Выбрать главу

Przełknął, spojrzał przelotnie na Akwilę swym szalonym ptasim wzrokiem i odleciał, mieszając we mgle.

Leżąca obok niej panna Weatherwax zaczęła znowu chrapać, co Akwila uznała za znak, że staruszka wróciła do swego ciała. Szturchnęłają i regularny dźwięk nagle się urwał.

Staruszka usiadła, odkaszlnęła i zaczęła poirytowana ponaglać Akwilę, by podałajej butelkę z herbatą. Nie odezwała się ani sj wem, dopóki nie wypiła połowyjej zawartości.

— Niech mówią, co chcą — wyrzuciła z siebie, zatykając butelkę korkiem — ale króliki smakują znacznie lepiej po ugotowaniu. I bez futra!

„„Pani wzięła… pożyczyła sobie orła? — zapytała Akwila.

~ Oczywiście. Nie mogłam wymagać od biednej starej sowy latania po wschodzie słońca, po to tylko by zobaczyć, ktojest w okolicy. Przez ca^noc polowała na polne myszy, a możesz mi wierzyć, że surowy królikjestjednak lepszy od myszy. Nigdy niejedz myszy.

— Nie bCdc — oświadczyła z całym przekonaniem Akwila. — Panno Weatherwax, wydaje mi się, że wiem, co robi współżycz. Myśli.

— Wydawało mi się, że on nie ma mózgu!

Akwila pozwoliła, tyj ej myśli wypowiedziały się samodzielnie.

— Alejest w nim moje echo, prawda? Musi być. Bo było w nim echo każdego, kim kiedyś był. Musi być w nim kawałek mnie. Ja wiem, że on tutajjest, i on wie, żejajestem tutaj z panią. Tylko trzyma się na odległość.

— Och, tak? A to dlaczego?

— Myślę, że się pani boi.

— Ha! A to z kolei dlaczego?

— Boja się boję — odparła zwyczajnie Akwila. — Trochę.

— Ojej, naprawdę, kochanie?

— Tak. To jak z psem, który został uderzony, ale nie ucieka. Nie rozumie, co zrobił nie tak. Ale… jest w tym coś… jakaś myśl, której nie umiem nazwać…

Panna Weatherwax nic nie odpowiedziała. Twarz miała bez wyrazu.

— Czy nic pani nie jest? — zapytała Akwila — Daję ci czas, żebyś zrozumiała tę myśl — odpowiedziała panna Weatherwax.

— Przepraszam, umknęła mi. Ale… my myślimy o współżyczu nie tak, jak powinnyśmy.

— Naprawdę? Dlaczego tak uważasz?

— Ponieważ… — Akwila zmagała się z tą myślą. — Uważam, że my nie chcemy myśleć o nim w odpowiedni sposób. To majakiś związek z… trzecim życzeniem. I nie wiem, co to znaczy.

— Staraj się złowić tę myśl — powiedziała wiedźma, po czym podniosła wzrok i dodała: — Mamy towarzystwo.

Akwila dopiero po kilku chwilach zobaczyła to, co panna We — atherwaxjuż widziała — kształt na krawędzi lasu, mały i ciemny. Zbliżał się ku nim, chybocząc się na boki.

Objawił się w końcujako Petulia, lecąca powoli i nerwowo kilka stóp nad wrzosowiskiem. Od czasu do czasu zeskakiwała, by ustawić kij w odpowiednim kierunku.

Zsunęła się kilka kroków przed Akwila i panną Weatherwax, złapała pospiesznie miotłę i skierowała ją w stronę potężnej skały. Miotła uderzyła w nią lekko i już tam została, ponawiając próby przelecenia przez górę.

— Hm… przepraszam — wyjąkała Petulia. — Ale nie zawsze udaje mi się jązatrzymać, a tojest lepsze niż wożenie ze sobą kotwicy… hm.

Skinęła głową na powitanie w stronę panny Weatherwax, ale przypomniała sobie, że ma przed sobą wiedźmę, więc w połowie tego ruchu rozpoczęła ukłon. Za takie przedstawienie można byłoby brać pieniądze. Zakończyła podwójnie zgięta i gdzieś z głębi doszedł cichy głos:

— Hm… czy ktoś mi może pomóc? Wydaje mi się, że mój oktogram z Trzech Koron zaczepił się za woreczek z dziewięcioma ziołami…

Rozplątywanie zajęło im dobrą minutę.

— Zabawki, tylko zabawki — mamrotała panna Weatherwax, podczas gdy rozczepiały naszyjniki i wisiorki.

Kiedy Petulia się wyprostowała, buzię miała purpurową. Widząc wyraz twarzy panny Weatherwax, zdjęła z głowy kapelusz i mięła go teraz w dłoniach. Była to oznaka szacunku, ale faktemjest, że długi na dwie stopy ostry rożek był wycelowany prosto w nie.

„Hm… poszłam odwiedzić pannę Libellę, a ona powiedziała, że udałyście się tu w pogoni za czymś straszliwym. Hm… więc pomyślałam sobie, że lepiej sprawdzę, jak się macie.

— Hm… to bardzo miłe — powiedziała Akwila, ale jej zdradliwa druga myśl wyskoczyła z: I co niby byś zrobiła, gdyby to coś nas zaatakowało? Wyobraziła sobie Petulię stojącą przed ryczącym potworem, ale nie było to wcale tak śmieszne, jak jej pierwsza myśl sugerowała. Bo Petulia trwałaby przed nim, drżąc ze strachu, brzęcząc swymi bezużytecznymi amuletami, tracąc zmysły z przerażenia… ale nie cofając się. Wiedziała, że one mogą się mierzyć z czymś przeokropnym, ale przybyła mimo to.

— Jak ci na imię, dziewczyno? — zapytała panna Weatherwax.

— Hm… Petulia Chrząstka, proszę pani, uczę się u Gwinifredy Czarnykaptur.

— U starej mateczki Czarnykaptur? — ucieszyła się panna Weatherwax. — To bardzo rozsądna osoba. I świetnie sobie radzi ze świniami. Dobrze zrobiłaś, zjawiając się tutaj.

Petulia nerwowo spojrzała na Akwilę.

— Hm… ajak ty się czujesz? Panna Libella powiedziała mi, że… chorowałaś.

— Już znacznie lepiej, ale bardzo ci dziękuję, że pytasz — odparła Akwila cicho. — Posłuchaj, przykro mi ze względu na…

„Nieważne, byłaś chora — szybko przerwałajej Petulia.

To była druga jej cecha charakterystyczna. Zawsze chciała o wszystkich myśleć jak najlepiej. Jeśli ktoś się zachowywał nie tak, starała się myśleć o nim jeszcze lepiej, jakby to mogło naprawić daną osobę.

— Czy wrócisz do domu przed Próbami? — Jakimi Próbami? — Akwila całkiem się pogubiła.

— Przed Próbami Czarownic — podpowiedziała panna Weatherwax.

— To dzisiaj — dodała Petulia.

— Kompletnie o tym zapomniałam! — wykrzyknęła Akwila.

— Aja nie — wtrąciła stara wiedźma. — Nigdy nie opuszczam Prób. Nie zdarzyło mi się nie stawić na nich przez sześćdziesiąt lat. Czy mogłabyś zrobić przysługę starej kobiecie, droga panno Chrząstko? Wróć teraz na miotle do domu panny Libelli, przekaż jej moje uszanowanie i poinformuj, że zamierzam prosto stąd udać się na Próby. Czy ona ma się dobrze?

— Hm, żonglowała piłkami, nie używając rąk! — wykrzyknęła Petulia w zachwycie. — I wiecie co jeszcze? Widziałam w ogródku elfa! Błękitnego!

— Naprawdę? — Akwili ścisnęło się serce.

— Tak. Prawdę mówiąc, był dość niechlujny. I kiedy zapytałam go, czyjest naprawdę elfem, powiedział, że jest… hm… „wielkim, śmierdzącym, okropnie parzącym elfem, który mieszka w pokrzywie w Brzęczącej Krainie”, ijeszcze krzyknął „ty skunksie!”. Czy rozumiecie coś z tego?

Akwila spojrzała w okrągłą, naiwną twarz Petulii. Już otwierała usta, żeby powiedzieć: „Ktoś tu za bardzo lubi bajki” — ale powstrzymała się na czas. To nie byłoby w porządku. Westchnęła.

— Petulio, widziałaś Fik Mik Figla. To jest postać z bajki, ale niezbyt słodka. Przykro mi. One są dobre… no, mniej lub bardziej… ale nie do końca. A okrzyk „ty skunksie!” stanowi rodzaj słowa-miecza. Nie wydaje mi się zresztą szczególnie ostry.

Wyraz naiwnej buzi przez moment się nie zmieniał. Wreszcie Petulia wydusiła z siebie:

— Więc to byłjednak elf?

— No, technicznie rzecz biorąc, raczej krasnoludek! Okrągła buzia rozświetliła się uśmiechem.

— To dobrze. Nie byłam pewna, ponieważ, no wiecie, wychylał się zzajednego z ogródkowych krasnali panny Libelli.

— Nie ma wątpliwości, że był to Figiel — odparła Akwila — Z pewnością wielka, śmierdząca, okropnie parząca pokrzywa też potrzebuje swojego elfa, takjak każda inna roślina — oświadczyła Petulia.