Выбрать главу

– Muszę ci to przyznać, Jodie: w niczym nie przypomina Kelly. Może to mu dobrze zrobi. Mam tylko nadzieję, że nie przerazi go fakt, że jest taka stara.

Stara! W jakim świecie oni żyją, uważając kobietę pod trzydziestkę za starą! Gdyby się dowiedział, że naprawdę ma trzydzieści cztery lata, uznałby ją za antyk.

Junior ściągnął pas oliwkowego prochowca.

– Chodź, mała. Spadamy stąd. Pojedziesz za mną swoim samochodem.

Ruszył do drzwi, ale nagle zatrzymał się tak niespodziewanie, że mało brakowało, a wpadłaby na niego.

– Jezu, na śmierć zapomniałem. Wille chciał, żebyś to włożyła. Wsadził rękę do kieszeni. Znieruchomiała, gdy zobaczyła, co z niej wyjął.

– O, nie. Nie uważam, by…

– Dalej, dziecino. Za to ci płacimy.

Udekorował jej szyję wielką różową kokardą. Z niesmakiem dotknęła końców satynowej wstążki.

– Wolałabym to zdjąć.

– Nie ma mowy, Różyczko. – Poprawił kokardę. – Jesteś prezentem urodzinowym od chłopaków.

Melvin Thompson, Willie Jarrell i Chris Plummer, obrońcy Gwiazd, obserwowali, jak Cal Bonner celuje. W jego przestronnym, choć skąpo umeblowanym apartamencie zaimprowizowali pole golfowe. Cal i Wille kończyli mecz. Stawka wynosiła sto dolarów za dołek. Bomber prowadził czterema setkami.

– Kogo wolałbyś przelecieć? – zapytał Willie Chrisa, gdy Cal celował do kubka z Dunkin Donuts, czyli symbolicznego piątego dołka. – Żonę Ala Bundy'ego ze Świata według Bundy eh czy żonę Michaela Landona z Domku na prerii?

– Pewnie, że żonę Ala Bundy'ego. – Chris uwielbiał Świat według Bundy eh.

– Ja też. Cholera, niezła jest.

Willie szykował się do następnego uderzenia, a Cal odsunął się na bok.

– Podobno ona i Al naprawdę mają romans.

– Coś ty? Słyszałeś, Cal?

Bonner napił się whisky i ze spokojem obserwował, jak Willie mija dołek z prawej strony.

– Nawet nie wiem, o czym rozmawiacie.

– Żona Ala Bundy' ego ze Świata według Bundych i żona Michaela Landona z Domku na prerii – wyjaśnił Melvin. – Gdybyś miał okazję wyp… -W ostatniej chwili ugryzł się w język. – Gdybyś mógł bzyknąć jedną z nich, którą byś wybrał?

Gracze, jak zwykle, założyli się, który z nich wytrzyma najdłużej, nie wypowiadając ulubionego przekleństwa. Cal nie uczestniczył w zakładzie, bo stwierdził, że nie zrezygnuje z wolności słowa, co wcale ich nie martwiło. Znając go przypuszczali, że zawsze by wygrywał.

– Musiałbym się zastanowić. – Cal opróżnił szklankę i sięgnął po kij, gdy Willie wbił kolejną piłkę. Zmierzył wzrokiem odległość od następnego dołka, czyli kubełka z KFC. Ilekroć grał w cokolwiek, nawet w golfa na pijackiej imprezie, musiał wygrywać. Właśnie ta determinacja sprowadziła go z Salvation w Karolinie Północnej na Uniwersytet Chicago. Dzięki niemu uniwersytecka drużyna wygrywała mistrzostwa kraju, dopóki nie przeszedł do zawodowej ligi NFL, gdzie okazał się jednym z najlepszych napastników w historii amerykańskiego futbolu.

Chris dokończył piwo.

– Pytanie dla ciebie. Wolałbyś laskę z Pięknej i bestii czy Pocahontas?

– Pocahontas – zdecydował Melvin.

– Oczywiście – włączył się Willie.

– A wiecie, kogo ja bym najchętniej wyp… to znaczy bzyknął? – oznajmił Chris. – Brendę Starr. Kurczę, ale z niej babka.

Cal nie mógł powstrzymać uśmiechu. Uwielbia ich. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu ochraniają na boisku jego tyłek. Ostatnimi czasy dawał im się ostro we znaki. Wiedział, że nie przypadło im to do gustu, ale w tym roku drużyna miała szanse walczyć o Wielki Puchar, trofeum, na którym bardzo mu zależało.

Był to najgorszy rok jego życia. Gabriel, jego brat, stracił żonę i dziecko w wypadku samochodowym. Cal bardzo kochał i Cherry, i Jamiego. Od wypadku nie był w stanie wykrzesać z siebie entuzjazmu do niczego innego oprócz gry w piłkę.

Strzelił. Piłeczka zatrzymała się tuż koło kubełka.

Melvin zerknął na zegarek i dolał Calowi bardzo starej i bardzo drogiej whisky. W przeciwieństwie do kolegów z drużyny, Bonner upijał się rzadko, ale dzisiaj są jego urodziny, ma depresję – czy to nie wystarczające powody, by pozwolić sobie na wyjątek od reguły? Niestety, miał żelazny żołądek, więc niełatwo było zrealizować plan.

Uśmiechnął się na wspomnienie ostatnich urodzin. Kelly, z którą się wtedy spotykał, zaplanowała dla niego przyjęcie-niespodziankę, ale była na tyle kiepską organizatorką, że przyszedł przed gośćmi. Właściwie powinien bardziej za nią tęsknić, ale jedynym uczuciem, które się w nim budziło na myśl o Kelly był wstyd, że rzuciła go dla dwudziestotrzyletniego gitarzysty, który zaproponował jej małżeństwo. Mimo wszystko miał nadzieję, że jest szczęśliwa. Miła z niej dziewczyna, chociaż doprowadzała go do szału.

Często wrzeszczał, już taki miał charakter. Nie miał przy tym nic złego na myśli, po prostu w ten sposób komunikował się z otoczeniem. Kelly jednak zalewała się łzami, ilekroć na nią nakrzyczał, zamiast mu się postawić. Dlatego między innymi czuł się wobec niej jak damski bokser, więc nigdy nie mógł zachowywać się swobodnie.

Zawsze miał ten problem. Pociągały go kobiety łagodne, troskliwe. Tylko że takie były zazwyczaj miękkie i tchórzliwe i pozwalały mu się zdominować.

Kobiety bardziej agresywne i pewne siebie okazywały się poszukiwaczkami złota. Nie żeby miał im za złe, że zależy im na forsie, o ile szczerze się do tego przyznają.

Phoebe Calebow, właścicielka drużyny i jego kandydatka na najwspanialszą kobietę wszechczasów, jeżeli, ma się rozumieć, akurat się go nie czepiała, twierdziła, że nie miałby tylu kłopotów z kobietami, gdyby przestał umawiać się wyłącznie z młodziutkimi dziewczętami. Tylko że Phoebe nie rozumie jednego: futbol to gra młodych. On jest młody, do cholery! A skoro może przebierać w kobietach, niby dlaczego miałby wziąć podstarzałą trzydziestolatkę nie pierwszej świeżości, jeśli może mieć młodziutkie, śliczne stworzonko? Nawet w myślach nie przyznawał, że lata młodości ma już za sobą, szczególnie teraz, gdy czuje na karku gorący oddech Kevina Tuckera. Przysiągł sobie, że prędzej go piekło pochłonie, niż odda temu zarozumiałemu gnojkowi swoją pozycję.

Dopił whisky do dna i poczuł przyjemny szum w głowie, znak, że powoli zbliża się do miejsca, w którym chciał się znaleźć, do miejsca, w którym zapomni o śmierci dwóch bliskich mu osób, o Kevinie Tuckerze, o tym, że się starzeje, o tym wreszcie, że wieki minęły, odkąd ostatnio miał ochotę iść do łóżka z jedną z młodziutkich dziewczątek, z którymi się spotykał. Nagle dotarło do niego, że Chris zerknął na zegarek po raz trzeci w ciągu kwadransa.

– Spieszysz się gdzieś, Chris?

– Co? Eee, nie. – Wymienili znaczące spojrzenia z Melvinem. – Niee, byłem po prostu ciekaw, która jest godzina.

– O trzy minuty późniejsza niż wtedy, kiedy ostatnio sprawdzałeś. – Sięgnął po swój kij i skierował się do jadalni, przestronnej, z kryształowym żyrandolem, ale bez mebli. Po co mu graty? Lubił przestrzeń, a nie planował wydawania żadnych kolacji. Kiedy chciał zabawić gości, wynajmował samolot i leciał do Scottsdale.

Był przeciwnikiem gromadzenia zbędnych rzeczy. Jeśli zbyt długo mieszkał w jednym miejscu, ogarniał go niepokój; im mniej posiadał, tym łatwiejsza była przeprowadzka. Jest doskonałym graczem właśnie dlatego, że w jego życiu nie istnieją zbędne graty. Nie ma stałego domu, kobiety, niczego, co sprawiłoby, że poczułby się stary i zużyty. Niczego, co sprawiłoby, że złagodnieje, straci pazur.

Rozległ się dzwonek do drzwi. Willie gwałtownie podniósł głowę.