Выбрать главу

– Agnes – powtórzył. – Wiele myślałem o naszej przyszłości, naszej rodzinie, i doszedłem do wniosku, że trzeba coś zmienić.

Co do tego była gotowa się z nim zgodzić. Problem w tym, że nie wiedziała, jak Anders mógłby zmienić na lepsze jej życie. Z widoczną dumą mówił dalej.

– Przez ostatni rok brałem tyle dodatkowej roboty, ile się dało, i dzięki temu odłożyłem pieniądze i kupiłem nam wszystkim bilety w jedną stronę.

– Bilety? Dokąd? – spytała Agnes. Zaniepokoiła się jeszcze bardziej i jednocześnie rozzłościła, bo okazało się, że ukrywał przed nią pieniądze.

– Do Ameryki – odrzekł Anders. Najwyraźniej oczekiwał, że się ucieszy.

Agnes była wstrząśnięta. Co ten idiota znowu narobił?

– Do Ameryki? – wydusiła w końcu.

Kiwnął głową i mówił z zapałem:

– Tak. Wypływamy już za tydzień. Nie masz nawet pojęcia, co załatwiłem. Nawiązałem kontakt z naszymi z Fjällbacki, którzy już tam są. Gwarantują, że znajdę pracę, bo jak człowiek zna się na robocie, może liczyć na dobrą przyszłość over there – powiedział to z silnym akcentem, ale był dumny, że nauczył się już dwóch słów w nowym języku.

Agnes miała ochotę trzasnąć go w tę jego zadowoloną gębę. Co on sobie wyobraża! Dureń! Naprawdę myśli, że wsiądzie na statek, żeby płynąć do obcego kraju razem z nim i jego bachorami?! Żeby w nowym miejscu, nie znając języka ani ludzi, jeszcze bardziej się od niego uzależnić? Nienawidziła swojego obecnego życia, ale tu przynajmniej jest szansa, że kiedyś wydostanie się z tego piekła. Wprawdzie sama też przemyśliwała o wyjeździe do Ameryki, ale sama, bez kuli u nogi w postaci męża i dzieci.

Anders nie zauważył jej przerażenia. Był uszczęśliwiony, kiedy wyjmował i kładł na stole bilety. Agnes z rozpaczą wpatrywała się w ułożone w wachlarz cztery kawałki papieru. Chciało jej się płakać.

Został jej tylko tydzień na wydostanie się. Posłała mężowi sztuczny uśmiech.

Monika pojechała do Konsumu po zakupy. Nagle odstawiła koszyk i wyszła ze sklepu, niczego nie kupując. Coś kazało jej natychmiast jechać do domu. Jej matka i babka też potrafiły przewidywać różne rzeczy. Monika nauczyła się słuchać, co jej podpowiada przeczucie.

Wcisnęła gaz w swoim fiaciku i pojechała drogą dookoła góry, obok Kullen. Kiedy wyjechała z zakrętu w stronę Sälvik, zobaczyła przed domem radiowóz. Wiedziała, że dobrze zrobiła, słuchając głosu intuicji. Zaparkowała za policją, przerażona tym, co zastanie w domu. Od tygodnia co noc śnił jej się ten sam sen. W domu zjawia się policja i zmusza ją do wyjawienia wszystkiego, o czym starała się nie myśleć. A teraz to była rzeczywistość, nie sen. Szła drobnymi kroczkami, by odwlec to, co nieuchronne. Wtem usłyszała krzyk syna i pobiegła ścieżką przez ogród do jego domku. Stał przed drzwiami, krzyczał na dwóch policjantów i wyciągając ręce, usiłował nie pozwolić im wejść.

– Nikomu nie wolno wchodzić do mojego domu! Jest mój!

– Mamy nakaz – spokojnie przekonywał jeden z policjantów. – Proszę nas wpuścić i pozwolić zrobić, co do nas należy.

– Nie, bo narobicie bałaganu! – Morgan szeroko rozłożył ręce.

– Obiecuję, że będziemy uważać i nie zrobimy bałaganu. Ale na pewno będziemy musieli coś zabrać, na przykład komputer.

Morgan krzyknął, przerywając mu. Wzrok miał rozbiegany, cały drżał.

– Nie, nie! – krzyczał, jakby chciał oddać życie za komputery. Monika wiedziała, że to całkiem bliskie prawdy. Szybko podeszła.

– O co chodzi? W czym mogę pomóc?

– Kim pani jest? – spytał policjant stojący najbliżej. Nie odrywał wzroku od Morgana.

– Jestem jego mamą. Mieszkam tam. – Wskazała duży dom.

– Czy może pani wyjaśnić synowi, że mamy nakaz rewizji i zabezpieczenia komputera?

Słysząc to, Morgan znów potrząsnął głową. Powtarzał:

– Nie, nie…

Monika spokojnie podeszła i patrząc na policjanta, objęła syna i zaczęła go gładzić po plecach.

– Pomogę panom, jeśli się dowiem, po co przyszliście.

Młodszy policjant patrzył w ziemię, wyraźnie zakłopotany. Drugi, starszy, zapewne zaprawiony w bojach, spokojnie odpowiedział:

– Pani mąż został zatrzymany, zostanie przesłuchany. Mamy nakaz rewizji.

– Dlaczego? Pytam! Proszę jaśniej. – Wiedziała, że niepotrzebnie mówi tak ostro, ale nie zgadzała się, żeby bez uzasadnienia wdzierali się do domku Morgana.

– Pani mąż jest zamieszany w rozpowszechnianie pornografii dziecięcej.

Ręka gładząca Morgana zatrzymała się. Monika chciała coś powiedzieć, ale tylko mruknęła. Chrząknęła, żeby odzyskać głos.

– Mój mąż zamieszany w rozpowszechnianie pornografii dziecięcej? To jakaś pomyłka.

Zakręciło jej się w głowie – wiele spraw od dawna ją zastanawiało. Przede wszystkim jednak bardzo jej ulżyło, że nie wpadli na to, czego się obawiała najbardziej.

Zebrała się w sobie i zwróciła do syna:

– Posłuchaj. Musisz pozwolić im wejść do domu i zabrać komputery. Nie masz wyboru. Policja ma do tego prawo.

– A jeśli mi zrobią bałagan? I co z moim programem dnia? – wysoki głos Morgana zdradzał niezwykłe jak na niego emocje.

– Powiedzieli, że będą uważać. Zresztą nie masz wyboru – podkreśliła. Morgan zaczął się uspokajać. Nie miał wyboru, więc łatwiej mu było odnaleźć się w nowej sytuacji.

– Obiecujecie, że nie zrobicie bałaganu?

Policjanci przytaknęli i Morgan powoli odsunął się od drzwi.

– Uważajcie na dyski. Jest na nich mnóstwo mojej pracy.

Policjanci znów kiwnęli głowami. Morgan wpuścił ich do domu.

– Mamo, dlaczego oni to robią?

– Nie wiem – skłamała. Przede wszystkim czuła ulgę. Ale wreszcie zaczęło do niej docierać, co powiedzieli policjanci. Ogarnęło ją obrzydzenie. Chwyciła Morgana za ramię i poprowadziła do domu. Oglądał się za siebie niespokojnie.

– Nie denerwuj się, obiecali, że będą uważać.

– Idziemy do dużego domu? – spytał Morgan. – O tej porze nigdy nie chodzę do dużego domu.

– Wiem – odparła Monika. – Ale dzisiaj będzie inaczej. Nie trzeba przeszkadzać policjantom. Pojedziemy do cioci Gudrun.

Morgan był zdezorientowany.

– Chodzimy do niej tylko w Boże Narodzenie. Albo na urodziny.

– Wiem – cierpliwie powiedziała Monika. – Ale dziś zrobimy wyjątek.

Po chwili Morgan uznał, że ma to jakiś sens. Kiedy szli do samochodu, Monika kątem oka zobaczyła, że w oknie Florinów odsuwa się firanka. Lilian patrzyła na nich i uśmiechała się.

Niedobrze to wygląda. – Patrik i Martin siedzieli naprzeciw Kaja. Mellberg dyskretnie usiadł w kącie. Zaproponował, że będzie się tylko przysłuchiwał, co Patrik przyjął z ulgą. Najchętniej w ogóle obyłby się bez niego, ale w końcu to szef.

Kaj nie odpowiadał. Siedział ze zwieszoną głową. Mogli się przyjrzeć różowej skórze przeświecającej przez przerzedzone na czubku włosy.

– Jak pan sądzi, dlaczego pańskie nazwisko znalazło się na liście zamawiających pornografię dziecięcą? I niech pan nie opowiada, że to pomyłka, bo mamy nazwisko i adres, więc nie ma wątpliwości, że to pan.

– Ktoś mnie wrabia – wymamrotał Kaj.

– Czyżby? – powiedział z niedowierzaniem Patrik. – A po co miałby sobie zadawać tyle trudu? Tylu wrogów sobie pan narobił?

Kaj nie odpowiedział. Martin walnął ręką w stół, żeby go zmusić do skupienia się. Kaj drgnął.