Выбрать главу

— Kanapka ze skorpionem? — powiedziała z pytaniem w głosie.

— Słyszysz mnie? — Głos panny Libelli dochodził z oddali. — Majaczysz. Jesteś pewna, że nie bawiłyście się z dziewczętami w wyrabianiejakichś mikstur czy czegoś takiego?

Z nieba spadała miotła, a siedząca na niej panna Libella o mały włos nie upadła. Bez słów usadziły Akwilę na drążku, pomiędzy sobą.

Droga powrotna do domu nie trwała długo. Akwila miała wrażenie, że jej umysł wypełnia gorąca wata, nie zdawała sobie sprawy, gdzie jest, choć jej ciało wiedziało doskonale, ponieważ zwróciło wszystko, co dzisiaj zjadła.

Panna Libella pomogła jej zejść z kija i usadziła ją na ogrodowym fotelu tuż przy drzwiach do domku.

— Teraz sobie tutaj tylko odpoczniesz — powiedziała. W nagłych wypadkach radziła sobie, mówiąc bez przerwy i używając zbyt często słowa „tylko”, ponieważ to uspokajające słowo. — Ja ci tylko przygotuję coś do wypicia, a potem się tylko przyjrzymy, o co w tym wszystkim tylko chodzi… — Na chwilę zapadła cisza, ale po chwili potok słów wypłynął z domu, ciągnąc za sobą pannę Libellę: — Ąja tylko… coś tu sprawdzę. Tylko wypij to, proszę!

Akwila wypiła wodę. Kątem oka dostrzegła, jak panna Libella macha sznurkiem wokółjajka. Starała się wywołać chaos, ale tak żeby nie zwracać uwagi Akwili.

Przez umysł Akwili przepływały dziwne obrazy. Strzępy głosów, fragmenty wspomnień… i głosik, jej własny, ale bardzo cichy i cichnący, ajednak buntowniczy.

Nie jesteś mną. Tylko tak ci się zdaje! Ktoś mi pomoże!

— No a teraz — powiedziała panna Libella — zobaczmy, co my tu widzimy…

Chaos eksplodował, i to nie tylko na kawałeczki, ale pojawił się ogień i dym.

— Och, Akwilo! — Panna Libella gwałtownie machała dłonią. — Czy wszystko z tobą w porządku?

Dziewczynka podniosła się powoli. Była chyba nieco wyższa niż normalnie.

— Tak, myślę, że wszystko jest ze mną w porządku. Wcześniej nie czułam się dobrze, ale już teraz tak. I wiem, że marnowałam czas, panno Libello.

— Co…? — Czarownica nie zdołała zadać pytania. Akwila wymierzyła w nią palec.

_Wiem, dlaczego musiała pani opuścić cyrk, panno Libello — powiedziała. — To było związane z klaunem Floppo, sztuczką z drabiną i… kremem budyniowym…

Panna Libella pobladła.

— Skąd możesz to wiedzieć?

— Wystarczy na panią spojrzeć! — odparła Akwila, przepychając się koło niej do mleczarni. — Niech pani tylko spojrzy!

Wycelowała palcem i drewniana łyżka uniosła się na cal ponad stół. A potem zaczęła wirować, coraz szybciej i szybciej, by wreszcie z trzaskiem pęknąć w drzazgi, które rozprysły się po całym pomieszczeniu.

— Umiem to zrobić! — wykrzyknęła Akwila Złapała misę z twarogiem, wylała go na stół i pomachała dłonią. Twaróg zamienił się w ser. — Oto jak powinno wyglądać robienie sera! I pomyśleć, że straciłam lata, by się uczyć trudniejszej metody! Tak robi prawdziwa czarownica. Dlaczego pełzamy w pyle, panno Libello? Dlaczego zajmujemy się ziołami i bandażujemy śmierdzące nogi starych ludzi? Dlaczego otrzymujemy zapłatę wjajkach i zeschłych ciastkach? Annagrammajest głupiajak kwoka, ale nawet ona potrafi dostrzec, że to błąd. Dlaczego nie używamy magii? Boi się pani, co?

Panna Libella próbowała się uśmiechać.

_ Droga Akwilo, wszystkie przez to przechodzimy — powiedziała drżącym głosem. — Choć może nie tak… gwałtowniejak ty, muszę to przyznać. A odpowiedź na to brzmi: ponieważ jest to niebezpieczne.

— Oczywiście, tak zawsze mówią dorośli, kiedy chcą przestraszyć dzieci — odparła Akwila. — Opowiada się nam historie, które mają nas przestraszyć, żebyśmy się bali! Nie chodź do wielkiego złego lasu, bo jest tam mnóstwo niebezpiecznych rzeczy, tak się nam mówi. Ale naprawdę wielki zły las powinien się bać nas! Wychodzę!

— Może to i dobry pomysł — uznała panna Libella niepewnie. — Tylko zachowuj się.

— Nie muszę postępować na twoją modłę — żachnęła się Akwila i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Miotła panny Libelli stała oparta o ścianę kilka kroków dalej. Akwila się zatrzymała. Umysłjej płonął.

Przecież próbowała się trzymać od tego z daleka. To panna Libella wmanewrowałają w próbny lot, podczas którego dziewczynka wczepiła się rękami i nogami w drzewce, a czarownica biegła po obu stronach, trzymając za linę i wykrzykując zachęcająco. Zatrzymały się wreszcie, kiedy Akwila po raz czwarty zwróciła.

Tak właśnie było.

Złapała kijek, przerzuciła przezeń nogę… ale okazało się, że druga noga stoi jak przymurowana. Kij miotał się dziko, a kiedy oderwała wreszcie nogę od ziemi, tak szarpnął, że Akwila znalazła się głową do dołu. To nie była najlepsza pozycja dla widowiskowego odjazdu.

— Nie mam zamiaru dać ci nauczki — powiedziała łagodnie — to ty mnie nauczysz. Ajak nie, to drugiej lekcji udzieli ci siekiera!

Miotła odwróciła się w odpowiednią stronę, a następnie łagodnie uniosła w górę.

— Dobrze — oświadczyła Akwila. Wjej głosie nie było lęku. Tylko niecierpliwość. Ziemia uciekająca w dół wcale jej nie martwiła. Przecież gdyby nie miała dość rozumu, żeby trzymać się z daleka, Akwila uderzyłaby w nią…

* * *

Kiedy miotła odleciała na dość znaczną odległość, z wysokiej trawy ogrodu doszedł głos:

— Rozboju, przybyliśmy za późno. To był współżycz, z pewnością.

— Tak, ale czy widziałeś, jak zachowywała się noga? On jeszcze nie wygrał, nasza ciutwiedźma gdzieś tam jest! I walczy z nim! A on nie wygra, dopóki nie pokona jej całkowicie. Jasiu, czy mógłbyś przestać sięgać po te jabłka?.

— Przykro mi to mówić, Rozboju, ale nikt nie może walczyć z współżyczem. To jak walka z samym sobą. Im bardziej walczysz, tym bardziej on ciebie ma. A kiedy ma ciebie całego…

— Umyj sobie usta sikamijeża, Duży Janie. To sję nie stanie…

— Na litość! Nadchodzi wielka wiedźma!

Połowa panny Libelli wyszła do zniszczonego ogrodu.

Patrzyła na oddalającą się miotłę, potrząsając głową.

Głupi Jaś w tej właśnie chwili znajdował się na otwartej przestrzeni, gdzie próbował dosięgnąć spadłejabłko. Odwrócił się, by czmychnąć, i pewnie by mu się to udało, gdyby nie to, że wpadł prosto na porcelanowego ogrodowego gnoma. Odskoczył nieco zamroczony, zataczając się, próbował skupić wzrok na grubej postaci o rumianych policzkach. Rozjuszony nie usłyszał kliknięcia ogrodowej furtki, a następnie cichych kroków.

A kiedy przychodzi do wyboru: uciekać czy walczyć, Figiel nie myśli dwa razy. Prawdę mówiąc, nie myśli wcale.

— No i co się tak szczerzysz, koleś? — spytał zaczepnie. — Ach tak, pewnie myślisz, że z ciebie gość, tylko dlatego że trzymasz w łapskach wędkę? — Złapał po spiczastym różowym uchu w każdą dłoń i wycelował główką w coś, co okazało się całkiem twardym porcelanowym nosem. Który rozpękł się na kawałki, jak to takie rzeczy postępują w sprzyjających okolicznościach, ale też uderzenie oszołomiło małego człowieczka, który ledwo utrzymał się na nogach.

I przez to zbyt późno zobaczył pannę Libellę zmierzającą ku niemu od drzwi. Odwrócił się, by dać nurka w przeciwną stronę, i wpadł prosto w ręce także panny Libelli.

— Wiesz przecież, żejestem czarownicą — powiedziała. — I jeśli natychmiast nie przestaniesz się wyrywać, poddam cię najbardziej okropnej torturze. Wiesz, na czym polega?