– Bardzo ładny wóz.
– Początkowo był laki jasnobeżowy, ale kazałem go przemalować. Wolę czerwony. Wydaje mi się. że jakoś lepiej wygląda. Poza tym to bardziej demokratyczny kolor.
Drwiąco żartobliwy ton młodego człowieka bawił Downara. Wyczuwał, że tą kpiarską pozą. Zahorecki pragnie pokryć niepokój, który go w gruncie rzeczy nurtował. Taktyka ta była aż nazbyt prosta.
– A czy pan wie, gdzie miałem okazję przyjrzeć się dokładnie pańskiemu mercedesowi?
– Nie mam pojęcia.
– Wczoraj na Powązkach.
– Al… – Ton. jakim została wypowiedziana ta jedna samogłoska, wyrażał zarówno zdziwienie, zaskoczenie, jak i nawet strach.
– Tak, wczoraj obejrzałem sobie pański wóz, podczas gdy pan czekał w pobliżu czwartej bramy na panią Lastowską – powiedział Downar.
Zahorecki spochmurniał. Mięśnie jego twarzy skurczyły się pod wpływem nagłego gniewu.
– Śledził mnie pani
– Nie, skądże. To zupełne przypadkowo. Po prostu byłem na pogrzebie pana Lastowskiego i wracając… A propos… Co pan myśli o tej sprawie?
– O jakiej sprawie?
– No… o zamordowaniu pana Lastowskiego.
– A cóż ja mogę myśleć? Nic, absolutnie nic.
– Musiał pan przecież rozmawiać na ten temat z panią Lastowską.
Zahorecki usiłował uśmiechnąć się beztrosko.
– Staram się nie rozmawiać o przykrych sprawach z pięknymi kobietami. Czy nie sądzi pan. że to jest słuszne, panie majorze?
Downar.nie odpowiedział. W zamyśleniu skierował spojrzenie ku oknu i dopiero po chwili spytał:
– Od jak dawna jest pan przyjacielem pani Lastowskicj?
Zahorecki żachnął się.
– Czy nie wydaje się panu, że pańska ciekawość przekracza granice przyzwoitości?
– Przepraszam. Nie wiedziałem, że to tajemnica.
– Tajemnica czy nie tajemnica, ale panu nie do tego – mówił dalej Zahorecki podniesionym głosem. – Co to w ogóle wszystko znaczy? Czego pan, u diabła chce ode mnie?
– Ja prowadzę dochodzenie w sprawie morderstwa dokonanego na osobie Oskara Lastowskiego – powiedział z naciskiem Downar.
– A cóż mnie to obchodzi, w jakiej sprawie pan prowadzi śledztwo?! Nie przypuszcza pan chyba, że to ja zabiłem tego faceta.
Downar utkwił wzrok w czarnych oczach młodego człowieka.
– Zupełnie niepotrzebnie pan się denerwuje. Przecież uzgodniliśmy, że to ma być szczera, przyjacielska rozmowa. Sam pan stwierdził, że nie ma pan nic do ukrywania, więc nie rozumiem pańskiego podniecenia. Nie można tak łatwo wyprowadzić z równowagi człowieka, który ma zupełnie Czyste sumienie.
Zahorecki umilkł. Słychać było tylko jego przyśpieszony oddech. Kiedy się znowu odezwał, w cichym, pozornie spokojnym głosie nie czuło się podniecenia.
– Nie może się pan dziwić, panie majorze, że trochę się zdenerwowałem. Te pańskie pytania…
– Wcale się nie dziwię – uśmiechnął się dobrotliwie Downar. – Rozumiem to doskonale. Jest pan młodym, niedoświadczonym. nieopanowanym człowiekiem… Proszę jednak wczuć się trochę w moje położenie. Został zamordowany Oskar Lastowski. Mnie powierzono dochodzenie w tej sprawie. Jakie są pierwsze czynności w takiej sytuacji? Jak się panu zdaje?
– Nie wiem. Nie jestem fachowcem w tej branży.
Tu nic trzeba być fachowcem. Wystarczy logicznie myśleć. Przede wszystkim muszę się zapoznać ze środowiskiem zamordowanego. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście jego żona, a ponieważ tak się przypadkowo złożyło, że jest pan przyjacielem pani Lastowskiej… Rozumie pan chyba teraz, że moja rozmowa z panem nie jest bezpodstawna. Mógłby pan mieć bardzo kiepskie wyobrażenie o mnie. gdybym lej rozmowy nie przeprowadził.
– Podejrzewa mnie pan o popełnienie tej zbrodni?!
– Na razie nikogo o nic nie podejrzewam. Jestem w trakcie zbierania informacji. Ale, ale… przy okazji, tak tylko dla porządku, może mi pan powie, co pan robił wieczorem trzeciego 'kwietnia?
– Trzeciego kwietnia? Wieczorem?
– No tak. To był piątek. Właśnie w ten piątek został zamordowany Oskar Lastowski.
– Chce pan. żebym przedstawił swoje alibi?
– Bardzo bym się cieszył.
– Więc jednak mnie pan podejrzewa.
– Nic podobnego. Chciałbym tylko wiedzieć, co pan robił w tamten piątek?
– Nie mam pojęcia. Nie pamiętam, co robiłem wczoraj wieczorem, a cóż dopiero trzeciego kwietnia.
– Może jednak postarałby się pan przypomnieć sobie…
Zahorecki potarł dłonią czoło.
– Zaraz, zaraz… Czy to nie były imieniny Ryśka Borkowskiego?
Downar wyjął z kieszeni kalendarz.
– Zgadza się. Trzeciego kwietnia Ryszarda.
– No to znaczy się. że byłem u Ryśka – ucieszy! się Zahorecki. – Ale wpadłem do niego tylko na godzinkę i zaraz pojechałem do domu. Źle się czułem. Poprzedniego dnia popiliśmy trochę u Irki Grabowskiej i miałem cholernego kaca.
– O której pan wrócił z tych imienin do domu?
– Było chyba około szóstej.
– A potem?
Potem położyłem się spać.
– I spał pan do rana?
– Jasne.
– Czy nikt do pana w tym czasie nie telefonował?
– Może i telefonował. Nie wiem. Wyłączyłem aparat, żeby mnie nikt nie budził.
– Hm – Downar poskrobał się za uchem. Niech mi pan jeszcze łaskawie powie, czy pan kończył jakieś studia?
– Różne studia zaczynałem, ale nic nie skończyłem. Nie mam cierpliwości.
– A co pan studiował?
– Najpierw byłem na politechnice, potem na medycynie, wreszcie zapisałem się na ekonomię. Jakby to wszystko trochę krócej trwało, to może bym i skończył, ale tyle lat jedno i to samo… Nudzę się. A zresztą to wszystko jedno przecież, czy się ma dyplom, czy się nie ma.
– A na medycynie długo pan był?
– Dwa lata. Dlaczego pana to interesuje?
– Nie. nic. Po prostu zapytałem. Ja także chciałem zostać lekarzem.
– I został pan milicjantem.
– Różnie się w życiu układa. Niech mi pan powie zupełnie szczerze, kto pańskim zdaniem zabił Lastowskiego?
– Nie wiem. Mogę pana tylko zapewnić, że nie ja. A szczerze mówiąc zmęczony już jestem tą rozmową. Nic nie wiem o tej sprawie i niczego się pan ode mnie nie dowie.
– Bardzo żałuję – powiedział Downar i podniósł się z fotela. Zahorecki bez słowa odprowadził go do drzwi.
ROZDZIAŁ VI
Walczak wrócił z Gdańska. Po odbytej rozmowie z szefem, któremu zdawał relację ze swej podróży służbowej, natychmiast skontaktował się z Downarem,
– W żaden sposób nie mogę iść z tobą w piątek na koncert – powiedział pośpiesznie Downar, posłyszawszy w słuchawce głos przyjaciela.
Walczak roześmiał się.
– Nie bój się. Nie mam zamiaru namawiać cię na koncert. Chciałbym tylko z tobą pogadać.
– Z przyjemnością. Wpadnij do mnie. Po chwili siedzieli obaj w pokoju Downara, popijając herbatę z cytryną. Walczak napomknął wprawdzie coś o winiaku, ale Downar stanowczo się temu sprzeciwił::
– Chwilowo skończyłem z alkoholem. Przynajmniej przez miesiąc ani kropelki.
Walczak ze zdziwieniem pokręcił głową.
– No, no… nie poznaję cię, Stefan. Nie palisz, nie pijesz… A jak tam względom lego co i owszem?
– Chroniczny brak okazji – uśmiechnął się melancholijnie Downar. – Nie mam czasu. A poza tym z biegiem lat człowiek coraz bardziej grymasi. To nie są takie proste sprawy.
– Powinieneś się wreszcie ożenić.
– Tak mi źle życzysz? Dopiero wtedy skomplikowałbym sobie życie. Nie, nie. Za długo pracuję w milicji i za dużo już widziałem małżeństw, żeby dać się nabrać na. ten numer.