Выбрать главу

Panna Weatherwax wskazała palcem.

Kryształek po kryształku, rozsypany cukier toczył się po stole, by kolejno wskoczyć do cukierniczki. Panna Libella aż klasnęław dłonie.

— Och, Oswaldzie! — wykrzyknęła i uśmiechnęła się radośnie. — Wróciłeś!

* * *

Panna Libella, zapewne w towarzystwie Oswalda, odprowadza — łaje wzrokiem, stojąc przy furtce.

— Dobrze jej zrobi odpoczynek w towarzystwie twoich małych ludzików — odezwała się panna Weatherwax, kiedyjuż skręciły w leśną ścieżkę. — To, żejest na pół żywą może wreszcie postawićją na nogi.

Akwila spojrzała na nią zaszokowana.

— Jak może być pani tak okrutna?

— Kiedy ludzie zobaczą, jak przesuwa różne rzeczy w powietrzu, zacznąją szanować. Szacunek to dla czarownicy jedzenie i picie. A nasza panna Libella niezbyt jest szanowana.

To była prawda. Ludzie nie czuli respektu przed panną Libella Lubili ją na trochę bezmyślny sposób i to wszystko. Panna Weatherwax miała rację, a Akwila by wolała, żeby nie miała.

— Dlaczego w takim razie wysłałyście mnie z panną Tyk właśnie do niej? — zapytała.

— Ponieważ jest życzliwa — odparła wiedźma, maszerując raźno przed siebie. — Dba o ludzi. Nawet o tych głupich, złych, niedorozwiniętych, o matki z niedomytymi dziećmi i bez pomyślunku w głowie, o niedołężnych oraz tych na tyle głupich, że traktująjąjakocoś w rodzaju służącej. I to właśnie ja nazywam prawdziwą magią — widzieć to wszystko, dawać sobie z tym radę i nie poddawać się. Siedzieć całymi nocami przyjakimś biednym starym człowieku, który żegna się z tym światem, starać się ulżyć mu w bólu i ukoić jego przerażenie, odprawić go bezpiecznie na dalszą drogę… a potem umyć go, ubrać, wyszykować na pogrzeb, pomóc płaczącej wdowie pościelić łóżko i uprać pościel — to nie jest zadanie, pozwól sobie powiedzieć, dla kogoś o słabym sercu — a potem wytrzymać jeszcze kolejną noc, czuwając przy trumnie przed pogrzebem, a kiedy wreszcie wróci się do domu i zdąży usiąść na pięć minut, jakiś zrozpaczony człowiek zaczyna walić w drzwi, ponieważ jego żona nie może urodzić ich pierwszego dziecka, a położna już pada z nóg, i wtedy trzeba się podnieść, wziąć torbę i znowu iść… Wszystkie to robimy, każda na swój sposób, a gdybym miała powiedzieć z ręką na sercu, onajest w tym lepsza ode mnie. To są korzenie, serce, dusza i kwintesencja bycia wiedźmą. Dusza i kwintesencja! — Panna We — atherwax uderzała pięścią w dłoń, wybijając rytm swoim słowom. — Du… sza… i… kwint…e…sen…cja!

W nagłej ciszy, jaka zapanowała w lesie, echo odbiło te słowa. Nawet koniki polne przestały grać na skraju ścieżki.

— A pani Skorek — mówiła dalej panna Weatherwax głosem, który przypominał teraz warkot — opowiada swoim dziewczętom, że wszystko polega na kosmicznej równowadze, obrotach, kolorach, różdżkach i… innych zabawkach. Tak, zabawkach! — Pociągnęła nosem. — Och, z pewnością świetnie spełniają swoją funkcję jako dekoracje, miło na nie popatrzeć, czasem też przydają się, by coś lepiej wyglądało, niżjest naprawdę, ale początek i koniec, początek i koniec to pomaganie ludziom, których życie jest na krawędzi. Nawet tym ludziom, których się nie lubi. Gwiazdy są łatwe, to ludzie są trudni.

Umilkła. Minęło dobrych kilka sekund, zanim ptaki znowu zaczęły śpiewać.

— W każdym razie ja tak uważam — dodała tonem osoby, która uznała, że może posunęła się nieco dalej, niż zamierzała.

A ponieważ Akwila nic nie mówiła, odwróciła się do niej i zobaczyła, że dziewczyna stoi pośrodku ścieżki i wyglądajak zmokła kura.

~Czy z tobą wszystko w porządku, dziewczyno?

~To byłam ja! — wykrzyknęła w odpowiedzi Akwila. — Współ — życz był mną! On nie myślał, używając mego mózgu, on używał moich myśli! Używał tego, co znalazł w mojej głowie! Wszystkie te zniewagi, wszystkie… — przełknęła ślinę. — Wszystkie… nieprzyjemne zachowania. To byłam ja…

— …bez tego kawałka ciebie, który udało ci się skryć — odpowiedziałajej ostro panna Weatherwax. — Pamiętaj o tym.

— Tak, ale zakładając… — zaczęła Akwila, walcząc, by całość jej nieszczęścia ujrzała światło dzienne.

— To, co zdołało się ukryć, było bardzo ważną częścią ciebie — oświadczyła panna Weatherwax. — Uczenie się, jak nie robić czegoś, jest równie trudne jak nauka, jak to coś robić. A może i trudniejsze. Byłoby dostrzegalnie więcej żab na tym świecie, gdybym się nie nauczyła nie zamieniać ludzi w nie. O różowych balonach nie wspomniawszy.

— Proszę, nie! — Akwila zadygotała.

— Właśnie dlatego wszystkie wędrujemy, doktoryzujemy się i w ogóle — powiedziała panna Weatherwax. — No i dlatego że dzięki nam ludzie stali się odrobinę lepsi. Ale robienie tego przybliża cię do kwintesencji twojegoja, oczywiście nie mówię o tej galaretowatej części. Daje ci to kotwicę. Pozwala ci być wciąż człowiekiem, nie da ci zbyt dużo gdakać. Twoja babcia tak zajmowała się owcami, które w mojej opinii są równie głupie i nieprzewidywalne jak ludzie. Twierdzisz, że zobaczyłaś prawdziwą siebie, i okazało się, że jesteś zła? Też coś! Widziałam ludzi złych i daleko ci do nich. A teraz mogłabyśjuż przestać się mazać?

Panna Weatherwax parsknęła śmiechem, widząc, jak twarz dziewczynki wykrzywia się w grymasie złości.

— O tak, jesteś wiedźmą od butów do czubka głowy. Jest ci smutno, ale przez cały czas przyglądasz się sobie smutnej i myślisz: Oj, ja nieszczęśliwa! A na dodatek gniewasz się na mnie, bo nie użalam się nad tobą i nie mówię: „Moje ty biedactwo”. Pozwól więc, że zwrócę się od razu do twojej trzeciej myśli, bo chcę porozmawiać z dziewczynką, która wybrała się na wojnę z Królową Baśni uzbrojona tylko w patelnię, anie z jakimś dzieciakiem, któryjojczy ze zmartwienia.

— Co? Ja nie jojczę! — Akwila podbiegła do starej wiedźmy, tak że dzieliło je kilka cali. — I po co była ta cała gadka o byciu miłym dla ludzi, co?

Ponad ich głowami zaczęły się obsypywać z drzew Uście.

— To nie dotyczy innych wiedźm, a zwłaszcza nie takich jak ty! — odparowała panna Weatherwax, stukając ją w pierś palcem twardym jak sęczek.

— Co? Co? A to niby co miało znaczyć?

Przez las przegalopowałjeleń. Podniósł się wiatr.

— Nie dotyczy kogoś, kto nie zwraca na innych uwagi, dziecko!

— Dlaczego? Czego takiego nie zauważyłam, co ty widziałaś… stara kobieto?

~Mogę być starą kobietą, ale mówię ci, że współżycz krąży w pobliżu. Ty go tylko odrzuciłaś! — krzyczała panna Weatherwax. Ptaki zrywały się z gałęzi drzew w panice.

— Wiem! — wrzeszczała równie głośno Akwila.

— Czyżby? Naprawdę? Skąd?

— Wiem, ponieważ w nim jest wciąż kawałek mnie! Kawałek mnie, o którym wolałabym nie wiedzieć! A teraz czuję go na zewnątrz. A ty niby skąd to wiesz?

— Ja wiem, ponieważ jestem cholernie dobrą wiedźmą i tyle — burknęła panna Weatherwax. Króliki pogłębiały nory, żeby uciec jak najdalej. — Czy mam się nim zająć, podczas gdy ty będziesz się nad sobą użalała?

— Jak śmiesz! Tojest moja powinność. Sama sobie z nim poradzę, a panijuż podziękujemy!

— Ty? Ze współżyczem? To wymaga czegoś więcej poza waleniem patelnią, moja panno. Jego się nie da zabić!

— Poradzę sobie! Wiedźmy używają głów!

— Chciałabym zobaczyć, jak próbujesz!

~T zobaczysz! — wykrzyknęła Akwila. Zaczęło padać.

— O, więC wiesz, jak go zaatakować?