Выбрать главу

— Ha, to akurat się pani nie uda! — oświadczył dumnie Głupi Jaś, zadzierając hardo głowę. — Oszukałem panią. Ponieważja mam mózg żuka!

Panna Weatherwax wpatrywała się w niego przez chwilę płonącym wzrokiem, po czym odwróciła się z powrotem do Akwili.

— Ja zamieniłam kogoś w żabę — powiedziała dziewczynka. — To było okropne. Nie zmieścił się w niej cały, więc pozostało coś dużego i różowego…

— Teraz to nie ma żadnego znaczenia — powiedziała panna Weatherwax głosem, który nagle był tak miły i normalny, że przypominął dzwonienie dzwoneczków. — Z pewnością wiele xtsct^ wydaje ci się tu innych niż w domu, prawda, moje dziecko?

— Co? No tak, oczywiście, w domu nie zamieniałam… — zaczęła Akwila zdziwiona, po czym zauważyła, że staruszka wykonuje tuż nad kolanami chaotyczne okrężne ruchy, które w jakiś sposób oznaczały: Zachowuj się, jakby nic dziwnego się nie stało.

Więc gawędziły jak oszalałe na temat owiec i panna Weather — wax powiedziała, że one są bardzo wełniste, czyż nie, a Akwila odparła, że są, i to wyjątkowo, a panna Weatherwax na to, że słyszała, iż bardzo wełniste… a w tym czasie wszystkie oczy w pomieszczeniu śledziły pannę Libellę…

…która przygotowywała herbatę, używając czterech rąk, z których dwóch nie było, ale ona nie zdawała sobie z tego w ogóle sprawy.

Czarny czajnik przeżeglował przez pokój i najwyraźniej sam przelał swą zawartość do dzbanka. Filiżanki, spodeczki, łyżeczki i cukiernica przemieszczały się, jakby doskonale wiedziały, gdzie mają się znaleźć.

Panna Weatherwax nachyliła się ku Akwili.

— Mam nadzieję, że nadal się czujesz… samotna? — wyszeptała.

— Tak, dziękuję pani. Chciałam powiedzieć, że mogę… takjakby… czuć ich tutaj, lecz nie wchodzą mi w drogę… i… ale wcześniej czy później ona zda sobie sprawę… to znaczy… tak będzie, prawda?

— Ludzki umysł to bardzo śmieszna rzecz — wyszeptała stara kobieta. — Zdarzyło mi się kiedyś opiekować biednym młodym człowiekiem, któremu drzewo zmiażdżyło nogi. Stracił je od kolan w dół. Musiał mieć drewniane protezy. Które zresztą zostały zrobione z tego właśnie drzewa, co stanowiło pewną rekompensatę. Trzeba powiedzieć, że ten młody człowiek dość szybko stanął na nogi. Ale pamiętamjak do mnie mówił: „Panno Weatherwax, nadal czuję, że coś idzie mi w pięty”. To jest tak, jakby głowa nie zaakceptowała tego, co się wydarzyło. I w dodatku ona niejest przecież… zacznijmy od tego, że ona niejest całkiem zwyczajną osobą. Przyzwyczaiła się, że ma ręce, których nie widzi…

— No i proszę. — Panna Libella krzątała się nad trzema filiżankami i cukiernicą. — Jedna dla ciebie,jedna dla ciebiejedna dla… och!

Cukiernica wymsknęła się z niewidzialnej dłoni i cukier rozsypał się na stole. Panna Libella przez chwilę przyglądała się w przestrachu, filiżanka trzymana przez drugą niewidzialną rękę zadrżała.

— Niech pani zamknie oczy, panno Libello! — W głosie panny Weatherwax brzmiałajakaś dziwna ostrość, aż Akwila również zamknęła oczy. — Dobrze! Teraz wiesz, gdziejest filiżanka, czujesz swoją rękę — mówiła panna Weatherwax. — Zaufaj jej! Twoje oczy nie widzą wszystkiego! A teraz odłóż delikatnie filiżankę… tak, dobrze. Możesz otworzyć oczy, ale chciałabym, żebyśjeszcze coś teraz zrobiła, specjalnie dla mnie. Połóż te dłonie, które widzisz, płasko na stole. Dobrze. W porządku. Teraz, bez odrywania tych rąk, pójdź do kredensu i wyjmij błękitne pudełko z maślanymi ciasteczkami. Lubię maślane ciasteczka do herbaty. Bardzo ci dziękuję.

— Ale… aleja nie mogę tego teraz zrobić…

— Zapomnij o „nie mogę”, panno Libello — żachnęła się panna Weatherwax. — Nie myśl o tym, tylko to zrób! Moja herbata stygnie!

Więc wiedźmowatość polega także na tym, pomyślała Akwila. To trochę przypomina sposób rozmawiania babci Dokuczliwej ze zwierzętami. Cośjest takiego w głosie. Raz ostry, raz łagodny. Używała krótkich poleceń na przemian z zachętą, nie przestawała mówić i powodowała, że cały świat zwierzęcia wypełniałyj ej słowa, dzięki temu pies pasterski słuchał, a owca się uspokajała…

Pudełko z ciasteczkami przypłynęło od kredensu. Gdy byłojuż w pobliżu, stara kobieta zdjęła pokrywkę i położyłająw powietrzu tuż obok. Sięgnęła po ciastka.

— Och, takie są najlepsze do herbaty. — Wzięła cztery, z których trzy wepchnęła szybko do kieszeni. — Bardzo wytworne.

— Tojest strasznie trudne! — jęknęła panna Libella. — Tojaknie myśleć o różowych nosorożcach!

— Tak? — zdziwiła się panna Weatherwax. — Co jest szczególnego w niemyśleniu o różowych nosorożcach?

— Wprost niemożliwością jest nie myśleć o nich, zwłaszcza gdy ktoś powie ci, że nie możesz — wyjaśniła Akwila.

— Nieprawda. — Panna Weatherwax była bardzo zdecydowana. — Ja nigdy o nich nie myślę, daję ci na to moje słowo. Chcesz przejąć kontrolę nad swoim umysłem, panno Libello. Straciłaś zapasowe ciało? Czym jest inne ciało, kiedy wszystko zostało powiedziane i zrobione? Tylko uprzykrzenie, kolejna gęba do nakarmienia i meble się podwójnie wycierają… jednym słowem, zupełnie zbędne. Ustaw odpowiednio umysł, panno Libello, a świat będzie należał do ciebie… — Stara wiedźma nachyliła się ku Akwili i wyszeptała: — Co tojest? Żyje w morzu, bardzo małe, ludzie tojedzą.

— Krewetka? — strzeliła Akwila, nieco zdziwiona.

— Krewetka? Niech będzie. Światjest twoją krewetką, panno Libello. Więc nie tylko zdrowo zaoszczędzisz najedzeniu i ubraniu, co niejest wcale do pogardzenia w dzisiejszych ciężkich czasach, to jeszcze ludzie, widząc, jak przesuwasz przedmioty w powietrzu, będą mówić: „Tojest prawdziwa wiedźma, większej nie widzieliśmy!”. I będą mieli rację. Ćwicz umiejętność, panno Libello. Pomyśl o tym, co ci powiedziałam. A teraz odpocznij. My zajmiemy się wszystkim, co trzeba dzisiaj zrobić. Przygotuj tylko listę, Akwila mi pomoże.

— Cóż, no dobrze, czuję się nieco… rozbita — powiedziała panna Libella, bezmyślnie odgarniając włosy z czoła niewidzialną ręką. — Niech się zastanowię… powinnyście wpaść do pana Parisola i do pani Murado, i do chłopaka od Krzyżówkowych, sprawdzić stłuczenia pani Miejskiej, zanieść maść numer pięć do pana Poganiacza, pójść z wizytą do pani Łowczej w Źródlanym Zakątku i… zaraz, czy o kimś nie zapomniałam…?

Akwila uświadomiła sobie, że wstrzymuje oddech. To był okropny dzień po straszliwej nocy, ale nieubłaganie wisiałajeszcze nad nią wizyta w miejscu, które było na końcu panny Libelli języka. To miało być najtrudniejsze.

— A tak, trzeba porozmawiać z panną Prędką w Najwyższymkli — fie, a potem zapewne także z panią Prędką, po drodze zanieść kilka paczek, są naszykowane w koszu i opisane. I to chybajuż wszystko… o nie, ależ gapa ze mnie! Zupełnie zapomniałam… trzeba też zajrzeć do pana Gniewniaka.

Akwila wypuściła oddech. Naprawdę tego nie chciała. Wolałaby nigdyjuż nie zaczerpnąć powietrza, niż stanąć przed panem Gniewniakiem i otworzyć pustą skrzynkę.

— Jesteś pewna, że… całkiem doszłaś do siebie, Akwilo? — zapytała panna Libella, a dziewczynka natychmiast skorzystała z tej starej jak świat wymówki, by nie iść.

— Tak naprawdę to ciągle się nie czuję… — zaczęła, ale przerwałajej panna Weathervax.

— Nic jej nieJest» panno Libello. Przeszkadzają jej tylko echa. Współżycz odszedł n^dobre z tego domu, mogę wszystkich zapewnić.

— Naprawdę? — zapytała panna Libella. — Nie chciałabym być niegrzeczna, ale skąd ta pewność?