Выбрать главу

Wreszcie wiedźma zatrzymała się w miejscu, gdzie skały niczym kolumny wyrastały z ziemi. Usiadła, opierając się o wielką skałę.

— To musi wystarczyć — powiedziała. — Niedługo zrobi się ciemno, a na tych luźnych kamieniach łatwo sobie skręcić nogę.

Otaczałyje Qgromne głazy wielkości domów, które w przeszłości stoczyły się ze szczytu. Podnóże góry zaczynało się niedaleko od nich, kamienna ściana, która zdawała się wisieć Akwili nad głową niczym fala. Całkiem bezludne miejsce. Każdy dźwięk odbijał się echem.

Usiadła obok panny Weatherwax i otworzyła torbę, którą panna Libella naszykowała im na podróż.

Akwila nie była szczególnie doświadczona w takich sprawach, ale zgodnie z baśniami, typowymjedzeniem na wędrówkę był chleb i ser. Twardy kawałek sera.

Panna Libella naszykowała im kanapki z szynką, do tego pikie i dołożyła jeszcze serwetki. Dziwna myśl naszła dziewczynkę: Staramy się znaleźć sposób, jak zabić potwora, ale przynajmniej nie będziemy obsypane okruszkami.

Była też butelka z zimną herbatą i torba z ciasteczkami. Panna Libella dobrze znała pannę Weatherwax.

— Czy nie powinnyśmy rozpalić ognia? — zaproponowała Akwila — Po co? Do lasu, gdzie mogłybyśmy zebrać chrust, jest kawał drogi, a mniej więcej za dwadzieścia minut wzejdzie księżyc w drugiej kwadrze. Twój przyjaciel trzyma się z daleka, a nic innego nas tutaj nie zaatakuje.

— Jest pani pewna?

— W moich górach mogę wędrować bezpiecznie — odparła panna Weatherwax.

— A nie ma tu trolli, wilków i im podobnych?

— Są, całe mnóstwo.

— I nie będą próbowały nas zaatakować?

— Już nie. — Zadowolony z siebie uśmieszek mignął w ciemnościach. — Czy mogłabyś mi podać ciasteczka?

— Proszę. A nie ma pani ochoty na marynaty?

— Marynaty powodują u mnie okropne wiatry. — W takim razie…

— Ależ ja nie powiedziałam nie — dokończyła panna Weatherwax, biorąc dwa duże korniszony.

No proszę, pomyślała Akwila Zabrała też ze sobą trzy świeże jajka. Rozwieszanie chaosu za — bierałojej zbyt wiele czasu. To idiotyczne. Inne dziewczęta potrafi — łyje tworzyć. A była pewna, że robi wszystko prawidłowo.

Wypełniła kieszeń przypadkowymi przedmiotami. Teraz wycią — gałaje, nie patrząc, owinęła nitkąjajko, takjak robiła to już ze sto razy wcześniej, złapała drewienka, przesuwając je tak, żeby…

Pac!

Jajko się rozbiło.

— Mówiłam ci — mruknęła panna Weatherwax. — To tylko zabawki. Patyki i kamienie.

— Używała pani kiedyś tego? — spytała Akwila — Nie. Nie potrafiłam ich rozwiesić. Nie układały mi się. — Panna Weatb-°rwax ziewnęła, owinęła się w koc, parę razy mruknęła „mhm, phm”, szukając sobie najwygodniejszego miejsca oparcia na skale, i po jakiejś chwilijej oddech się pogłębił.

Akwila czekała w milczeniu, zawinięta w swój koc. Wreszcie wyszedł księżyc. Wydawało jej się, że się wtedy lepiej poczuje, ale tak się nie stało. Przedtem otaczałają tylko ciemność. Teraz pokazały się cienie.

Obok niej rozległo się chrapanie. Należało do tych solidniejszych, jakby ktoś rwał gruby brezent.

Zdarzały się chwile ciszy. Bezdźwickjak lot pióra, cisza spadała w ciemności nocy na srebrnych skrzydłach, przemieniała się w ptaka, który wylądował na pobliskiej skale. Przechylił głowę, żeby przyjrzeć się Akwili.

W spojrzeniu ptaka było coś więcej niż tylko ciekawość.

Stara kobieta zachrapała znowu. Akwila, nie spuszczając wzroku z sowy, nachyliła się i potrząsnęła nią łagodnie za ramię. Ponieważ to nie zadziałało, potrząsnęła mocniej.

Rozległ się hałas, jakby zderzyły się trzy prosiaki, po czym panna Weatherwax otworzyłajedno oko.

— Kto? — zapytała.

— Sowa się nam przygląda. Jest tu bardzo blisko.

Nagle sowa zamrugała, spojrzała na Akwilę jakby zdziwiona, że widzi ją tutaj, rozwinęła skrzydła i zanurkowała w noc.

Panna Weatherwax odkaszlnęła raz i drugi, a potem powiedziała chrapliwie:

— Oczywiście, że to była sowa, moje dziecko. Dobre dziesięć minut zabrało mi zwabienie jej tak blisko! A teraz bądź cicho, kiedy zacznę od początku, bo inaczej będę się musiała zadowolić nietoperzem, a kiedy latam jako nietoperz, zawsze potem mi się wydaje, że widzę uszami, a to nie przystoi przyzwoitej kobiecie.

— Ale pani chrapała!

— Nie chrapałam! Odpoczywałam wdzięcznie, podczas gdy wabiłam sowę! Gdybyś mnie nie potrząsnęła, ajej nie przestraszyła, byłabymjuż na górze, mając całe wrzosowisko przed oczami.

— Pani… pani zabiera umysł sowy? — zapytała Akwila nerwowo.

— Nie! Niejestem takajak te twoje współżycze! Ja tylko… pożyczam sobie przejażdżkę od nich, tylko… popychamje delikatnie, nieco kierując. One nawet nie wiedzą, że tamjestem. A teraz spróbuj odpocząć!

— Ajeśli współżycz…?

— Jeśli tylko znajdzie się blisko nas, ja ci o tym powiem, nie ty mnie! — syknęła panna Weatherwax i położyła się na plecach. Nagle jeszcze raz uniosła głowę. — Ijanie chrapię! — dodała.

Nie minęło pół minuty, a zaczęła chrapać znowu.

Kilka minut później sowa była z powrotem, zresztą może to była inna sowa. Spłynęła na tę samą skałę, przysiadła tam na chwilę i zerwała się do dalszego lotu. Wiedźma przestała chrapać. Prawdę mówiąc, przestała oddychać.

Akwila przysunęła się bliżej, wreszcie aż przysunęła ucho do suchej piersi, by sprawdzić, czy usłyszy bicie serca…

Jej własne serce było ściśnięte niczym pięść…

…bo to było jak w dzień, gdy znalazła babcię Dokuczliwą w jej chacie. Babcia leżała spokojnie na wąskim żelaznym łóżku, lecz Akwila poczuła, że coś jest nie tak, kiedy tylko weszła do środka…

Bum!

Akwila policzyła do trzech.

Bum!

Serce biło.

Bardzo powoli, jak pęd, który rośnie, sztywna ręka się poruszyła. Sunęłajakjęzor lodowca w stronę kieszeni i wyciągnęła z niej dużą kartkę, na której napisane było:

NIE JESTEM MARTWA

Akwila uznała, że nie będzie się spierać. Okryła staruszkę dokładnie kocem i sama też zawinęła się w swój.

Przy świetle księżyca jeszcze raz spróbowała z chaosem. Z pewnością będzie potrafiła zmusić go, żeby powstał. Może jeśli…

W świetle księżyca bardzo, bardzo ostrożnie…

Pac!

Jajko pękło. Jajka zawsze pękały i teraz zostałojej już tylko jedno. Nie śmiałaby spróbować z żukiem, nawet gdybyjakiegoś znalazła. To byłoby zbyt okrutne.

Oparła się o skałę i spojrzała na srebrzysto-czarny krajobraz, ajej trzecia myśl pomyślała: Nie zamierza się przybliżyć.

Dlaczego?

Myślała dalej: Niejestem pewna, skąd to wiem. Ale wiem. Trzyma się z daleka. Wie, że panna Weatherwaxjest przy mnie.

I pomyślała: Skąd to może wiedzieć? Przecież nie ma umysłu! Nie wie, kfmjest panna Weatherwax.

Wciąż myślę, pomyślała trzecia myśl.

Akwila osunęła się przy skale.

Czasami wydawało jej się, że ma… zbyt tłoczno w głowie…

A potem był poranek, świeciło słońce, rosa osiadłajej na włosach, mgła unosiła się nad ziemiąjak dym… Na skale, którą w nocy odwiedzała sowa, siedział teraz orzeł, zajadając coś futrzastego. Widziała każde pióro wjego ogonie.