— Kto go tu położył? — zapytała.
— Współżycz. Chciał zrobić ser, używając do tego magii! Ty nie jesteś nim, Akwilo. Ty wiesz, jak powinno się robić ser, prawda? Wiesz to na pewno! Jak masz na imię?
…wszystko było zamieszaniem i dziwnymi zapachami. W panice ryknęła…
Znowu poczuła uderzenie w twarz.
— Nie, to był tygrys szablastozębny, Akwilo! To wszystko tylko stare wspomnienia współżycza. Przebywał w wielu stworzeniach, ale ty nimi niejesteś. Pokaż się, Akwilo!
Słyszała słowa, lecz właściwie ich nie rozumiała. Przepływały gdzieś tam, pomiędzy ludźmi, którzy byli tylko cieniami. Ale nie potrafiła ich nie posłuchać.
— Kurka wodna! — wykrzyknęła zamglona wysoka postać. — Gdzie jest ten mały błękitny koleżka? Pan Bój?
— Jestem, proszę pani. I nazywam się Rozbój, proszę pani. I błagam, proszę nie zamieniać mnie w nic nienaturalnego, proszę pani!
— Mówiłeś, że miała pudło ze swoimi rzeczami. Znieś mi tu je natychmiast. Bałam się, że coś takiego mogło się wydarzyć. To okropne, ale nie mam wyjścia!
Akwila została kolejny raz obrócona, spoglądała w zamgloną twarz, a silne dłonie trzymałyją za ramiona. Dwoje niebieskich oczu wpatrywało się w nią przenikliwie. Lśniły we mgle niczym szafiry.
— Jak masz na imię, Akwilo? — zapytał głos.
— Akwila!
Oczy się w nią wwiercały.
— Naprawdę? Zaśpiewaj mi w takim razie pierwszą piosenkę, jakiej się w życiu nauczyłaś. Już!
— Hzan, hzana, m’tzana…
— Przestań, tego nigdy nie uczyli w krainie kredy! Nie jesteś Akwilą. Podejrzewam, że jesteś królową pustyni, która zabiła swoich dwunastu mężów przy pomocy piaskowej wiedźmy i skorpiona! Aja szukam Akwili. Ty wracaj w swoje ciemności!
Wszystko znowu zmętniało. Poprzez mgłę dochodziła do niej dyskusja szeptem.
— No cóż, to może zadziałać — odezwał się wreszciejakiś głos. — Jak masz na imię, praludku?
— Strasznie Ciut Wojtek Wielkagęba Mik Figiel, proszę pani.
— Ijesteś bardzo mały, prawda?
— Tylko jeśli bierzemy pod uwagę wzrost, proszę pani. Dłonie na ramionach Akwili się zacisnęły. Błękitne oczy zalśniły.
— Co oznacza twoje imię w starymjęzyku Fik Mik Figli, Akwilo? Myśl…
To nadeszło z najgłębszych głębin jej umysłu, rozgarniając po drodze mgłę. Nadeszło, przedzierając się przez głośno protestujące głosy, przenosząc ją w miejsce, gdzie już nie dosięgafyjej niewidzialne ręce. Do przodu, pozostawiając gdzieś za sobą mgłę.
— Moje imię znaczy: Woda — powiedziała i nogi się pod nią ugięły.
— O nie, nic z tego, tego ci wcale nie potrzeba — mówiła postać, która ją trzymała. — Wyspałaś się dosyć. No dobrze, wiesz, kimjesteś! Teraz musisz się trzymać i działać! Musisz być Akwilą ze wszystkich sił, tak bardzo jak tylko możesz, a wtedy inne głosy zostawią cię, uwierz mi. Chociaż to nie najgorszy pomysł, żebyś przez jakiś czas nie robiła kanapek.
Czuła się lepiej. Wypowiedziała swoje imię. Ci, co protestowali wjej głowie, uspokoili się nieco, chociaż wciąż coś między sobą szeptali, tak że trudnojej było się skupić. Ale teraz przynajmniej widziała dobrze. Ubrana na czarno postać, kt orają trzymała, nie była wcale wysoka, ale tak świetnie grała swoją rolę, że udawałojej się oszukać większość ludzi.
— Och… to jest… panna Weatherwax?
Panna Weatherwax pchnęłają delikatnie na krzesło. Na każdym pozwalającym na to miejscu w kuchni siedziały Fik Mik Figle i przyglądały się Akwili.
— Tak, toja. I mamy tu niezły bałagan. Odpocznij chwilę, a potem musimy się brać do roboty…
— Dzień dobry paniom. No ijak ona się miewa?
Akwila odwróciła głowę. W drzwiach stała panna Libella. Była blada i opierała się na lasce.
— Leżałam w łóżku, ale pomyślałam: Nie ma żadnego powodu, żeby się tak nad sobą użalać — oświadczyła.
Akwila wstała z krzesła.
— Jest mi tak przy… — zaczęła, lecz panna Libella tylko machnęła ręką lekceważąco.
— Nie twoja wina — powiedziała, siadając ciężko przy stole. — Jak się czujesz? I jeśli już jesteśmy przy tym, kim jesteś?
Akwila poczerwieniała.
— Wciąż sobą, jak sądzę — szepnęła.
— Zjawiłam się tu wczoraj wieczorem, żeby sprawdzić, jak się czuje panna Libella — odezwała się panna Weatherwax. — I żeby zająć się tobą także, dziewczyno. Mówiłaś przez sen, a raczej mówił Rwetest Prostota, czy raczej to, co z niego zostało. Ten stary mag okazał się całkiem pomocny jak na to, że składa sięjuż tylko z wiązki wspomnień i przyzwyczajeń.
— Nie rozumiem, o co chodzi z tym magiem — powiedziała Akwila. — Czyż królową pustyni.
— Nie rozumiesz? — zdziwiła się czarownica. — No cóż, współżycz kolekcjonuje ludzi. Stara się ich dodać do siebie, tak to chyba można ująć, używa ich do myślenia za niego. Doktor Prostota badał współży — cze paręset lat i wreszcie zastawił najednego pułapkę. W którą sam wpadł, stary głupiec. Wreszcie go to zabiło. Wszyscy na końcu ginęli. Najpierw tracili zmysły, w taki lub inny sposób, a wtedy zapominali, czego nie wolno im zrobić. Ale on trzymał coś w rodzaju… słabej kopii każdej z tych postaci, coś w rodzaju żywej pamięci… — Spojrzała na zdumionąAkwilę i wzruszając ramionami, dodała: — Cośjakby ducha.
— I zostawił te duchy w mojej głowie?
— Tak naprawdę to bardziej duchy duchów. Coś, na co nie mamy określenia.
Panna Libella wzdrygnęła się.
— No, wreszcie mamy to już za sobą. — Głos jej zadrżał. — Czy ktoś ma ochotę na filiżankę dobrej herbaty?
— Och, to proszę zostawić nam! — wykrzyknął Rozbój, zrywając się na równe nogi. — Głupi Jasiu, bierz chłopaków i przygotujcie paniom herbatę!
— Dziękuję — odparła słabo panna Libella, słysząc za sobą brzęk naczyń. — Czuję się takaniez… Zaraz, zaraz, wydawało mi się, że potłukliście wszystkie filiżanki do herbaty, kiedyje myliście.
— Oczywiście — potwierdził rozpromieniony Rozbój. — Ale Jaś znalazł pełen kredens bardzo starych Filiżanek…
— To niezwykle cenna porcelana, którą podarował mi ktoś bardzo bliski! — wykrzyknęła panna Libella. Ruszyła w stronę zlewu. Z zadziwiającą szybkościąjak na kogoś, kto jest częściowo nieżywy, wyrwała czajniczek, filiżankę i spodek z rąk zaskoczonych praludków i trzymałaje tak wysoko, jak tylko potrafiła.
— Na litość! — wykrzyknął Rozbój, wpatrując się w zastawę. — To się nazywa wiedźma!
— Przykro mi, że byłam niegrzeczna, ale mają dla mnie ogromną wartość sentymentalną! — oświadczyła panna Libella.
— Panie Boju, a teraz pan i pańscy ludzie zostawią pannę Libellę w spokoju i zamkną się! — powiedziała panna Weatherwax. — Proszę nie przeszkadzać pannie Libelli w robieniu herbaty.
— Ale ona trzyma… — zaczęła niezwykle zdziwiona Akwila.
— I niech w tym nie przeszkadzaj ej twoja paplanina, dziewczyno! — ostro przycięłajej wiedźma.
— No tak, ale ona podniosła ten czajniczek bez… — zaczął jakiś głosik.
Wiedźma się odwróciła. Figle cofnęły się niczym morska fala.
— Głupi Jasiu — odezwała się lodowatym tonem — w mojej studni znajdzie sięjeszcze miejsce najedną żabę, pod warunkiem jednakże, że masz na to dość rozumu.