Выбрать главу

Walczak machnął ręką.

– Niepoprawny z ciebie stary kawaler. No…: ale mniejsza z tym. Powiedz mi, jak tam z naszym chirurgiem?

– Niech cię diabli wezmą – zaklął Downar. – Aleś mnie wrobił.

– Nieciekawa sprawa? – spytał z głupia frant Walczak.

– Wprost przeciwnie, za bardzo ciekawa. Do tej pory w ogóle nie mogę jej ugryźć. Szlag mnie trafia.

– Widzę, Stefan, że nie jesteś w najlepszym humorze – uśmiechnął się Walczak.

– Na moim miejscu nikt by nie był w dobrym humorze. Zawsze musisz wpakować mnie w jakąś kabałę.

– Nie zawsze, tylko czasami. No… przestań się ciskać i opowiedz mi, jak wygląda ta historia.

Downar umiał krótko i treściwie referować. Po upływie pół godziny Walczak dosyć dokładnie był wprowadzony w sprawę zabójstwa Oskara Lastowskiego.

– I ty się skarżysz, że ci podsunąłem laką ciekawą sprawę – powiedział z wyrzutem w głosie Walczak. – Powinieneś być mi wdzięczny do grobowej deski. Ale żarty na bok. Wychodzimy więc z założenia, że Mierzwiński odpada jako zabójca.

– Ja go nie biorę pod uwagę.

– I chyba masz rację – zgodził się Walczak. – Cios w plecy całkowicie wyklucza zabójstwo w afekcie, a zbrodni z premedytacją nikt nie dokonuje we własnym mieszkaniu.

– Takiego właśnie jestem zdania.

– Bez trudu się domyśliłem – uśmiechnął się Walczak. – Ale komu mogło zależeć na śmierci Lastowskiego?

– Najbardziej chyba jego żonie. Zabijając męża w mieszkaniu Mierzwińskiego, Lastowska za jednym zamachem załatwiała dwie sprawy: zdobywała spadek po tym amerykańskim stryjaszku i jednocześnie pozbywała się niewygodnego, natrętnego kochanka, który nie miał ochoty rezygnować 7. romansu nawiązanego w Zakopanem. Gdyby ona jednak była inicjatorką tej zbrodni, to chyba jakoś inaczej wyreżyserowałaby pierwszą rozmowę ze mną.

– Zgadzam się z tobą – przytakną! Walczak. – Jeżeli oczywiście wykluczymy, że pani Lastowska jest osobą niezwykle przebiegłą.

Downar był trochę zaskoczony tymi słowami.

– No cóż… Takiej ewentualności nie możemy, rzecz jasna, całkowicie eliminować. Ale przyznam ci się, że Lastowska nie robi na mnie wrażenia aż tak inteligentnej i wyrafinowanej.

– Znasz ją bardzo mało, a kobiety umieją się świetnie maskować. A jak oceniasz tego jej amanta?

– Zahorecki? Chyba trochę za głupi na taką robotę i nie jestem pewien, czy by mu wystarczyło odwagi, ale to nic nie wiadomo. Chłopak silny i studiował medycynę. Umie więc posługiwać się lancetem. Do licha!… Przecież i ten kumpel Mierzwińskiego także był na medycynie.

– Rozmawiałeś z nim?

– Jeszcze nie. Nie zdążyłem.

– Zbrodni musiał dokonać kłoś, kto doskonale orientował się w sytuacji – powiedział Walczak.

– Oczywiście. Minuty były wyliczone. Walczak wyciągnął rękę w kierunku teczek z aktami. – Pokaż no mi jeszcze ten anonim, który otrzymał Lastowski.

– To musiała pisać kobieta – powiedział Downar, wyjmując maszynopis.

– Tak sądzisz?

– Jestem prawic pewien, Przeczytaj uważnie: „Doktor Mierzwiński mieszka na ulicy Mokotowskiej, niedaleko placu Trzech Krzyży, w tym nowym bloku, zaraz za sklepem monopolowym i restauracją. Dokładnego numeru niestety nie pamiętam". Czy to nie charakterystyczne?

Walczak roześmiał się.

– Może masz rację. Kobiety często tak właśnie podają adresy. Ale również nie możemy wykluczyć, że anonim pisał mężczyzna. Czy u Lastowskich jest maszyna do pisania?

– Jest. Sprawdziłem. Nie pasuje.

– No tak – pokiwał głową Walczak. – Ale kto wiedział o spotkaniu Lastowskiej z Mierzwińskim w „Wilanowskiej"?

– Z tego, co mówi Mierzwiński, to tylko jego kolega, Kalicki, wiedział o wieczornej randce, ale nie był zorientowany, z kim ma się spotkać Mierzwiński.

– Kto zaproponował to spotkanie?

– Lastowska. Zadzwoniła do szpitala.

– Czy nie jest rzeczą możliwą, że ktoś podsłuchiwał tę rozmowę?

Nagle Downar uderzył się dłonią w czoło.

– Do licha!

– Co się stało? – zaniepokoił się Walczak. – Czyżby jakaś genialna myśl olśniła cię?

– Słuchaj, Karol, w tej chwili przy-. pomniałem sobie.

– Co?

– Że w mieszkaniu Lastowskich są dwa aparaty telefoniczne.

– To interesujące.

– Nawet bardzo. Jeżeli Lastowska dzwoniła z domu do Mierzwińskiego…

– To z drugiego aparatu mógł ktoś podsłuchać jej rozmowę – dokończył Walczak. – Trzeba sprawdzić, czy wtedy nie było kogoś w mieszkaniu Lastowskich.

Downar był bardzo podekscytowany.

– Do diabła, że też ja wcześniej o tym nie pomyślałem. Idiota.

– Zdarza się – powiedział z uśmiechem Walczak. – Nie przejmuj się, Stefan.

***

Tego samego dnia po południu Downar odwiedził panią Lastowską. Przyjęła go bardzo uprzejmie, nie ukrywała jednak pewnego zdziwienia.

– Szkoda, że mnie pan nie uprzedził o swojej wizycie, panie majorze. Mogło mnie nie być w domu.

– Ma pani rację. Powinienem był zadzwonić, ale nie byłem pewny, czy zdążę dzisiaj wszystko pozałatwiać. Jeżeli to pani nie na rękę, to przyjdę innego dnia.

Pani Lastowska zapewniła, że nigdzie się nie śpieszy i zaprosiła swego gościa do saloniku.

– Domyślam się, że pan jeszcze w sprawie tej strasznej zbrodni.

Downar skinął głową.

– Tak. Śledztwo jest w toku i usiłuję zebrać jak najwięcej materiału informacyjnego.

Przyjrzała mu się bardzo uważnie. Miał wrażenie, że ujrzał w jej oczach błysk niepokoju.

– Czy podejrzewa pan doktora Mierzwińskiego, panie majorze?

– • Bardzo żałuję, ale nie mogę nic powiedzieć.

– Wiem, że rozmawiał pan także z Zahoreckim.

– Tak. Złożyłem mu wizytę.

– Chyba pan nie przypuszcza, że ten chłopak-ma coś wspólnego z ta sprawą.

– Interesuję się każdym, kto może mieć ewentualnie coś wspólnego ze sprawą zabójstwa pani męża.

– Napije się pan kawy? – spytała. Downar wykonał przeczący ruch ręką.

– Dziękuje, ale niedawno piłem. Za duża dawka kofeiny jest szkodliwa.

– Widzę, że dba pan o zdrowie.

– Staram się w miarę możności. Ale wróćmy do naszej sprawy. Chciałbym, żeby pani opowiedziała mi bardzo szczegółowo 6 wszystkim, co pani robiła przez cały piątek trzeciego kwietnia.

– Co pana interesuje?

– Wszystko. Może pani spróbuje podać mi kolejno następujące po sobie fakty, począwszy od samego rana.

Odchrząknęła, jakby przygotowując się do dłuższego przemówienia.

– No więc tak… Rano wstałam, wzięłam kąpiel, ubrałam się, zjadłam śniadanie. Tak jak każdego dnia.

– Czy śniadanie jadła pani razem z mężem? – spytał Downar.

– Nic. Mąż zjadł wcześniej śniadanie i wyszedł.

– Kiedy mąż pani wrócił do Warszawy z zagranicy?

– Poprzedniego dnia. czyli w czwartek drugiego kwietnia.

– Rano czy wieczorem?

– Późnym popołudniem.

– Czy długo męża nie było w kraju?

– Chyba przeszło dwa miesiące. Dokładnie nie pamiętam.

– Mniejsza o to. Wróćmy do tego piątku. Więc mąż pani wyszedł z domu, zanim pani siadła do śniadania?

– Tak.

– Czy powiedział, dokąd idzie?

– Nie.

– Czy miał wrócić od domu na obiad?

– Nie. Obiad miał zjeść na mieście. Przypuszczam, że z kimś się umówił.

– Nie wie pani z kim?

– Nie.

– Czy państwo mają gosposię?

– Przychodnią. Trzy razy w tygodniu.

– W które dnie przychodzi?