Выбрать главу

– To ty, Lilian?

Weszła na górę. Stig ma dziś marny głos.

– Tak, kochanie, to ja.

– Gdzie byłaś?

Spojrzał na nią. Wyglądał tak żałośnie. Ledwie się w nim kołacze to życie. Na myśl, że Stig jest całkowicie zależny od niej, poczuła przypływ czułości. Dobrze jest czuć się potrzebnym. Tak samo czuła się, gdy Charlotte była mała. Miała poczucie ogromnej siły, gdy była odpowiedzialna za bezbronne maleństwo. Najlepiej było właśnie wtedy. Ale Charlotte rosła i coraz bardziej wymykała się matce. Lilian najchętniej zatrzymałaby czas i nie dała jej dorosnąć. Ale im usilniej próbowała ją do siebie przywiązać, tym bardziej Charlotte się od niej odsuwała. Ojcu okazywała miłość i szacunek, uczucia, na które we własnym mniemaniu zasługiwała przede wszystkim Lilian. Jest przecież jej matką. Ojciec powinien być na drugim miejscu. Matka ją urodziła i w pierwszych latach zaspokajała wszystkie jej potrzeby. Potem Lennart zebrał owoce jej wieloletniej pracy i zrobił z niej córeczkę tatusia. A kiedy Charlotte się wyprowadziła i zostali tylko we dwoje, zaczął mówić o rozwodzie, jakby przez te wszystkie lata liczyła się tylko Charlotte. Na to wspomnienie Lilian poczuła ucisk w gardle. Zmusiła się do uśmiechu. Przynajmniej Stigowi jest potrzebna. I do pewnego stopnia Niclasowi, nawet jeśli on tego nie rozumie. Charlotte w ogóle nie docenia tego, co ma, i jeszcze narzeka, że Niclas jej nie pomaga, nie zajmuje się dziećmi. Jest taka niewdzięczna. Inna rzecz, że i Lilian zawiodła się na Niclasie. Tak jej odwarknął, i jeszcze zagroził, że się wyprowadzi. Już ona wie, skąd się wzięły te fanaberie. Nie sądziła, że tak łatwo ulega wpływom innych.

– Coś ty taka ponura – powiedział Stig, wyciągając do niej rękę. Lilian, udając, że tego nie widzi, starannie wygładziła narzutę.

Stig zawsze stawał po stronie Charlotte, więc nie chciała powiedzieć, o czym myśli.

– Strasznie dużo policji przyjechało do sąsiadów – powiedziała. – Aż się roi od policjantów i samochodów. Powiem ci, że to nie jest przyjemne. Takich ludzi mieć za sąsiadów.

Stig raptownie usiadł na łóżku. Skrzywił się, złapał się za brzuch, ale na jego twarzy pojawił się cień nadziei:

– Pewnie chodzi o Sarę. Myślisz, że już coś wiedzą?

Lilian energicznie kiwnęła głową.

– Wcale bym się nie zdziwiła. Po co by ich tylu przyjechało?

– Jeśli już wiadomo, Charlotte i Niclas odżyją.

– Może i ja wreszcie odzyskam spokój. Wiesz, jak mnie to dręczy.

Pozwoliła się pogłaskać po ręce. Stig z tą samą czułością co zawsze powiedział:

– Ależ oczywiście, kochanie. Masz takie dobre serce, to musiało być dla ciebie okropne. – Odwrócił i ucałował jej dłoń.

Lilian się nie opierała, ale po chwili cofnęła rękę. Potem powiedziała surowo:

– Miło, że choć raz ktoś pomyślał o mnie. Miejmy nadzieję, że rzeczywiście zatrzymali go w związku z Sarą.

– A niby dlaczego mieliby go zatrzymywać? – zdziwił się Stig.

– Czy ja wiem… Z drugiej strony wiem przecież najlepiej, do czego ten człowiek jest zdolny.

– Kiedy pogrzeb? – przerwał jej Stig.

Lilian wstała.

– Zależy, kiedy wydadzą nam ciało. Pewnie w przyszłym tygodniu.

– Nie mów ciało, przecież to nasza Sara.

– To moja wnuczka, nie twoja – burknęła.

– Ja też ją kochałem, wiesz o tym bardzo dobrze – powiedział łagodnie Stig.

– Wiem, przepraszam cię, mój drogi. To wszystko jest dla mnie bardzo trudne i wydaje mi się, że nikt tego nie rozumie. – Starła łzę. Zobaczyła, że Stig wygląda na skruszonego.

– To ja ciebie przepraszam, nieładnie z mojej strony. Wybaczysz mi?

– Oczywiście – odparła wielkodusznie Lilian. – Uważam, że powinieneś teraz odpocząć i nie myśleć tyle. Idę, przyniosę ci herbaty. Może potem się prześpisz.

– Czym ja sobie na ciebie zasłużyłem? – spytał Stig, uśmiechając się do żony.

Nie mógł się skupić na pracy. Nigdy nie była dla niego najważniejsza, ale zawsze coś tam udawało mu się zrobić. Powinien coś zrobić z Ernstem, ale od soboty wszystko się zmieniło. Chłopak siedzi w domu i gra w grę telewizyjną. W tę nową, którą mu kupił poprzedniego dnia. Zawsze trzymał się za portfel, a teraz nagle poczuł nieodpartą potrzebę dawania. Największym marzeniem okazała się gra telewizyjna, więc niech będzie. Bez wahania kupił Xbox i trzy gry, chociaż cena była powalająca.

Przecież to Simon, jego syn. Wszelkie wątpliwości zniknęły całkowicie, gdy zobaczył, jak wysiada z pociągu. Jakby ujrzał siebie z lat młodości. Ta sama przyjemnie zaokrąglona sylwetka, te same mocne rysy. Mellberg był zaskoczony własną reakcją, wręcz wstrząśnięty, że jest zdolny do takich uczuć. Zawsze szczycił się tym, że nie potrzebuje innych ludzi. No, może poza własną matką.

Matka żałowała, że nie przekazał nikomu swoich wspaniałych genów. Niewątpliwie miała rację. Szkoda, że nie zdążyła poznać jego syna. Przekonałaby się, że miała rację. Wystarczyło spojrzeć, by się przekonać, co ma po ojcu. Doprawdy, jabłko padło niedaleko od jabłoni! Matka Simona napisała w liście, że jest leniwy, krnąbrny, nie ma ambicji i kiepsko się uczy. Mówi to dużo o jej kompetencjach wychowawczych. Niech Simon pobędzie trochę z ojcem. Będzie miał z kogo brać przykład i dzięki temu wyrośnie na prawdziwego mężczyznę. To tylko kwestia czasu.

Pomyślał, że Simon mógłby mu chociaż powiedzieć dziękuję, kiedy dostał grę, ale biedny dzieciak był pewnie tak zdumiony, że nie wiedział, co powiedzieć. Jak to dobrze, że zna się na ludziach. O wychowaniu dzieci wiedział tylko tyle, że na obecnym etapie nie warto dzieciaka do niczego zmuszać. Gotów był wprawdzie przyznać, że brak mu doświadczenia pedagogicznego, ale co w tym trudnego? Wystarczy zdrowy rozsądek. Chłopak jest nastolatkiem. Mówią, że to trudny okres, ale w gruncie rzeczy wszystko sprowadza się do tego, żeby do chłopa mówić po chłopsku, a do uczonego po łacinie. Mellberg uważał, że potrafi rozmawiać ze wszystkimi o wszystkim, więc był przekonany, że sobie poradzi.

Usłyszał głosy. Patrik i Martin rozmawiali na korytarzu. Miał nadzieję, że udało im się zatrzymać to pedofilskie bydlę. Tym razem zamierzał wziąć udział w przesłuchaniu. Z takimi trzeba ostro.

22

Fjällbacka 1928

Dzień zaczął się jak zwykle. Chłopcy już przed południem pobiegli do sąsiadów i na szczęście zostali tam aż do wieczora. Agnes była zadowolona, a jeszcze bardziej cieszyła się z tego, że się zlitowali i dali im jeść. Dzięki temu nie musiała nic szykować, nawet kanapek, które dawała im najczęściej. Wprawiło ją to w tak dobry humor, że raczyła umyć podłogi. Wieczorem spodziewała się usłyszeć z ust męża zasłużoną pochwałę. Zawsze to przyjemnie, choć nie zaprzątała sobie głowy tym, co Anders myśli.

Karl i Johan już spali, gdy usłyszała, jak wchodzi po schodach. Siedziała w kuchni i czytała pismo dla kobiet. Z roztargnieniem podniosła wzrok i kiwnęła głową. Nagle coś ją zastanowiło. Nie był zmęczony i osowiały, jak zwykle po pracy. W jego oczach ujrzała dawno niewidziany blask. Zaniepokoiła się.

Usiadł ciężko na krześle naprzeciw niej, splótł dłonie i oparł je na stole.

– Agnes – powiedział i zamilkł na dłuższą chwilę.

Poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła. Anders chce jej coś powiedzieć, a los nauczył ją, że niespodzianki rzadko wychodzą jej na dobre.