Выбрать главу

całkowicie okrążone i pozbawione wokół siebie jakiegokolwiek

wolnego pola… Dokładnie jak na wojnie, kiedy żołnierze

z otoczonego posterunku brani są do niewoli.

Gra wei-chi

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Wpatrywał się przez okno w szary zmierzch. Głowa opadła mu na pierś – nie z powodu uszkodzonych włókien nerwowych, lecz ze smutku. Rhyme rozmyślał o Sonnym Li, samotnym gliniarzu, który zawędrował dosłownie na koniec świata, żeby dopaść podejrzanego. O Li, małym człowieczku, który pragnął jedynie, by krzywdy, których doznali obywatele jego rewiru, zostały ukarane. I wystarczała mu w zamian radość myśliwego i być może odrobina szacunku.

– Dobra, Mel – powiedział po chwili twardym głosem. – Co tam mamy?

Mel Cooper ślęczał nad plastikowymi torbami, które policyjny motocyklista przywiózł z miejsca przestępstwa w Chinatown.

– Odciski stóp – odparł.

– To na pewno był Duch?

– Tak – potwierdził Cooper, spoglądając na pobrane przez Amelię elektrostatyczne odciski. – Są identyczne. – Następnie rozłożył ubranie Li nad czystym białym papierem i zbadał okruchy, które spadły na arkusz. – Brud, drobinki farby, strzępki żółtego papieru pochodzące prawdopodobnie z tej torby oraz suszona substancja roślinna, o której wspomniała Amelia.

– Sachs sprawdza teraz te rośliny – poinformował go Rhyme.

Patrząc na zakrwawione ubranie Li, poczuł, jak coś kłuje go w sercu. Zaijian, Sonny. Do widzenia.

– Próbka spod paznokci – oznajmił Cooper, odczytawszy napis na kolejnej torbie, po czym umieścił ślady na szkiełku mikroskopu.

– Daj to na ekran, Mel – poprosił Rhyme i odwrócił się do monitora. – Tytoń – rzekł, uśmiechając się smutno na wspomnienie nikotynowego nałogu chińskiego policjanta. – Co jeszcze widzimy? Co to za minerały? Jak sądzisz, Mel? Krzemiany?

– Na to wygląda. Puśćmy to przez chromatograf.

Wkrótce mieli wyniki: magnez i krzem.

– To talk – stwierdził Rhyme. – Znajdź wszystko, co można, na temat talku i krzemianu magnezowego.

W tym samym momencie zadzwonił telefon. Thom włączył tryb głośno mówiący.

– Tu mówi doktor Arthur Winslow z centrum medycznego Huntington.

– Słucham, doktorze?

– Mamy tu pacjenta, Chińczyka. Nazywa się Sen. Przywieziono go do nas po tym, jak straż przybrzeżna wydobyła go z zatopionego statku. Powiedziano nam, żebyśmy przekazywali wszystkie wiadomości na jego temat i sądzę, że jest coś, o czym powinniście wiedzieć.

John Sung przebrał się. Miał teraz na sobie golf – w którym przy tej pogodzie wyglądał dziwnie, ale bardziej elegancko – oraz nowe robocze spodnie. Był zaczerwieniony i wydawał się rozkojarzony i zdyszany.

– Dobrze się czujesz? – zapytała Amelia Sachs.

– To joga – wyjaśnił. – Wykonywałem moje ćwiczenia. Herbaty?

– Nie mam dużo czasu – odparła. Na dole czekał na nią Alan Coe.

Sung wręczył jej papierową torebkę.

– Zioła na płodność, o których mówiłem ci wczoraj wieczorem.

– Dziękuję, John – powiedziała, biorąc ją machinalnie do ręki.

– Coś się stało? -zapytał, wpatrując się w jej twarz. Zaprosił ją gestem do środka i usiedli na kanapie.

– Pamiętasz tego policjanta z Chin, który nam pomagał? Przed godziną znaleziono go martwego. To sprawka Ducha.

Sung westchnął.

– Och nie… Tak mi przykro.

– Mnie też. – Sachs sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła plastikową torebkę z suszonymi roślinami. – Znaleźliśmy to w miejscu zabójstwa.

– Daj mi obejrzeć. – Sung otworzył torebkę i przez chwilę przyglądał się substancji i wdychał jej zapach. – Czuję traganek, biały grzyb, imbir, trochę żeńszenia i żabieniec. Można to kupić u każdego zielarza i w każdym sklepie spożywczym w Chinach. Moglibyście sprawdzić sklepy, które znajdują się w sąsiedztwie – zasugerował.

– Musimy to zrobić. Może trafimy na świeży trop.

Sachs chciała wstać, ale nagle się skrzywiła – ostry ból przeszył jej ramię.

– Proszę, usiądź z powrotem.

Po krótkim wahaniu usiadła ponownie na kanapie. Sung stanął za nią. A potem poczuła, jak jego dłonie ściskają jej ramię – z początku słabo, a potem silniej i głębiej. Jego twarz była blisko jej głowy, jego oddech pieścił jej szyję. Dłonie sunęły w górę i w dół po jej skórze, naciskając mocno, ale powstrzymując się przed zadaniem bólu. Było to relaksujące, ale kiedy palce Sunga objęły jej szyję, poczuła lekki niepokój.

– Odpręż się – powiedział tym swoim spokojnym głosem.

Jego ręce zsunęły się w dół: sięgnęły żeber, zatrzymały się tuż przed piersiami i cofnęły do kręgosłupa. Zaczął szybciej oddychać -jak się domyślała, z wysiłku.

– Może zdejmiesz ten pas z bronią? – szepnął.

Sachs zaczęła rozpinać sprzączkę, ale nagle rozległ się ostry dźwięk: to była jej komórka. Odsunęła się od Sunga i podniosła do ucha telefon.

– Halo? Tu…

– Szykuj się do jazdy, Sachs.

– Co masz nowego, Rhyme?

– Sen, kapitan statku, odzyskał przytomność. Spędził trochę czasu w ładowni „Fuzhou Dragona” i podsłuchał Changa, kiedy ten rozmawiał ze swoim ojcem. Wygląda na to, że jakiś ich krewniak albo znajomy załatwił rodzinie mieszkanie i pracę w Brooklynie.

– W Brooklynie? Nie w Queens?

– Sam Chang to niegłupi facet, pamiętasz? Jestem pewien, że wymienił Queens, żeby zostawić mylny trop. Zawęziłem obszar, gdzie moim zdaniem mogą się znajdować, do Red Hook albo Owls Head.

– Jak do tego doszedłeś?

– A jak myślisz, Sachs? Ślady na butach starego: odpady biologiczne. W Brooklynie są dwa zakłady utylizacji śmieci. Skłaniam się do Owls Head. Nieopodal jest chińska dzielnica. Chcę, żebyś tam pojechała. Dam ci znać, kiedy tylko będziemy mieli adres.

Sachs zerknęła na Sunga.

– Lincoln odkrył, w jakiej okolicy mieszkają Changowie – poinformowała go. – Zaraz tam jadę.

– Gdzie to jest?

– W Brooklynie.

– Och, jak dobrze – ucieszył się. – Są bezpieczni?

– Na razie tak.

– Czy mógłbym z tobą pojechać? Mogę tłumaczyć. Chang i ja mówimy tym samym dialektem.

– Jasne – zgodziła się. – Pojedzie ze mną John Sung – powiedziała do telefonu. – Będzie tłumaczył. Ruszamy w drogę.

Sung poszedł do sypialni i po chwili wrócił ubrany w pękatą wiatrówkę.

– Na dworze nie jest zimno – zdziwiła się.

– Zawsze noś się ciepło. To ważne dla qi i krwi – odparł, po czym wziął ją za ramiona. – Zrobiliście bardzo dobrze, odnajdując tych ludzi.

Bardzo ją to poruszyło. Uścisnęła mocno jego dłoń i cofnęła się o krok.

– Jedźmy po Changów – mruknęła.

Na ulicy przed swoim domem człowiek wielu imion – Kwan Ang, Duch i John Sung – podał dłoń Alanowi Coe, który był, z tego co mu było wiadomo, agentem urzędu imigracyjnego. Trochę go to zaniepokoiło, bowiem Coe wchodził w skład grupy ścigającej go poza granicami Stanów Zjednoczonych. Najwyraźniej jednak nie miał pojęcia, jak wygląda Duch.

Sachs powtórzyła Alanowi Coe, czego dowiedział się Rhyme, i cała trójka wsiadła do autobusu ekipy dochodzeniowej. Coe usiadł z tylu, zanim Duch zdążył zająć to strategicznie najlepsze miejsce.

Z tego, co mówiła Sachs, domyślił się, że w mieszkaniu Changów będą również inni gliniarze i agenci urzędu. Poczynił już jednak pewne przygotowania. W trakcie jej wizyty Yusuf i drugi Ujgur siedzieli ukryci w sypialni. Kiedy poszedł po swój pistolet i wiatrówkę, kazał im za sobą jechać. Razem z Turkami uda mu się zabić Changów.