Kristina weszła do salonu. Patrzyła na Erikę i Maję i wyglądała na zmartwioną.
– Znowu ją karmisz, chociaż od poprzedniego razu minęły dopiero ze dwie godziny. – Nie czekając na odpowiedź, ciągnęła niestrudzenie: – No cóż, w każdym razie starałam się zaprowadzić tu jaki taki porządek. Wszystko poprałam, a muszę powiedzieć, że sporo tego było. Nie zostało już nic do zmywania, prawie wszędzie odkurzyłam. I, no właśnie, usmażyłam trochę mielonych. Włożyłam do zamrażarki, żebyście mogli zjeść coś zdrowszego od tych okropnych gotowych dań. Wiesz, powinniście się porządnie odżywiać, dotyczy to również Patrika. Tyra całymi dniami i, jak widzę, wieczorami przeważnie on zajmuje się Mają, więc naprawdę musi jeść. Aż się przestraszyłam, kiedy go zobaczyłam. Taki był blady, mizerny, że coś okropnego.
Kristina ciągnęła swoją litanię. Erika zacisnęła zęby i miała ochotę zachować się jak małe dziecko: zatkać uszy i zacząć głośno śpiewać. Nie da się zaprzeczyć, że dzięki teściowej miała kilka chwil dla siebie, ale minusy przeważyły. Czuła, jak łzy napływają jej do oczu. Uparcie wpatrywała się w ekran telewizora. Oglądała Ricki Lake. Kiedy ona wreszcie pojedzie?
Jakby w odpowiedzi na jej rozmyślania Kristina wystawiła do przedpokoju walizkę i zaczęła wkładać płaszcz.
– Na pewno sobie poradzicie?
Erika oderwała wzrok od telewizora. Udało jej się nawet uśmiechnąć.
– Tak, tak, poradzimy sobie. – Jeszcze jeden bohaterski wysiłek i wydusiła: – Bardzo dziękuję za pomoc. – Miała nadzieję, że Kristina nie usłyszy fałszu w jej słowach.
Nie usłyszała i łaskawie skinęła głową.
– Cieszę się, że mogłam pomóc. Niedługo znowu przyjadę.
Idźże wreszcie, kobieto, myślała Erika, siłą woli próbując wypchnąć teściową za drzwi. Jakimś cudem jej się udało. Drzwi się zatrzasnęły i Erika odetchnęła z ulgą. Błogostan nie trwał jednak długo. Po odjeździe Kristiny w ciszy rozlegał się tylko odgłos ssania. Myśli Eriki pomknęły ku Annie. Nie mogła się do niej dodzwonić, Anna też nie dzwoniła. Kolejny raz w ciągu ostatnich tygodni wybrała numer komórki Anny, ale podobnie jak wcześniej odezwała się poczta głosowa. Nagrała się po raz kolejny i rozłączyła. Dlaczego Anna nie odbiera? Erika próbowała wymyślić, jak się dowiedzieć, co dzieje się z jej siostrą, ale jak zwykle wszystko rozbijało się o zmęczenie. Zajmie się tym kiedy indziej.
Lucas mówił, że idzie szukać pracy, ale Anna nawet przez chwilę w to nie wierzyła. Wychodził ubrany byle jak, nieogolony i nieuczesany. Nie miała pojęcia, co robi w tym czasie, i wolała nie pytać. Byłoby to coś niestosownego, skończyłoby się karą. Pytania kończyły się biciem. W zeszłym tygodniu nie mogła odprowadzać dzieci do przedszkola, bo miała siniaki na twarzy i Lucas uznał, że wypuszczenie jej z domu byłoby nierozważne.
Wciąż się zastanawiała, jak się to skończy. Staczali się w dół tak szybko, że aż jej się kręciło w głowie. Piękny apartament w dzielnicy Östermalm, z czasów gdy Lucas był maklerem giełdowym i codziennie chodził do pracy elegancko ubrany, wydawał się odległym snem. Już wtedy chciała od niego odejść, ale dziś niemal nie rozumiała dlaczego. W porównaniu z obecnym tamto życie nie było takie złe. Wprawdzie już wtedy ją bił od czasu do czasu, ale bywały też dobre chwile. Wszystko było takie piękne, uporządkowane. Rozejrzała się po ciasnym dwupokojowym mieszkanku i ogarnęło ją uczucie beznadziei. Dzieci spały na materacach w dużym pokoju, zabawki były rozrzucone po całym mieszkaniu. Nie miała siły ich zebrać. Jeśli czegoś nie zrobi, zanim wróci Lucas, skutki będą opłakane. Już nie miała sił się tym przejmować.
Przerażał ją wzrok Lucasa, zupełnie martwy. Jakby wszystko co ludzkie zastąpiły mrok i groza. Właściwie wszystko stracił, a najgroźniejszy jest ten, który nie ma już nic do stracenia.
Przyszło jej do głowy, że musi się jakoś wydostać z domu, wezwać pomoc. Odebrać dzieci z przedszkola, zadzwonić do Eriki, żeby po nich przyjechała. Albo na policję. Skończyło się na myśleniu. Nie wiadomo, kiedy Lucas wróci do domu, a gdyby wrócił, kiedy będzie się wydostawać ze swego więzienia, już nigdy nie będzie miała najmniejszej szansy na ucieczkę, a może i na życie.
Siedząc w fotelu przy oknie, wyglądała na podwórko. Zapadał zmierzch.
18
Fjällbacka 1925
Anders uderzał młotem w klin i pogwizdywał. Od kiedy urodziły się bliźnięta, praca znów sprawiała mu przyjemność. Chodził do kamieniołomu ze świadomością, że ma dla kogo pracować. To wszystko, o czym marzył. Chłopcy mieli tylko po pół roku i byli dla niego wszystkim. Byli najważniejsi na całym świecie. Kiedy pracował, często stawał mu przed oczyma obraz ich pokrytych meszkiem główek, bezzębnych uśmiechów, a wtedy wszystko aż w nim śpiewało ze szczęścia. Marzył, żeby już był wieczór i żeby mógł do nich wrócić.
Na myśl o żonie stracił na chwilę rytm. Nie przywiązała się do dzieci, choć tyle czasu minęło od porodu.
O mało wtedy nie umarła. Doktor powiedział, że niektóre kobiety potrzebują więcej czasu, żeby się pozbierać po tak trudnym doświadczeniu, że przywiązanie do dziecka lub dzieci, jak w jej przypadku, może przyjść dopiero po paru miesiącach. Ale przecież minęło już pół roku. Anders pomagał jej w miarę możliwości. Choć pracował tak długo, w nocy wstawał do dzieci i podawał im butelki. Agnes odmówiła karmienia piersią. Z radością karmił, przewijał i bawił się z nimi. Ale wiele długich godzin spędzał w kamieniołomie, a wtedy dziećmi zajmowała się Agnes. Często myślał o tym z niepokojem. Zdarzało się, że kiedy wracał do domu, chłopcy płakali z głodu albo okazywało się, że Agnes przez cały dzień nie zmieniła im pieluszek. Anders próbował z nią o tym rozmawiać, ale nie chciała słuchać i odwracała głowę. W końcu poszedł do Janssonów, żeby spytać Karin, czy mogłaby czasem do nich zajrzeć. Karin przyjrzała mu się badawczo i obiecała, że będzie wpadać. Anders był jej nieskończenie wdzięczny, przecież miała dość własnych obowiązków. Opieka nad ośmiorgiem własnych dzieci pochłaniała ją niemal całkowicie, a mimo to zgodziła się od czasu do czasu zająć również jego bliźniakami. Andersowi kamień spadł z serca.
Chwilami w oczach Agnes dostrzegał dziwny błysk. Natychmiast znikał, więc wmawiał sobie, że mu się przywidziało. Czasem w pracy przypominał sobie o tym i musiał się powstrzymywać, żeby nie rzucić wszystkiego i nie pędzić do domu. Chciał sprawdzić, czy chłopcy, cali i zdrowi, siedzą na podłodze i się bawią.
Od pewnego czasu pracował jeszcze więcej. Postanowił, że musi zadowolić Agnes, bo w przeciwnym razie ona unieszczęśliwi całą rodzinę. Gdy tylko wprowadzili się do baraku, zaczęła naciskać, żeby wynajęli mieszkanie na osiedlu. Postanowił spełnić jej życzenie. Jeśli dzięki temu Agnes będzie choć trochę milsza dla niego i dla dzieci, dodatkowy wielogodzinny wysiłek się opłaci. Każdy dodatkowy grosz odkładał, a odkąd sam zarządzał domową kasą, udawało mu się co nieco oszczędzić. Tyle że żywili się dosyć jednostajnie. Matka nie nauczyła go gotować zbyt wielu potraw, w dodatku kupował tylko najtańsze produkty. Agnes niechętnie, ale w końcu przejęła niektóre obowiązki. Stanęła przy kuchni i po kilku próbach to, co gotowała, stało się niemal jadalne. Anders miał nadzieję, że niedługo odpadnie mu ten obowiązek.