Może nastąpi jakiś przełom, kiedy przeprowadzą się do Fjällbacki. Tam jest więcej życia, coś się dzieje. Może znowu zaczną współżyć, czego mu odmawiała od ponad roku.
Kamień, który obrabiał, pękł idealnie na środku. Anders uznał to za dobry omen, znak, że wszystko idzie we właściwym kierunku.
Pociąg wtoczył się na peron punktualnie o dziesiątej dziesięć. Mellberg tkwił na dworcu od pół godziny. Kilka razy chciał wyjść i wracać do domu, ale nic by to nie dało. Chłopak na pewno by go odszukał, pytając po drodze, zaczęłyby się plotki. Lepiej się zmierzyć z tą niemiłą sytuacją. Nie mógł też nie przyznać, że poczuł coś w rodzaju radosnego podniecenia. Z początku nie umiał tego nazwać. Uczucie wyczekiwania było mu nieznane i dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, co mu tak buzuje w piersi. Aż sam się zdziwił.
Czekając na peronie, ze zniecierpliwienia nie mógł ustać w miejscu. Co chwila zmieniał pozycję. Po raz pierwszy w życiu żałował, że nie pali. Papieros pomógłby mu ukoić nerwy. Przed wyjściem z domu rzucił tęskne spojrzenie na butelkę absoluta, ale powstrzymał się. Nie chciał zalatywać alkoholem podczas pierwszego spotkania. Pierwsze wrażenie jest bardzo ważne.
W pewnym momencie znowu wróciła tamta myśl. A jeśli to nieprawda, co mówiła? Najgorsze, że sam nie wiedział, czego tak naprawdę chce: żeby to była prawda czy żeby nie była. Tyle razy zmieniał zdanie. Ale w tej chwili miał raczej nadzieję, że w liście napisano prawdę. Zdumiewające uczucie.
Dochodzący z oddali dźwięk sygnalizował nadjeżdżający pociąg. Mellberg drgnął i pożyczka zsunęła mu się z czubka głowy na ucho. Szybko zarzucił włosy na miejsce i upewnił się, że fryzura się trzyma. Nie chciał się ośmieszyć przy pierwszym spotkaniu.
Pociąg z Göteborga wjeżdżał na peron z taką prędkością, jakby wcale nie miał się zatrzymać, jakby miał popędzić dalej w nieznane i zostawić Mellberga z jego oczekiwaniem i niepewnością. W końcu jednak zwolnił i stanął. Zazgrzytały hamulce. Mellberg przyglądał się drzwiom wszystkich wagonów. Nagle uprzytomnił sobie, że nawet nie wie, czy będzie umiał go rozpoznać. Może powinien był wpiąć goździk w butonierkę albo coś w tym rodzaju? Zdał sobie sprawę, że jest jedynym oczekującym na całym peronie i na pewno się domyśli, kim jest.
Otworzyły się drzwi ostatniego wagonu. Mellbergowi serce stanęło. Wyszła pani w wieku emerytalnym. Ostrożnie zeszła po stopniach. Rozczarowanie – serce odzyskało rytm. A potem pojawił się on. Mellberg spojrzał i wszystkie wątpliwości natychmiast zniknęły. Spłynął na niego spokój, a wraz z nim zaskakująca, dojmująca radość.
Soboty i niedziele mijały szybko. Erika cieszyła się, że Patrik jest w domu. Pozostałe dni dłużyły się niemiłosiernie, więc z utęsknieniem czekała na weekendy. Rano Patrik zajmował się Mają, karmił ją z butelki pokarmem ściągniętym z piersi Eriki. W ten sposób Erika zyskiwała jedną prawdziwie przespaną noc. Budziła się wprawdzie z bólem nabrzmiałych i cieknących piersi, ale warto było. Nawet nie przypuszczała, że jedna przespana noc może tak uszczęśliwić.
Ale tym razem było inaczej. W sobotę Patrik pojechał na kilka godzin do pracy. Wrócił milczący, zamknięty w sobie. Rozumiała dlaczego, a mimo to była trochę zła, że nie zajmuje się nią i dzieckiem. Potem oczywiście miała wyrzuty sumienia, że jest małostkowa. Powinna być bardziej wspaniałomyślna. Przecież rozmyślania Patrika służą temu, żeby Charlotte i Niclas dowiedzieli się, kto zabił ich córkę. Logiczne myślenie nie należało teraz do jej mocnych stron. Nie zastanawiała się też za bardzo nad tym, co robi.
W niedzielę po południu, gdy po tygodniu deszczu wreszcie się przejaśniło, wybrali się z Patrikiem na długi spacer po osiedlu. Nie mogła się nadziwić, jak fantastycznie słońce wpływa na wygląd wszystkiego. W niepogodę osiedle było szare, jałowe, wręcz odpychające. Teraz, przytulone do skały, aż się mieniło kolorami. Zniknęły spienione fale bijące w pomosty i zalewające Ingrid Bergmans torg. Powietrze było przejrzyste, morze tak spokojne i gładkie, jakby nigdy nie było inne.
Patrik pchał wózek. Maja łaskawie usnęła.
– Jak się czujesz? Powiedz prawdę – spytała Erika.
Patrik drgnął. Wracał z bardzo daleka.
– To raczej ja ciebie powinienem o to pytać – odpowiedział Patrik. Miał wobec niej poczucie winy. – Masz dość własnych kłopotów, żeby jeszcze o mnie się martwić.
Erika wsunęła mu rękę pod ramię i przytuliła do niego głowę.
– Ustalmy, że nawzajem się o siebie niepokoimy. A odpowiadając na twoje pytanie, bywało lepiej, ale bywało i gorzej. Teraz ty odpowiedz na moje.
Znała ten jego nastrój. Tak samo było podczas poprzedniego śledztwa w sprawie morderstwa. Teraz w dodatku ofiarą było dziecko, córka przyjaciółki.
– Nie mam pomysłu, w którą stronę pójść. Zresztą od samego początku tak jest. Wczoraj pojechałem do komisariatu, przejrzałem w tę i z powrotem wszystko, czego się dowiedzieliśmy, i zupełnie nie mam pojęcia co dalej.
– Naprawdę nikt nic nie widział?
Westchnął.
– Tylko tyle że wyszła z domu. Potem ślad się urywa. Jakby się rozpłynęła we mgle, a potem wypłynęła w morzu.
– Próbowałam się dodzwonić do Charlotte, ale słuchawkę podniosła jej matka – powiedziała Erika. – Była wyjątkowo opryskliwa, nawet jak na nią. Czy jest coś, o czym nie wiem?
– W piątek była u nich ekipa, przeprowadzili oględziny łazienki. Lilian trochę się w związku z tym zdenerwowała… – powiedział Patrik z ociąganiem.
Erika uniosła brwi.
– Wyobrażam sobie. A po co te oględziny? Chodzi mi o to, że sprawcą musiał chyba być ktoś obcy, nie?
Patrik wzruszył ramionami.
– Prawdopodobnie. Ale nie możemy się ograniczyć do takiego założenia. Wszystko trzeba sprawdzić. – Złościło go, że wszyscy podają w wątpliwość sposób, w jaki prowadzi śledztwo. Nie wolno odstąpić od sprawdzenia rodziny Sary tylko dlatego, że to nieprzyjemne. Dokładne przyjrzenie się krewnym dziewczynki jest równie istotne jak sprawdzenie wszystkich innych tropów, jak szukanie sprawcy poza rodziną. Jeśli ślady nie prowadzą w żadnym określonym kierunku, ważne są wszystkie.
Erika poklepała go pojednawczo po ramieniu. Wyraźnie się rozluźnił.
– Trzeba zrobić zakupy? – Minęli dawny budynek przychodni, obecnie przedszkola. Za nim widniał szyld Konsumu.
– Przydałoby się coś smacznego.
– Masz na myśli obiad czy deser? – spytał Patrik, skręcając w dół, na parking przed sklepem.
Erika spojrzała znacząco i Patrik się roześmiał.
– Oczywiście jedno i drugie. Ależ jestem niedomyślny.
Wyszli ze sklepu i umieścili zakupy pod wózkiem.
Patrik spytał:
– Czy mi się zdawało, czy kobieta, która stała za nami w kolejce, naprawdę mi się przyglądała?
– Nie zdawało ci się. To Monika Wiberg, sąsiadka Florinów. Jej mąż ma na imię Kaj. Mają syna Morgana. Jest jakiś dziwny.
Patrik zrozumiał, dlaczego kobieta tak gniewnie na niego patrzyła. Wprawdzie nie on przesłuchiwał jej syna, ale w końcu był policjantem.
– On ma aspergera – powiedział Patrik.
– Kto? – zapytała Erika. Już zdążyła zapomnieć, o czym rozmawiali. Poprawiała śpiącej Mai przekrzywioną czapeczkę. Jedno uszko było odsłonięte, wystawione na jesienny chłód.
– Morgan Wiberg – odparł Patrik. – Gösta i Martin byli u niego. Sam im powiedział, że ma aspergera.