Trzy życzenia…
Złapała za ramię przebiegającą wiedźmę i… spojrzała w twarz Annagrammie, która aż skuliła się z przerażenia.
— Proszę, nie rób mi nic złego! Błagam! Jestem twoją przyjaciółką, prawda?
— Jak chcesz, ale to nie byłam ja, terazjestem lepsza — powiedziała Akwila, wiedząc, że kłamie. Wtedy też była sobą, co miało wielkie znaczenie. Musiała o tym pamiętać. — Szybko, Annagram — mo! Jak brzmi trzecie życzenie? Szybko! Kiedy dostajesz trzy życzenia, jakie jest trzecie?
Annagramma skrzywiła się w niesmaku, jak zawsze gdy ktoś miał czelność powiedzieć coś niezrozumiałego.
— Ale dlaczego ja…?
— Proszę, nie zastanawiaj się, tylko powiedz.
— No, to może być wszystko… być niewidzialną… albo blondynką… czy coś takiego. — Annagramma miała wyraźne problemy z koncentracją.
Akwila potrząsnęła głową i puściła ją. Podbiegła do starej wiedźmy, która przyglądała się temu w zadziwieniu.
— Proszę, to ważne! Jakie w opowieściach jest trzecie życzenie? Proszę nie pytać mnie dlaczego. Tylko przypomnieć sobie!
— No… szczęście. Chodzi o szczęście, prawda? — stwierdziła stara dama. — Tak, zdecydowanie. Zdrowie, majątek i szczęście. Ale gdybym była na twoim miejscu…
— Szczęście? Szczęście… dziękuję pani. — Akwila rozpaczliwie szukała wzrokiem pomocy. Była całkiem pewna, że nie chodzi o szczęście. Magia nie daje szczęścia i to był kolejny klucz.
Pomiędzy namiotami biegła panna Tyk. Nie było czasu na półśrodki. Akwila złapałająwpół i obróciła.
— DzieńdobryPannoTykTakumniewszystkowporządkumamnadziejężepaniteżmasiędobrzejakiejesttrzecieżyczenieszybkotojestważneproszęniedyskutowaćaniniezadawaćpytańniemana toczasu!
Panna Tyk, trzeba jej to oddać, zawahała się tylko przez moment.
— Mieć setki następnych życzeń? — zapytała. Akwila patrzyła na nią w skupieniu.
— Dziękuję. Niezupełnie, ale to takżejestjakiś klucz.
— Akwilo, tujest… — zaczęła panna Tyk.
Ale dziewczynka w tej właśnie chwili dostrzegła babcię We — atherwax, która stała pośrodku kwadratu ograniczonego linami. Wydawało się, że nikt nie zwraca na nią uwagi. Przyglądała się szalejącym wiedźmom broniącym się przed współżyczem, w powietrzu strzelały race magii. Była całkiem spokojna i miała niewidzący wzrok.
Akwila puściła ramię panny Tyk, zanurkowała pod linę.
— Babciu!
Błękitne oczy zwróciły się na nią. — Tak?
— W bajkach, w których dżin, zaczarowana żaba albo dobra wróżka dają ci trzy życzenia… jakie jest to trzecie?
— Och, w bajkach! To łatwe. We wszystkich bajkach wartych opowiedzenia, które uczą, jak poruszać siew świecie, trzecie życzenie naprawia szkody wywołane dwoma pierwszymi.
— Tak! To jest to! To jest to! — krzyczała Akwila, a słowa same z niej wypływały. — On nie jest zły! Nie może być! Nie ma własnego mózgu! Wszystko zależy od naszych pragnień! Naszych życzeń. To tak jak w bajkach, gdzie…
— Uspokój się. Oddychaj głęboko. — Babcia złapała Akwilę za ramiona i ustawiłają twarzą do spanikowanego tłumu. — Byłaś przez chwilę przestraszona i teraz on nadchodzi ijuż nie zawróci, nie teraz, ponieważ jest w rozpaczy. Nie widzi nawet tego całego tłumu, inni ludzie się dla niego nie liczą. Liczysz się tylko ty. Szuka ciebie. Tylko ty możesz się z nim zmierzyć. Czyjesteś gotowa?
— Ajeśli przegram?
— Nigdy bym nie doszła do tego, kim dzisiaj jestem, gdybym zakładała, że przegram, młoda damo. Pobiłaś go raz, uda ci się to znowu.
_Ale mogę się zamienić w coś strasznego!
— Wtedy będziesz miała ze mną do czynienia. I to na moich warunkach. Ale tak się nie stanie. Wtedy miałaś dość niechlujnych dzieciaków i głupich kobiet, prawda? Więc teraz… jest inaczej. Dochodzi południe. Próby powinny się zaczynać o należnej porze, ale, no cóż, wygląda na to, że ludzie zapomnieli, po co tu są. No więc teraz… czy masz w sobie dość siły, by pokazać się wiedźmą w pełnym słońcu, i to z dala od twoich wzgórz?
— Tak! — Odpowiedź nie mogła być inna, jeśli się odpowiadało babci Weatherwax, która w tej samej chwili pokłoniła się nisko i cofnęła o kilka kroków.
— Wszystko w twoim czasie, madame — powiedziała.
Życzenia, życzenia, życzenia — zdenerwowana Akwila szukała po kieszeniach. Z czego może wykonać chaos? Współżycz nie jest złym potworem. Tylko daje nam to, czego pragniemy, a własciwie to, czego — jak nam się wydaje — pragniemy. A o co ludzie proszą? Zawsze o więcej!
Nie możesz powiedzieć: Potwór zajął moją głowę i zmusił mnie do tego. Pragnęła tych pieniędzy. Współżycz był tylko posłusznyjej życzeniom.
Nie możesz powiedzieć: Ale tak naprawdę ja nigdy ich nie wzięłam! Współżycz użył tylko tego, co znalazł — sekreciki, pragnienia, ataki gniewu, wszystko, czego się w sobie nie dostrzega. On to widział i tobie też pokazał!
Wtem, gdy starała się powiązać elementy w całość, jajko wymknęło jej się z rąk i powierzając się grawitacji, spadło na czubek buta.
Wpatrywała się w brudny but, ogarnięta taką desperacją, że widziała wokół tylko ciemność, mimo iż było południe. Dlaczego Pro”
bowałam to zrobić? Nigdy mi się nie udało, więc po co próbowałam teraz? Ponieważ wierzyłam, że tym razem to zadziała, dlatego. Jak w bajce. Nagle okaże się, że… umiem.
Ale to nie jest bajka, aja nie mam już jajek…
Gdzieś w górze rozległ się krzyk i w czasie krótszym od przerwy między dwoma uderzeniami serca Akwila przeniosła się do domu. To był myszołów, punkcik na tle nieba, który stawał się coraz większy. Opadał nad miejscem, gdzie stała. Krzyknął jeszcze raz, przelatując niczym strzała koło głowy Akwili i w tym samym momencie coś niewielkiego puściło się szponów ptaka z okrzykiem „Na litość!”.
Rozbój leciał ku ziemijak kamień, ale w chwilę potem rozległo się „szur!” i czasza z materiału otworzyła się nadjego głową. Awła — ściwie dwie czasze. Innymi słowy, Rozbój pożyczył reformochron od Hamisza.
Wyswobodził się z niego, jak tylko wyhamował, a wpadł dokładnie w środek chaosu.
— Myślałaś, że cię zostawimy, co?! — krzyknął, wisząc na sznurkach. — Wyznaczono mi cel. Dalej, rób to, jak należy!
— Nie mogę! — Akwila próbowała go z chaosu wytrząsnąć. — Nie z tobą w środku. Zabiję cię. Zawsze mi pękajajko. Jaki cel?
— Nie kłóć się ze mną! — wrzeszczał Rozbój, podskakując na linkach. — Rób to! Albo nie jesteś wiedźmą wzgórz. Ajawiem, że jesteś!
Wokół nich biegali ludzie. Akwila podniosła wzrok. Wydawało jej się, że widzi wspć^życza, poruszający się kształt we wznieconym pyle. Spojrzała na plątaninę w swoich rękach i na uśmiechniętą twarz Rozbója.
Ta chwila brzęczała jak napięta struna.
Czarownice załatwiają różne sprawy, odezwała się jej druga myśl. Zapomnij o „nie mogę”.
No…dobrze…
Dlaczego to nie działało wcześniej? Bo nie było powodu, by zadziałało. Nie potrzebowałam tego.
A teraz potrzebuję, żeby mi pomogło. Nie. Potrzebuję siebie, żebym sobie pomogła.
Więc myśl o tym. Nie zważaj na hałas, na współżycza sunącego po zdeptanej trawie…
Użyłaś rzeczy, które miałaś ze sobą, więc wszystko będziejak należy. Uspokój się. Zwolnij. Patrz na chaos. Myśl tylko o tym. Jest tu wszystko, co przywiozłaś z domu…
Nie. Wcale nie wszystko. Tym razem wiedziała, czego brakuje…
Szarpnęła za łańcuszek, na którym wisiał na jej szyi srebrny koń, i wrzuciła go w plątaninę.