Выбрать главу

Zabrzmiało to, jakby głośno czytał z podręcznika. Martin musiał się wysilić, żeby za nim nadążyć.

– To znaczy, że nie mógłbym tworzyć gier komputerowych, bo wymaga to umiejętności wyobrażenia sobie uczuć innych ludzi i tak dalej. Jestem za to najlepszym programistą w całej Szwecji. – Po prostu stwierdził fakt. Bez śladu chełpienia się albo podkreślania własnych walorów.

Martin odczuwał dziwną fascynację tym człowiekiem. Nigdy wcześniej nie słyszał o czymś takim jak zespół Aspergera i prawdziwie zainteresowało go to, o czym mówił. Ale nie po to z Göstą przyszli. Należało przystąpić do rzeczy.

– Moglibyśmy gdzieś usiąść? – spytał, rozglądając się po pokoju.

– Na łóżku – odpowiedział Morgan, ruchem głowy wskazując na wąskie łóżko, stojące przy ścianie. Policjanci przeszli ostrożnie między stosami gazet i usiedli na brzegu. Pierwszy odezwał się Gösta:

– Wiesz, co się wydarzyło w poniedziałek u Florinów. Zauważyłeś coś szczególnego tamtego ranka?

Morgan patrzył na nich, ale nie odpowiadał. Martin domyślił się, że „coś szczególnego” to zbyt abstrakcyjne określenie. Postanowił sformułować pytanie konkretniej. Nawet sobie nie wyobrażał, że dla kogoś, kto nie czyta przekazów niewerbalnych, funkcjonowanie w społeczeństwie może być tak trudne.

– Widziałeś, jak Sara wychodziła? – spytał w nadziei, że pytanie jest wystarczająco konkretne, żeby Morgan mógł na nie odpowiedzieć.

– Tak, widziałem, jak wychodziła – odpowiedział Morgan i zamilkł, nieświadom podtekstu tego pytania.

Martin rozumiał już, o co chodzi.

– A która była godzina, kiedy wychodziła?

– Wyszła dziesięć po dziewiątej – powiedział Morgan wciąż tym samym wysokim, ostrym głosem.

– Widziałeś jeszcze kogoś tamtego ranka? – zapytał Gösta.

– Tak – odrzekł Morgan.

– Kogo i o której? – wtrącił Martin, żeby uprzedzić Göstę. Kolega był najwyraźniej skonsternowany tym dziwnym przesłuchaniem.

– Za piętnaście ósma widziałem Niclasa – odparł Morgan.

Martin notował odpowiedzi. Nie miał wątpliwości, że Morgan podawał dokładny czas.

– Znałeś Sarę?

– Tak.

Gösta zaczął się kręcić. Martin ostrzegawczo położył mu rękę na ramieniu. Coś mu mówiło, że okazując emocje, nie wyciągną od Morgana zbyt wiele.

– Jak dobrze ją znałeś?

Morgan patrzył przed siebie. Martin musiał sformułować pytanie inaczej. Nigdy nie myślał o tym, jak trudno jest wyrażać się precyzyjnie, do jakiego stopnia człowiek polega na tym, że druga strona zrozumie rzeczywisty sens jego wypowiedzi.

– Bywała tutaj?

Morgan kiwnął głową.

– Zakłócała mi program dnia. Pukała, kiedy pracowałem, chciała wejść. Ruszała moje rzeczy. Raz się rozgniewała, kiedy jej kazałem iść, i zwaliła kilka stosów gazet.

– Nie lubiłeś jej? – zapytał Martin.

– Zakłócała mi program dnia. I rozrzucała gazety. – Odpowiedź Morgana do pewnego stopnia odzwierciedlała uczucia, jakie do niej żywił.

– A babcia Sary? Lubisz ją?

– Lilian jest złym człowiekiem. Tak mówi tata.

– Ona mówi, że kręciłeś się koło jej domu i zaglądałeś w jej okno. Tak było?

Morgan kiwnął głową.

– Tak było. Chciałem się tylko rozejrzeć. Ale mama się rozgniewała, kiedy jej o tym powiedziałem. Powiedziała, że nie wolno.

– I już tego nie robiłeś? – zapytał Gösta.

– Nie.

– Bo mama powiedziała, że nie wolno? – spytał Gösta, ale Morgan nie dostrzegł ironii.

– Tak. Mama stale mi mówi, co wolno, a czego nie wolno. Ćwiczymy, co wolno robić i mówić. Uczy mnie, że nawet jak ktoś coś mówi, to może to znaczyć zupełnie co innego. Bo inaczej wszystko mówię albo robię źle. – Morgan spojrzał na zegarek. – Jest pół do jedenastej. Zazwyczaj o tej porze pracuję.

– Nie będziemy ci dłużej przeszkadzać – powiedział Martin, wstając. – Przepraszamy, że zakłóciliśmy ci program dnia, ale policjant czasem musi tak robić.

Morgan był najwyraźniej zadowolony. Już się odwrócił do monitora.

– Zamknijcie dokładnie drzwi – powiedział. – W przeciwnym razie wiatr je otworzy.

– Ale cudak – powiedział Gösta, gdy przemykali przez ogród do zaparkowanego przy sąsiedniej ulicy samochodu.

– Dla mnie to było bardzo ciekawe – odrzekł Martin. – Nigdy wcześniej nie słyszałem o zespole Aspergera. A ty?

Gösta prychnął.

– Za moich czasów nie było czegoś takiego. Teraz jest tyle różnych dziwnych określeń. Według mnie określenie idiota jest wyczerpujące.

Martin westchnął i usiadł za kierownicą. Gösta nie jest człowiekiem o otwartym umyśle. Nie można mieć co do tego wątpliwości.

Coś mu nie dawało spokoju, tkwiło w głębi podświadomości. Nie był pewien, czy zadał Morganowi właściwe pytania. Próbował przełamać opór krnąbrnej pamięci, uzmysłowić sobie, co go gryzie, ale w końcu musiał dać za wygraną. A może to tylko złudzenie?

Na parkingu przed ośrodkiem zdrowia stał tylko jeden samochód. W powietrzu unosiła się lekka mgła. Sadząc wielkimi krokami, Ernst skierował się do wejścia. Po reprymendzie za spóźnianie się do pracy boczył się na Patrika. Patrik mocno trzasnął drzwiami samochodu i ruszył za nim. Był zły na Ernsta, że zachowuje się jak dziecko.

Minęli okienko apteki i skręcili w lewo, do przychodni. Było pusto. Echo niosło ich kroki po korytarzu. W końcu trafili na jakąś pielęgniarkę i spytali o Niclasa. Powiedziała, że ma pacjenta, ale za dziesięć minut będzie wolny, i poprosiła, żeby tymczasem usiedli. Patrik pomyślał o tym, że we wszystkich przychodniach poczekalnie są podobne. Zawsze te same, nieciekawe meble z brzydkimi obiciami, beznadziejne obrazki na ścianach i nudne czasopisma. Z roztargnieniem kartkował jedno z nich, „Przewodnik Lekarski”, i dziwił się, że jest tyle chorób, o których nigdy nie słyszał. Ernst usiadł jak najdalej od niego. Rytmicznie stukał nogą w podłogę. Było to bardzo denerwujące. Co pewien czas rzucał Patrikowi wściekłe spojrzenie. Ale Patrik wcale się nie przejmował. A niech sobie myśli, co chce, byle robił, co do niego należy.

– Pan doktor jest już wolny – powiedziała pielęgniarka. Zaprowadziła ich do gabinetu. Niclas siedział za zarzuconym papierami biurkiem. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Podniósł się, przywitał, próbował nawet się uśmiechnąć. Ale jego uśmiech nie obejmował oczu, zastygł w grymasie.

– Czy macie coś nowego? – spytał.

Patrik potrząsnął głową.

– Pracujemy na pełnych obrotach, ale do tej pory nie posunęliśmy się do przodu. Z czasem na pewno się posuniemy – zapewnił. Miał nadzieję, że zabrzmiało to przekonująco. W rzeczywistości był daleki od takiego przekonania.

– Czym mogę służyć? – spytał Niclas zmęczonym głosem. Przesunął ręką po jasnych włosach.

Patrik nie mógł nie zauważyć, że siedzący przed nim mężczyzna jest, wypisz wymaluj, jak z okładki romansu o nadobnych pielęgniarkach i przystojnych lekarzach. Nawet w takiej chwili wręcz bił od niego wdzięk. Patrik mógł się tylko domyślać, jak to działa na kobiety. Z tego co słyszał od Eriki, miało to nie najlepszy wpływ na jego małżeństwo z Charlotte.

– Chciałbym spytać, co pan robił w poniedziałek rano – powiedział Patrik. Ernst nadal milczał i udawał, że nie widzi spojrzeń Patrika, który próbował go zachęcić do udziału w rozmowie.

– W poniedziałek rano? – powtórzył Niclas z pozoru obojętnie, ale Patrikowi wydało się, że w jego oczach dostrzega niepokój.