Выбрать главу

Duch uciszył agenta, strzelając dwa razy w jego stronę, po czym wskoczył do blazera. Ujgurowie błyskawicznie zajęli miejsca z tyłu.

– Kashgari! – zawołał nagle Yusuf. – Został w mieszkaniu! – dodał, wskazując dom Wu.

– Nie będziemy czekać – warknął Duch. Kiedy przekręcił kluczyk w stacyjce i zapalił silnik, spomiędzy stojących w szeregu samochodów wysunął się policjant, podniósł pistolet i wziął na cel blazera.

– Schylić się! – ryknął Duch.

Wszyscy trzej pochylili się i w tej samej chwili policjant oddał kilka strzałów. Spodziewali się, że usłyszą brzęk rozbijanej przedniej szyby, zamiast tego jednak rozległy się dwa głośne chrupnięcia. Kule trafiły w przód pojazdu. Zaraz potem łopatki wiatraka wypadły z hurkotem z obudowy i wbiły się w inne części silnika, który zazgrzytał i zgasł.

– Wysiadać! – rozkazał Duch. Trzej mężczyźni wyskoczyli z samochodu i przyczaili się na chodniku. Przez chwilę panowała cisza. Duch obejrzał się. – Tędy!

Zerwał się na równe nogi, strzelił kilka razy do policjantów i wbiegł na targ rybny. Kilku klientów i sprzedawców schowało się za koszami z drobniejszą rybą i węgorzami. Duch i dwaj Turcy dobiegli do tylnej alejki. Przy dostawczej furgonetce stał tam starszy mężczyzna. Widząc broń i maski na ich twarzach, padł na kolana i podniósł w górę ręce.

– Wsiadajcie! – zawołał Duch do Turków.

Kiedy wskoczyli do furgonetki, obejrzał się i zobaczył kilku policjantów, którzy zbliżali się ostrożnie do wejścia na targ. Oddał w ich stronę kilka strzałów i rozpierzchli się.

Pięć minut później na Canal Street zjawiła się Amelia Sachs. Fred Dellray klęczał przy postrzelonym policjancie. Był wściekły.

– Mieliśmy go już w ręku. Ukradł furgonetkę z targu rybnego po drugiej stronie ulicy. Szukają jej wszyscy, którzy noszą w tym mieście odznakę.

Zdesperowana Sachs zamknęła oczy. Cały geniusz Rhyme'a i nadludzkie wysiłki, żeby zmontować na czas ekipę, która ujęłaby Ducha, poszły na marne.

Tym, co przykuło uwagę Rhyme'a na tablicy, była informacja o grupie krwi rannej imigrantki. Nagle zdał sobie sprawę, że nie dostali wyników badań z laboratorium. Skontaktował się z biurem lekarza sądowego i kazał mu szybko kończyć analizę. Doktor odkrył kilka ciekawych szczegółów: obecność we krwi szpiku kostnego, co wskazywało na poważne złamanie kości; posocznicę, sugerującą głębokie cięcie albo otarcie; oraz obecność bakterii coxiella burnetti powodującej gorączkę typu Q, chorobę, którą można się zarazić w miejscach, gdzie trzymane są przez dłuższy czas zwierzęta, w portowych zagrodach albo w ładowniach statków.

– Gorączka typu Q jest u nas rzadka – oświadczył patolog.

Rhyme polecił następnie Dengowi i Lonowi Sellitto zebrać ekipę agentów, którzy zaczęli wydzwaniać do szpitali i klinik w Chinatown oraz Queens, żeby sprawdzić, czy nie przyjęto tam Chinki z gorączką typu Q albo fatalnie złamaną, zainfekowaną kończyną.

Już po dziesięciu minutach dostali telefon od policjanta w śródmieściu. Pewien Chińczyk przyprowadził właśnie swoją żonę do kliniki w Chinatown. Chinka pasowała idealnie do opisu: miała zaawansowaną gorączkę typu Q i wielokrotne złamanie. Nazywała się Wu Yong-Ping.

Funkcjonariusze z piątego komisariatu, a także Amelia Sachs i Deng, popędzili do kliniki, żeby ich przesłuchać. Wu powiedzieli policji, gdzie mieszkają, i napomknęli, że dzieci nadal przebywają w mieszkaniu. Rhyme poinformował następnie Amelię, iż otrzymali wyniki AFIS z miejsca zabójstwa Jimmy'ego Maha. Część odcisków pasowała do tych, które zdjęli z wcześniejszych miejsc; to szmugler popełnił tę zbrodnię. Kiedy Wu wyjaśnił, że mieszkanie załatwił im pośrednik narajony przez Maha, Rhyme i Sachs zdali sobie sprawę, iż Duch doskonale wie, gdzie mieszka rodzina.

Z powodu jednego przedwczesnego strzału cały ten wysiłek poszedł jednak na marne.

– Macie coś na temat tej furgonetki z targu rybnego? – rzucił gniewnie Dellray do jednego z agentów.

– Nic. Nikt jej nie odnalazł i nikt nie widział jej na drodze.

– Jak to się stało, że nikt jej nie widział? Coś. Tu. Nie. Gra.

Dellray ruszył wielkimi krokami w stronę targu rybnego. Amelia dołączyła do niego. Tuż przy wejściu stali obok wielkiego pojemnika z lodem trzej Chińczycy, jak domyślała się Sachs, sprzedawcy. Przesłuchiwało ich dwóch policjantów. Dellray spojrzał na starszego mężczyznę, który natychmiast wbił wzrok w podłogę. Agent FBI wskazał go palcem.

– To on powiedział, że Duch ukradł furgonetkę, tak?

– Zgadza się, agencie Dellray – potwierdził jeden z gliniarzy.

– No więc, okłamał was!

Dellray i Sachs przebiegli przez targ i znaleźli furgonetkę ukrytą w tylnej alejce za kontenerem ze śmieciami. Dellray zawrócił do sprzedawców.

– Powiedz mi, co się stało – rozkazał staremu.

– On mnie zabić – odparł tamten, szlochając. – Kazać powiedzieć, że oni ukraść furgonetkę. Pistolet do głowy. Nie wiem, gdzie oni pójść.

Chwilę później jeden z policjantów podał informację, że porwano samochód. Trzej uzbrojeni mężczyźni w kominiarkach podbiegli do stojącego na światłach lexusa, kazali wysiąść siedzącej w środku parze i odjechali.

– Kto oddal strzał, który ich spłoszył? – zwróciła się do Dellraya Amelia Sachs.

– Jeszcze nie wiem.

Nie musieli jednak długo szukać. Dwaj umundurowani policjanci podeszli do Dellraya i przez chwilę z nim konferowali. Agent FBI ruszył ze wściekłą miną w kierunku winnego.

Był nim Alan Coe.

– Jak to się, do jasnej cholery, stało? – warknął Dellray.

Rudy agent nie zamierzał kłaść uszu po sobie.

– Musiałem strzelić – oznajmił. – Duch chciał zabić naszych przebierańców. Nie widziałeś?

– Nie, nie widziałem. Trzymał broń z boku.

– Z miejsca, gdzie stałem, wyglądało to inaczej. To, co zrobiłem, wynikało z bieżącej oceny sytuacji. Gdybyście zajęli wyznaczone pozycje, i tak byśmy go przyskrzynili.

– Mieliśmy zamiar aresztować go bez przypadkowych ofiar, nie na środku zatłoczonej ulicy. – Dellray potrząsnął wściekle głową i wycedził: – Trzydzieści cholernych sekund i mielibyśmy go podanego na tacy.

– W tych okolicznościach uważałem jednak, że tak właśnie powinienem postąpić – powtórzył Coe, lecz w jego głosie zabrzmiała nutka skruchy.

– To wszystko zaszło za daleko – rzekł stanowczo agent FBI. – Od tej chwili urząd imigracyjny pełni wyłącznie rolę doradczą.

– Nie może pan wydać takiej decyzji – odparł Coe ze złowrogim błyskiem w oku.

– Żebyś wiedział, że mogę, synu. Na mocy odpowiedniej dyrektywy. Jadę zaraz do miasta, żeby to załatwić – oświadczył Dellray i oddalił się.

Sachs patrzyła, jak wsiada do swojego samochodu, zatrzaskuje drzwiczki i odjeżdża.

– Czy ktoś się zajął dziećmi? – zwróciła się do Alana Coe.

– Dziećmi Wu? Nie wiem. Poinformowałem o nich centralę – rzucił ze złością Coe i odszedł do swojego samochodu.

Dopiero teraz Sachs zadzwoniła do Rhyme'a i przekazała mu złe wiadomości.

– Co się stało? – zapytał Rhyme, wściekły jeszcze bardziej niż Dellray.

– Jeden z naszych ludzi strzelił, zanim zajęliśmy pozycje. Ulica nie była zamknięta i Duchowi udało się wymknąć. Strzelał Alan Coe. Dellray chce ograniczyć rolę urzędu w tej sprawie.

– Peabody'emu się to nie spodoba.

Amelia spostrzegła nagle Eddiego Denga.

– Muszę się zająć dziećmi Wu, Rhyme. Zadzwonię, kiedy przeszukam miejsce przestępstwa – powiedziała szybko i rozłączyła się. – Potrzebny mi tłumacz, Eddie! – zawołała do Denga. – Idę do dzieci Wu.