Niclas przytaknął.
– Wiem, że masz rację. Dawno powinienem to zrobić, ale byłem tak pochłonięty własnymi sprawami, że nie widziałem…
Pochylił głowę. Kiedy podniósł wzrok, oczy miał pełne łez.
– Wiesz, strasznie za nią tęsknię. Mam wrażenie, że z tej tęsknoty zaraz się rozpadnę. Sary nie ma. Dopiero teraz to do mnie dociera. Moja mała Sara nie żyje.
Łzy spływały mu po policzkach. Trząsł się od płaczu. Erika chwyciła go za rękę, a on wypłakiwał swój ból.
W ostatni weekend znów do tego doszło. Od ostatniego razu upłynęło kilka tygodni i Sebastian łudził się, że to zły sen, który już nie wróci. Ale wróciło. Wstręt, zaprzeczanie, ból.
Gdyby umiał się przeciwstawić, ale nie umiał. Kiedy to się stało, był jak sparaliżowany, poddał się.
Siedział na wzgórzu i obejmując kolana, patrzył na zatokę. Było zimno i wietrznie. Może i dobrze, bo pogoda odzwierciedlała jego uczucia. Niechby jeszcze spadł deszcz, bo tak właśnie się czuł. Jakby lało i wypłukiwało z niego wszystko, co dobre i niezepsute, spływając do wielkiego ścieku.
W dodatku Rune go zwymyślał. Wydzierał się, że niby nie dość się starał, choć powinien. Że jeśli solidnie nie popracuje, nie zapewni sobie przyszłości, bo przecież nie ma głowy do nauki. Przecież próbował, starał się, jak mógł. Nie jego wina, że nic z tego nie wyszło.
Zaszczypały go oczy. Przetarł je rękawem. Był wściekły. Na pewno nie będzie tu beczeć jak dziecko, zwłaszcza że sam jest winien. Nie doszłoby do tego, gdyby był silniejszy. Na pewno nie za pierwszym razem. Ani za drugim, ani za kolejnym. Łzy popłynęły mu po policzkach. Starł je bluzą tak gwałtownie, że podrapał twarz szorstkim materiałem.
Przyszło mu do głowy, żeby raz na zawsze skończyć z tym wszystkim. Takie to proste. Wystarczy podejść parę kroków do krawędzi urwiska i rzucić się w przepaść. Kilka sekund i po wszystkim. Nikogo by to nie obeszło, a Runemu na pewno by ulżyło. Nie musiałby się opiekować cudzym dzieckiem. Może nawet z inną kobietą miałby w końcu to upragnione, własne.
Sebastian wstał. Myśl wydała mu się pociągająca. Powoli podszedł do krawędzi i spojrzał w dół. Wysoko. Spróbował wyobrazić sobie, jak to jest. Najpierw lot w powietrzu, jakby w stanie nieważkości, potem głuchy odgłos zderzenia z ziemią. Czy wtedy będzie coś czuł? Wystawił nad krawędź jedną nogę. Wtedy uderzyła go myśl, że mógłby nie zginąć. Mógłby przeżyć, ale dostać paraliżu czy czegoś w tym rodzaju i na resztę życia zostać śliniącą się rośliną. Wtedy Rune miałby prawdziwy powód do narzekania. Pewnie czym prędzej odstawiłby go do domu opieki.
Przez chwilę się wahał. Stał z nogą wyciągniętą nad przepaścią. Zrobił krok w tył. Stał ze skrzyżowanymi ramionami i długo patrzył na horyzont.
Rzuciła się na niego, gdy tylko wszedł.
– Co się stało? Aina dzwoniła, że policja zatrzymała cię w pracy. – W jej głosie słychać było niepokój graniczący z paniką. – Nie mówiłam nic Charlotte – dodała.
Niclas machnął tylko ręką, ale Lilian to nie zniechęciło. Szła za nim do kuchni, bombardując pytaniami. Nie zwracał na nią uwagi. Podszedł do maszynki i nalał sobie dużą filiżankę kawy. Maszynka była wyłączona, kawa zaledwie letnia, ale to nie miało znaczenia. Potrzebował kawy albo dużej whisky, ale dziś powinien pozostać przy wersji bezalkoholowej.
Usiadł przy stole. Lilian poszła za jego przykładem i patrzyła na niego badawczo. Co ci policjanci znowu wymyślili? Czy oni nie wiedzą, że Niclas jest szanowanym lekarzem, człowiekiem sukcesu? Nadal nie mogła się nadziwić szczęściu córki. Złapała takiego męża! Byli bardzo młodzi, kiedy zaczęli się spotykać, ale Lilian popierała to od początku. Wiedziała, że Niclas ma przyszłość. To, że Niclas wybrał Charlotte, choć uganiało się za nim wiele innych dziewcząt, uznała za łut szczęścia. Uważała, że jej córka jest całkiem ładna, kiedy się postara, mimo lekkiej nadwagi, której nabawiła się jeszcze jako nastolatka. Przede wszystkim miała jej za złe brak ambicji. A jednak Charlotte dostała coś, czego Lilian pragnęła najbardziej. Obnosiła się z sukcesami zięcia jak z medalami. Teraz to wszystko mogło się zawalić. Przeraziła się na myśl o plotkach – ludzie zaczną gadać, gdy tylko się rozniesie, że Niclasa zatrzymano i przesłuchano. Oczy miał czerwone od płaczu, musieli go mocno przycisnąć.
– Czego chcieli?
– Mieli tylko kilka pytań – odpowiedział niechętnie, pijąc wielkimi łykami prawie zimną kawę.
– Jakich pytań? – Lilian nie zamierzała się poddawać. Jeśli ma przemykać ulicami, unikając znajomych, chce chociaż wiedzieć dlaczego.
Ale Niclas jakby nie słyszał. Wstał i odstawił filiżankę do zmywarki.
– Czy Charlotte jest w suterenie?
– Położyła się – powiedziała Lilian, zła, że Niclas nie odpowiada na jej pytania.
– Idę z nią porozmawiać.
– O czym? – Lilian nie dawała za wygraną, ale Niclas miał już dość.
– To nasza sprawa. Mówiłem już, nic szczególnego. Nie muszę ci mówić, o czym będę rozmawiać z własną żoną. Erika ma rację, pora, żebyśmy się z Charlotte przeprowadzili do własnego domu.
Lilian wzdrygała się po każdym jego słowie. Każde było jak policzek. Dotychczas Niclas zawsze odnosił się do niej z szacunkiem. Tyle przecież dla niego zrobiła. Dla niego i dla Charlotte. Aż się w niej zagotowało, to takie niesprawiedliwe. Chciała ostro odpowiedzieć, ale zanim się pozbierała, Niclas był już w połowie schodów. Lilian usiadła z powrotem przy stole. Po głowie krążyły jej różne myśli. Jak mógł tak się do niej odezwać? Tak się dla nich poświęcała, o sobie w ogóle nie myślała. To pijawki, wysysają z niej wszystkie siły. Zobaczyła to wyraźnie. Stig, Charlotte, teraz jeszcze Niclas. Wszyscy ją wykorzystywali, brali z wyciągniętej ręki, nie dając nic w zamian.
Charlotte siedziała zatopiona w myślach. Myślała o ojcu. W ciągu ośmiu lat, które minęły od jego śmierci, zdarzało się to coraz rzadziej. Wspomnienia zamazywały się, zostawały tylko migawki. Ale od śmierci Sary widziała ojca tak wyraźnie, jakby odszedł zaledwie wczoraj.
Była między nimi bliskość, jakiej nie było między nią a matką. Z ojcem czuła się duchowo zjednoczona. Zawsze umiał ją rozśmieszyć, podczas gdy matka rzadko się śmiała. Charlotte nie mogła sobie przypomnieć, żeby choć raz śmiały się razem. W tej rodzinie ojciec był dyplomatą i rozjemcą, łagodził i tłumaczył. Na przykład dlaczego Lilian ciągle czepia się córki, dlaczego jest z niej wiecznie niezadowolona. Charlotte nie umiała sprostać oczekiwaniom matki. Ojciec nigdy nie okazywał, że jest zawiedziony. Uważał, że Charlotte jest doskonała, i mówił jej o tym.
Choroba ojca wstrząsnęła nią. Rozwijała się tak wolno, że zorientowali się dopiero po jakimś czasie. Charlotte zastanawiała się, czy gdyby była uważniejsza i wcześniej dostrzegła oznaki, mogłaby zapobiec jego śmierci. Mieszkali wtedy z Niclasem w Uddevalli. Była w ciąży z Sarą, całkowicie pochłonięta własnymi sprawami. Kiedy w końcu zorientowała się, że z ojcem jest źle, razem z Lilian, razem po raz pierwszy, tak długo wierciły mu dziurę w brzuchu, aż pozwolił się przebadać. Ale było już za późno. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Zmarł zaledwie miesiąc później. Lekarze orzekli, że to rzadka choroba atakująca system nerwowy, stopniowo doprowadzająca do zatrzymania czynności życiowych. Dodali, że nawet gdyby zgłosił się wcześniej, nic by to nie zmieniło.
Charlotte myślała, że może wspomnienie ojca byłoby żywsze, gdyby mogła przeżyć żałobę. Tymczasem Lilian całkowicie ją zawłaszczyła, najważniejsza miała być jej żałoba. Po śmierci Lennarta przez ich dom przetoczyły się tabuny ludzi z kondolencjami – wyłącznie dla Lilian. Charlotte została potraktowana jak część umeblowania. Lilian przyjmowała hołdy jak królowa. Charlotte jej wtedy nienawidziła. Ironia losu polegała na tym, że, jak jej się zdawało, ojciec na krótko zanim zachorował, zamierzał odejść od żony. Miał dość jej nieustannego zrzędzenia i ciągłych kłótni. A potem się rozchorował i Charlotte musiała przyznać, że matka poświęciła mu się całkowicie, odsuwając na bok dawne urazy. Dopiero później jej potrzeba bycia zawsze i wszędzie w centrum uwagi dała się Charlotte mocno we znaki.