik podszedł i wyjął Maję z wózka, przerywając matce tyradę. Erika po krzyku Mai poznała, że jest głodna. Z westchnieniem usiadła w fotelu, rozpięła biustonosz i wyjęła przesiąkniętą mlekiem wkładkę. No to od początku…
Monika wróciła do domu i od razu wiedziała, że coś jest nie tak. Złość Kaja wyczuwała na odległość, jakby miała w głowie radar. Poczuła się jeszcze bardziej zmęczona. O co chodzi tym razem? Miała dość jego wybuchów. Właściwie nie pamiętała, żeby kiedykolwiek było inaczej. Związali się ze sobą, kiedy byli jeszcze nastolatkami. Wtedy jego gwałtowność uważała za wyraz siły, coś pociągającego. Już nie pamiętała, jak to było. Nieważne. Życie potoczyło się tak, jak się potoczyło. Monika zaszła w ciążę, pobrali się, urodził się Morgan, mijał dzień za dniem. Od wielu lat nic ich nie łączyło. Od dawna sypiali osobno. Być może mogłaby sobie jeszcze ułożyć życie inaczej, ale przyzwyczaiła się. Czasem nachodziła ją myśl o rozwodzie, a raz, prawie dwadzieścia lat temu, w tajemnicy nawet spakowała walizkę, żeby się razem z Morganem wyprowadzić. Potem pomyślała, że jeszcze ugotuje Kajowi obiad, uprasuje kilka koszul i zrobi pranie, żeby nie zostawiać po sobie brudów. Zanim się obejrzała, sama rozpakowała tę walizkę.