Rhyme przypomniał sobie, że Dellray przeprowadził niedawno dużą tajną operację w Brooklynie, mateczniku rosyjskiej mafii.
Zauważył również, że Webley z Departamentu Stanu nie powiedział ani słowa od momentu, gdy się pojawił. Skrzyżował ręce na piersi i stał w milczeniu przy tablicy, wbijając w nich wzrok. Rhyme uświadomił sobie, na czym polegają „implikacje”, o których wspomniał zastępca agenta specjalnego. Partner Dellraya zginął w zamachu bombowym w Oklahoma City.
– Fred chce, żeby wyłączyć go ze sprawy? – zapytał.
Zastępca agenta specjalnego pokiwał głową.
– Uprzątnął już biurko.
Rhyme'owi trudno było go winić.
– Potrzebujemy pomocy – rzekł. – Fred załatwiał nam właśnie specjalną grupę taktyczną i kilku dodatkowych agentów. Brakuje nam wsparcia.
– Rano będziecie mieli nowego agenta oraz informację w sprawie grupy taktycznej – zapewnił go zastępca agenta specjalnego.
– Słyszałem o tym, co się przytrafiło Alanowi Coe – rzekł Peabody. – Przed domem Wu. Przepraszam.
– Złapalibyśmy Ducha, gdyby Coe nie strzelił – powiedział z naciskiem Li.
– Wiem. Słuchajcie, to porządny facet. Jest tylko trochę narwany. Staram się nie oceniać go zbyt surowo. Załamał się lekko, kiedy zaginęła jedna z jego informatorek. Domyślam się, że czuł się winny. Wziął bezpłatny urlop. Nie chce o tym mówić, ale słyszałem, że wyjeżdżał za granicę, by się dowiedzieć, co się z nią stało. W końcu wrócił do pracy i od tego czasu nie odpuszcza nikomu. To jeden z moich najlepszych agentów.
Oczywiście pominąwszy drobne uchybienia w rodzaju umożliwienia ucieczki podejrzanym, pomyślał cierpko Rhyme.
Peabody, Webley i zastępca agenta specjalnego wyszli, zapewniwszy Rhyme'a raz jeszcze, że rano zgłosi się do niego nowy oficer łącznikowy z FBI.
– W porządku, zabieramy się z powrotem do roboty – zawołał kryminolog, zwracając się do Sellitta, Amelii Sachs, Coopera i Li. – Czego dowiedziałaś się w klinice?
Sachs powtórzyła dokładnie, co powiedzieli jej Wu. Changowie byli gdzieś w Queens i jeździli niebieską furgonetką nieznanej marki o nieznanych numerach rejestracyjnych. Mieli również niemowlę, którego matka utonęła na frachtowcu.
– Ma na imię Po-Yee. To znaczy „Drogocenne Dziecko”.
Rhyme zauważył szczególny wyraz twarzy Sachs, kiedy wspomniała o niemowlęciu. Wiedział, jak bardzo chciała dziecka – i że chciała je mieć z nim. Bez względu na to, jak dziwny mógł mu się wydać ten pomysł przed kilku laty, w głębi ducha nawet mu się podobał. Jego motywy jednak przynajmniej po części nie miały nic wspólnego z pragnieniem bycia ojcem. Amelia Sachs, jak żaden inny znany mu zawodowy policjant poza nim samym, posiadła umiejętność wczuwania się w sposób myślenia sprawcy i odnajdywała dzięki temu dowody rzeczowe, które umykały uwagi innych. Ale to, co czyniło z niej idealną policjantkę na miejscu zbrodni, narażało ją również na niebezpieczeństwo. Sachs, która władała po mistrzowsku bronią palną i była prawdziwym asem kierownicy, często zjawiała się pierwsza, gdy trzeba było kogoś aresztować, gotowa wyciągnąć broń i ująć sprawcę. Tak jak to się stało dzisiaj przy domu Wu. Rhyme nigdy nie poprosiłby jej, by przestała się narażać. Żywił jednak nadzieję, że mając w domu dziecko, ograniczyłaby się wyłącznie do czynności dochodzeniowych, w czym była jako policjantka najlepsza.
Tok jego myśli przerwał nagle Mel Cooper.
– Są wyniki chromatografii włókien.
Po kilku sekundach pojawiły się na ekranie.
– To wykładzina dywanowa marki Lustre-Rite. Producentem jest firma Arnold Textile & Carpeting w Wallingham w stanie Massachusetts. Mam ich numery telefonów.
– Niech ktoś do nich zadzwoni – polecił Rhyme. – Interesują nas zamówienia z Dolnego Manhattanu. Z ostatniego okresu, prawda, Mel?
– Najprawdopodobniej, skoro tych włókien jest aż tyle. Większość włókien odpada od wykładziny najpóźniej w ciągu sześciu miesięcy od założenia.
– Zajmę się tym – powiedział Sellitto. – Ale nie oczekujcie cudów – dodał, wskazując głową zegar. Dochodziła jedenasta wieczór.
– Chyba mają tam nocną zmianę – rzekł Rhyme. – Brygadzista będzie znal domowy numer szefa.
– Zobaczę, co się da zrobić.
Cooper tymczasem badał ślady, które Amelia znalazła w blazerze.
– Jak sądzisz, Lincoln? Czy to mierzwa? Pochodzi z dywanika.
– Polecenie, wejście, mikroskop – rozkazał Rhyme i obraz z mikroskopu pojawił się na ekranie jego komputera. Kryminolog rozpoznał ślady świeżej cedrowej mierzwy.
– Dużo zieleni jest wokół Battery Park City – mruknął Sellitto, mając na myśli luksusowe apartamentowce na Dolnym Manhattanie, gdzie, na co wskazywały uzyskane wcześniej dowody, Duch mógł posiadać mieszkanie.
Za dużo zieleni, pomyślał Rhyme.
– Co wiemy na temat zwłok? – zapytał.
– Niewiele – odparła Sachs.
Wspólnik Ducha nie miał przy sobie dokumentów.
– Hej, jest tak, jak myślałem, Loaban – odezwał się nagle Sonny Li, wskazując zrobione polaroidem zdjęcie zabitego. – Jego twarz, widzisz? On jest Kazach, Tadżyk, Ujgur… Z mniejszości, tak jak mówiłem, pamiętasz?
– Pamiętam – powiedział Rhyme. – Zadzwoń do naszego przyjaciela z tongu… do pana Cai. Powiedz, że naszym zdaniem bandyci rekrutują się z tych mniejszości. To pomoże mu zawęzić poszukiwania. Balistyka? – zapytał po chwili.
– Duch nadal używa tokariewa model pięćdziesiąt jeden – poinformowała go Sachs.
– Mówiłem, to bardzo solidny pistolet – wtrącił Li.
– A broń zabitego?
– Zbadałam ją. To stary walther PPK.
– Gdzie jest teraz? – zapytał Rhyme, do którego nie dotarła ta broń.
Amelia Sachs i Sonny Li wymienili między sobą szybkie porozumiewawcze spojrzenia.
– Mają go chyba federalni – powiedziała z roztargnieniem Amelia.
Li uciekł wzrokiem w bok i Rhyme od razu domyślił się, że po zbadaniu pistoletu Sachs przekazała go chińskiemu policjantowi. Cóż, chyba mu się należał, pomyślał. Gdyby nie Li, niewykluczone, że zginęliby Deng, Sachs i córka Wu.
– Właśnie rozmawiałem z jednym z szefów Arnold Textile – zawołał Sellitto. – Ta konkretna wykładzina jest wyłącznie w sprzedaży komercyjnej. To ich czołowy produkt. Dał mi listę dwunastu działających na tym terenie dużych przedsiębiorców budowlanych i dwudziestu sześciu hurtowni, które sprzedają wykładziny instalatorom i podwykonawcom.
– Do diabła – zaklął Rhyme. Sporządzenie pełnej listy mieszkań wyposażonych w wykładzinę Lustre-Rite mogło się okazać trudnym zadaniem. – Zleć to komuś.
W tym momencie zadzwonił jego prywatny telefon i Rhyme odebrał go. Aparat nastawiony był na tryb głośno mówiący.
– Lincoln? – odezwał się kobiecy głos.
– Dobry wieczór, doktor Weaver – odparł, czując, jak przechodzi go dreszcz.
– Wiem, że jest późno. Nie przeszkadzam panu?
– Nie, skądże – zapewnił ją Rhyme.
– Mam już dokładne informacje na temat operacji. Odbędzie się w Manhattan Hospital w przyszły piątek o dziesiątej rano. Spotkamy się na sali przedoperacyjnej oddziału neurochirurgii na trzecim piętrze.
– Doskonale – odparł i życzył jej dobrej nocy.
Amelia Sachs nie odezwała się ani słowem. Rhyme wiedział, że wolałaby, aby nie poddawał się zabiegowi. Jak dotąd pozytywne rezultaty odnotowano głównie u pacjentów, których urazy były o wiele mniej poważne niż Rhyme'a. Przy tym operacja wiązała się z ryzykiem: jego stan mógł się po niej nawet pogorszyć. Sachs rozumiała jednak, jakie to dla niego ważne, i miała zamiar go wspierać.