Выбрать главу

— Jack — zaoponował Russell — możemy przynajmniej zachowywać się po ludzku. — Poczym zwrócił się do Nesbitta: — W hotelu podają dobrą herbatę. Miło będzie porozmawiać z kimś, kto nie jest reporterem. — W drodze do jeepa zadzwonił do restauracji, więc kiedy dotarli do prywatnej jadalni hotelowej, stół był już nakryty świeżutkim obrusem i ciężkimi srebrami.

Irlandzka kelnerka przyniosła herbatę i tacki pełne udekorowanych kanapek i ciastek.

— To moja specjalność — wyznał Russell. — Jack woli piwo i frytki.

— Barbarzyńca — mruknął Jack, biorąc ze stołu kanapkę z rzeżuchą i siadając. — A więc co to za interesująca oferta? Co u was w ogóle jest interesujące?

Pozostała dwójka odczekała, aż kelnerka naleje herbatę i odejdzie.

— Ogólnie czy szczegółowo? — zapytał Nesbitt.

— Ogólnie — rzeki Russell.

Nesbitt potarł czoło i przez chwilę widać po nim było bagaż siedmiu stref czasowych, które niedawno przekroczył.

— Mówiąc ogólnie i mając świadomość, że w pierwszej chwili odmówicie, oferuję wam naszą ekspertyzę za darmo.

— Racja — przyznał Jack. — Odmówimy.

— Gdybyśmy istotnie poszukiwali pomocy z zewnątrz — rzeki Russ — dlaczego mielibyście to być wy, a nie na przykład Europejczycy lub Japończycy?

— Jesteśmy starsi i więksi — nie w sensie finansowym, rzecz jasna, ale jako organizacja badawcza.

— Prowadzimy tu badania — powiedział Jack, z powątpiewaniem zaglądając do wnętrza kanapki — ale przede wszystkim chcemy na tym zarobić. Nie mamy zielonego pojęcia, co znajdziemy, lecz jest spora szansa, że będzie to coś, co wstrząśnie Ziemią.

— Utopiłem w tym większość pokaźnej fortunki — kontynuował. — Wynająłem doktora Suttona i jego zespól, bo czułem, że mogę im zaufać. W zamian za utrzymywanie swojej pracy w sekrecie są zarówno partnerami w spółce, jak i opłacanymi pracownikami. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, dostaną niewielki procent tego, co powinno się okazać astronomicznym zyskiem. Jeśli jednak nastąpi jakiś przeciek, odchodzą z niczym.

— Jesteśmy gotowi pozwolić panu zatrzymać cały zysk ze wszystkiego, co odkryją nasi ludzie.

— Ludzie. To właśnie jest problemem, panie Nesbitt. Jako organizacja NASA może obiecać, co jej się żywnie podoba, ale jeśli któryś z pańskich ludzi natknie się na wehikuł antygrawitacyjny, obawiam się, że może zamienić pracę w NASA na nieograniczone bogactwo.

Nesbitt skinął przyjaźnie głową, skosztował herbaty i nasypał trochę cukru.

— Zainwestowaliście tu pewnie z jedną trzecią miliarda eurodolarów?

— Coś koło tego.

— Zatem pozwólcie mi przejść od ogółu do szczegółów. Jesteśmy gotowi zapłacić tyle samo. Wyjdziecie na zero.

— W zamian za? — chciał wiedzieć Russell.

— Za zespól dwunastu badaczy, którzy będą z wami konsultować każdą publikację oraz cedować na was wszystkie obecne lub przyszłe zyski. — Zerknął na Jacka ponad brzegiem filiżanki i upił odrobinę. — Mam w swoim pokoju długi kontrakt na tę okoliczność, który, jak mi powiedziano, zawiera wszystko. Także dossier tych dwunastu osób.

— W tym pana?

— Chciałbym, by tak było, ale nie. Jestem tylko administratorem, który kocha naukę. Nie sądzę, by mój dyplom licencjacki fizyka z Arkansas zrobił na was wrażenie.

Jack uśmiechnął się.

— Może większe niż pańskie MBA z Harvardu. — Postukał w swój aparat słuchowy. — Cudowne urządzenia.

Nesbitt nawet nie mrugnął.

— Kusząca oferta?

— Jasne — odparł oschle Jack.

— Jack, zgodziliśmy się od początku. Nic wspólnego z rządem. Żadnych wojskowych zastosowań.

— Ten postulat będzie spełniony — rzeki Nesbitt. — Nie o to nam chodzi.

— Więc o co?

— Połowa naszego zespołu to egzobiolodzy. Nastawiamy się nie tyle na „coś”, ile na „kogoś”.

12.

Woods Hole, Massachusetts, 1935

Państwo Berry byli zdziwieni, gdy syn oznajmił im, że nie zamierza studiować w Juilliardzie, choć z całą pewnością było ich na to stać. Uzurpator interesował się muzyką, ale nie było to ludzkie zainteresowanie i mógł mu dawać upust wszędzie. Potrafił siedzieć samotnie i odgrywać w głowie fantastyczne kompozycje, których nie mogłaby zagrać żadna istota ludzka. Dodając sobie w myślach dwie dodatkowe ręce, grał na przykład fugę Bacha od początku do końca i od końca do początku jednocześnie. Często zajmował się takimi rzeczami w czasie przeznaczonym na sen.

O swoim pochodzeniu wiedział jedynie to, że wyszedł z morza i że przed przyjęciem ludzkiego kształtu przez wieki był żarłaczem białym oraz orką. Pamiętał też mgliście inne wcielenia i zdawało mu się, że w każdym był jakąś istotą morską.

Czy istniało wielu takich jak on? Nie wiedział. Jeśli przybrali ludzki kształt, mogli uchodzić za ludzi, udając, że starzeją się w normalnym tempie i umierają, a potem zaczynając żyć w ciele kogoś innego.

Jego lektury z dziedziny psychologii wskazywały, że mentalne przeobrażanie się z orki w człowieka nie jest rzeczą typową. Słyszał jednak opowieści o „dzikich dzieciach”, przypuszczalnie wychowanych przez wilki lub inne zwierzęta, które mogłyby pasować do tego wzorca. Miał mnóstwo czasu, by to zbadać.

Nie istniał żaden nieodparty powód, dla którego ktoś taki jak on miałby zostać człowiekiem. Może pozostali nadal żyli jako żarłacze lub orki — albo jako rafy koralowe czy skały, jeśli im to odpowiadało. Morze było świetną kryjówką.

Postanowił więc, że na dobry początek zajmie się oceanografią. Gdyby to nie wypaliło, mógłby zacząć studiować inną dziedzinę, zmieniać osobowości i rozpoczynać wciąż od nowa. Czas nie miał żadnego znaczenia.

W badaniach oceanicznych prym wiodła nowa, finansowana z prywatnych środków instytucja o nazwie Woods Hole. Znajdowała się w Massachusetts, więc uzurpator złożył papiery na kilka uczelni w tym stanie. Odrzucony przez Harvard i MIT, prawdopodobnie dlatego, że większość materiału szkoły średniej przerobił na prywatnych lekcjach, dostał się na oceanografię na University of Massachusetts. Woods Hole przyjmowało magistrantów z tej uczelni na letnie staże i o to właśnie mu chodziło.

Jak było do przewidzenia, jego wyniki okazały się zróżnicowane: przodował we wszystkim, co miało związek z logiką i zapamiętywaniem, ale kiepsko mu szły przedmioty w rodzaju literatury czy filozofii. Zauważył, że wielu innych studentów ma podobne problemy i że większość z nich jest, podobnie jak on, nieśmiałymi samotnikami.

Po niecałym semestrze mieszkania w akademiku wyprowadził się do mieszkania w mieście, minimalizując dzięki temu czas i energię potrzebne do utrzymywania fasady Jima Berry’ego i zyskując swobodę treningu przeistaczania się w inne osoby, co, jak sądził, mogło mu się w przyszłości przydać. Po wielu próbach potrafił się przekształcić w inną osobę o tych samych wymiarach w ciągu mniej więcej dziesięciu minut. Dla mniejszych lub większych osób zabierało to dwa razy tyle lub więcej; było przy tym bolesne i męczące. Kiedyś zmienił się w dwoje dzieci, lecz jedno z nich było przeciętnie inteligentne, drugi zaś kompletnie głupie.

Prowadził w imieniu Jimmy’ego ostrożne życie towarzyskie, raz czy dwa w miesiącu idąc na tańce lub do kina, zawsze z inną dziewczyną. Starszy, przystojny chłopak z Kalifornii, bogaty i pochodzący ze znakomitej rodziny, siłą rzeczy cieszył się powodzeniem. O dziwnej przeszłości Jimmy’ego w stosunkach z płcią przeciwną nic tu nie było wiadomo, a w 1935 roku na pierwszej i jedynej randce nigdy do niczego nie dochodziło.