– Pytali o dziewczynkę, która umarła.
Serce zabiło jej szybciej. Ochrypłym głosem powiedziała:
– O co pytali?
– Na przykład czy widziałem ją tamtego ranka.
– A widziałeś?
– Co takiego? – spytał z roztargnieniem.
– Czy ją widziałeś?
Nie odpowiedział.
– Dlaczego przyszłaś? Przecież wiesz, że tego nie ma w programie. Zazwyczaj przychodzisz wtedy, gdy nie pracuję – mówił ostrym tonem, ale nie narzekał, stwierdzał tylko fakt. Zrobiła odstępstwo od zwyczaju, zakłóciła jego rytm. Wiedziała, że musiało go to speszyć. Nie mogła się jednak powstrzymać, musiała wiedzieć.
– Widziałeś ją, gdy wychodziła z domu?
– Tak, widziałem – odpowiedział. – Powiedziałem o tym policjantom, odpowiedziałem na wszystkie pytania. Oni też mi przeszkadzali.
Odwrócił się do niej bokiem. Patrzył inteligentnym, szczególnym wzrokiem. Zawsze tak samo. W jego oczach nic się nie zmieniało, nie odzwierciedlały żadnych uczuć. W każdym razie teraz. Nauczył się jako tako kontrolować. Dawniej, gdy był młodszy, wybuchał gniewem, kiedy nie mógł sobie z czymś poradzić, albo stawał przed wyborem, czy na przykład wziąć prysznic albo co zjeść na obiad. Od tamtej pory oboje poczynili postępy. Porządek jego życia został ustalony, wszystkie wybory – dokonane. Co drugi dzień brał prysznic. Na obiad jadał cztery różne dania, które przygotowywała mu według stałego schematu. Natomiast na śniadanie i lunch zawsze jadł to samo. Praca okazała się dla niego ratunkiem. Był świetny w tym, co robił. Doskonale się do tego nadawał i mógł korzystać ze swej wybitnej inteligencji.
Monika bardzo rzadko naruszała ustalony porządek. Nie pamiętała nawet, kiedy zdarzyło się to ostatnio. Ale skoro już przeszkodziła, mogła pytać dalej. Przeszła między stosami gazet i usiadła na jego łóżku.
– Nie chcę, żebyś rozmawiał z nimi pod moją nieobecność.
Morgan skinął głową. Potem odwrócił się z krzesłem w jej stronę. Skrzyżował ramiona na oparciu.
– Czy gdybym poprosił, mógłbym ją zobaczyć?
– Kogo zobaczyć?
– Sarę.
– Co masz na myśli? – Pokój zawirował jej przed oczami. Od kilku dni była coraz bardziej zdenerwowana. Pytanie Morgana wytrąciło ją z równowagi. – Po co miałbyś ją oglądać? – Nie potrafiła powstrzymać złości, ale nie widział tego. Nie była pewna, czy Morgan rozumie, że podniesiony głos oznacza gniew.
– Żeby zobaczyć, jak teraz wygląda – odpowiedział spokojnie.
– Po co? – Podniosła głos jeszcze bardziej i zacisnęła pięści. Wystraszyła się. Każde słowo Morgana odbierała jak kolejny krok w ciemność, której się obawiała.
– Żeby zobaczyć, jak bardzo jest martwa – odparł, patrząc na nią.
Monice zrobiło się duszno. Miała wrażenie, że domek Morgana się kurczy. Nie mogła tego znieść. Musiała zaczerpnąć tchu.
Bez słowa pobiegła do drzwi i zamknęła je za sobą z trzaskiem. Głębokimi haustami wciągała do płuc ostre powietrze, aż ją od tego zapiekło w gardle. W końcu tętno się uspokoiło.
Przez okno zajrzała do środka. Morgan siedział przed komputerem, jego ręce tańczyły nad klawiaturą. Oparła głowę o szybę i patrzyła na jego kark. Kochała go bardzo, aż do bólu.
Nic nie sprawiało jej takiej przyjemności jak sprzątanie. Cała rodzina mówiła, że cierpi na manię sprzątania, ale wcale się tym nie przejmowała. Byle jej nie przeszkadzali i nie próbowali pomagać.
Jak zwykle zaczęła od kuchni. Codziennie to samo. Przetrzeć wszystkie blaty, odkurzyć, potem podłoga na mokro, raz w tygodniu wyjąć wszystko z szuflad i szafek i wytrzeć je w środku. Kiedy kończyła sprzątać kuchnię, zabierała się za przedpokój, salon i werandę. Jedyne pomieszczenie, którego nie może teraz posprzątać, to mały pokój gościnny, w którym śpi Albin. Posprząta później.
Ciągnęła odkurzacz po schodach. Stig chciał jej kupić mniejszy, ale podziękowała zdecydowanie, choć uprzejmie. Od piętnastu lat używała tego samego i wciąż był jak nowy. Znacznie lepszy od tych nowoczesnych, co ciągle się psują. Tyle że był ciężki. Kiedy dotarła na piętro, była już zziajana. Stig nie spał i odwrócił głowę w jej kierunku.
– Zapracowujesz się – powiedział słabym głosem.
– Lepsze to niż siedzenie z założonymi rękami.
Co dzień to samo. Mówił jej, żeby się nie przemęczała, a ona odpowiadała zadziornie. Ładnie by wyglądali, gdyby zrzuciła część obowiązków na nich i przestała zajmować się domem. Wszystko by się zawaliło, rozsypało. Cały dom wisi na niej, wszyscy to wiedzą. Mogliby okazać wdzięczność, zamiast gadać, żeby się nie przemęczała. Zaczęła się nakręcać. Weszła do Stiga i stwierdziła, że jest jakiś blady.
– Gorzej dziś wyglądasz – powiedziała, pomagając mu się unieść, żeby mogła podnieść poduszkę, uderzyć ją parę razy i włożyć mu z powrotem pod głowę.
– Rzeczywiście, mam kiepski dzień.
– Gdzie cię boli najbardziej? – spytała, siadając na brzegu łóżka.
– Tak jakby wszędzie – odpowiedział Stig, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
– A dokładniej nie można? – spytała Lilian, patrząc na niego z gniewnym oczekiwaniem i skubiąc narzutę.
– Boli mnie brzuch – odrzekł Stig. – Najpierw mi tam coś jeździ, a potem nagle łapie ból.
– Niclas będzie cię musiał w końcu zbadać. Niech tylko wróci do domu. Tak nie może być!
– Ale do żadnego szpitala nie idę! – Stig machnął ręką w odmownym geście.
– Nie ty będziesz o tym decydować, tylko Niclas. – Lilian wyskubywała z narzuty wełniany meszek i rozglądała się po pokoju. – A gdzie taca ze śniadaniem?
Wskazał na podłogę. Lilian nachyliła się.
– Przecież ty nic nie zjadłeś – powiedziała niezadowolona.
– Nie mogę jeść.
– Musisz jeść, bo nigdy nie wyzdrowiejesz. Nie rozumiesz? Idę na dół, zrobię ci zupę pomidorową. Potrzebujesz energii.
Kiwnął głową. Nie warto się z nią spierać, kiedy jest w takim nastroju.
Lilian ciężko zeszła po schodach. Wszystko jest na jej głowie.
Kiedy Martin i Gösta wrócili do komisariatu, w dyżurce nikogo nie było. Widocznie Annika poszła na wcześniejszy lunch. Martin zobaczył, że na biurku leży spory stosik kartek zapisanych jej ręką. Zgłoszenia od mieszkańców.
– Będziesz teraz jadł lunch? – zapytał Gösta.
– Jeszcze nie teraz – odrzekł Martin. – Może koło dwunastej?
– Do tej pory pewnie umrę z głodu, ale lepsze to, niż jeść w samotności.
– No to jesteśmy umówieni – powiedział Martin, wchodząc do swego pokoju.
Kiedy wracali z Fjällbacki, przyszła mu do głowy pewna myśl. Przez chwilę przewracał kartki książki telefonicznej. W końcu znalazł to, czego szukał.
– Chciałbym mówić z Evą Nestler – powiedział do recepcjonistki, która podniosła słuchawkę. Dowiedział się, że Eva Nestler jest zajęta i musi poczekać, aż skończy rozmawiać. Tymczasem mógł posłuchać melodyjki. Najpierw wydała mu się okropna, a potem całkiem strawna. Spojrzał na zegar. Minął prawie kwadrans. Postanowił dać sobie jeszcze pięć minut. Potem odłoży słuchawkę i zadzwoni później. I właśnie wtedy usłyszał w słuchawce głos.
– Mówi Eva Nestler.
– Cześć, mówi Martin Molin. Nie wiem, czy mnie pamiętasz, parę miesięcy temu spotkaliśmy się w związku ze śledztwem w sprawie podejrzenia o wykorzystanie dziecka. Dzwonię z komisariatu w Tanumshede – dodał pospiesznie.
– A, tak. Pracujesz z Patrikiem Hedströmem – powiedziała Eva. – Najczęściej miałam kontakt z nim, ale pamiętam, spotkaliśmy się.