Выбрать главу

– Nie-

– Dziwne. Sądziłam, że mordercom zawsze zakłada się kajdanki.

– Nie zawsze.

Poszli do szatni, odprowadzani ciekawymi spojrzeniami. Downar przeklinał w duchu pomysł tego spotkania w kawiarni.

Odbierając od szatniarza dużą podróżną torbę. Iwona powiedziała:

– Zabrałam ze sobą trochę rzeczy, które mogą mi się przydać w więzieniu. Zdaje mi się tylko, że zapomniałam perfum. Ale mamusia przywiezie mi przy okazji. Czy ja będę siedziała na Mokotowie? -

Downar nie odpowiedział. Wziął ją pod rękę i zaprowadził do samochodu.

W komendzie nie bardzo podobało się pani Iwonie.

– Tuk tu u was smutno. Nic moglibyście jakichś ładnych obrazów powiesić na ścianach? Ja w tym pokoju proponowałabym coś z impresjonistycznych płócien. Poza tym kwiaty. Nie rozumiem, jak pan tu może żyć bez kwiatów.

Downar połączył się z Walczakiem i poprosił go. żeby był obecny przy przesłuchaniu.

Po chwili wszyscy troje prowadzili dość swobodną rozmowę na tematy obojętne. Downar chciał się trochę zorientować w sytuacji. Ha rdzo dawno już nie był tak zbity z tropu, a patrząc na Karola widział, że i on podziela jego wątpliwości.

– Może przystąpimy wreszcie do rzeczy? – zaproponowała pani Iwona. – Nie zebraliśmy się tutaj po to, żeby dyskutować o ostatnim meczu piłki nożnej. Sądzę, że dosyć już tej pogawędki o niczym.

Downar chrząknął.

– Jeśli pani sobie życzy?…

– Nie chciałabym narażać panów no niepotrzebną stratę czasu. Pytajcie, o co chcecie, i odeślijcie mnie do więzienia. Jestem ciekawa, jak to naprawdę jest w tym pudle.

– Więc przyznaje się pani do zabójstwa Oskara Lastowskiego? – zapytał Downar

– Przyznałam się już zaraz na wstępie naszej rozmowy. Nie widzę potrzeby, żeby jedno i to samo powtarzać po kilka razy.

– W jaki sposób pani to zrobiła?

– Pchnęłam go nożem chirurgicznym.

– Pchnęła go pani w piersi czy w plecy?

Wzruszyła ramionami.

– Dokładnie nie pamiętam. Czy to wreszcie ma jakieś znaczenie? Chyba w plecy… Nie pamiętam. Byłam podniecona.

– Musiała pani mieć jakiś bardzo poważny powód, żriby to zrobić – powiedział Walczak.

– Oczywiście, że tak. Miałam bardzo poważny powód.

– Czy można wiedzieć, jaki to był powód?

– Wolałabym nie mówić na ten temat. To dla mnie zbyt przykre.

Walczak pochylił się i przywołując na twarz jeden ze swych najbardziej czarujących uśmiechów, powiedział:

– Bylibyśmy pani niesłychanie wdzięczni, gdyby zechciała pani zaspokoić naszą ciekawość i powiedzieć, jakie były motywy tego zabójstwa?

Zmarszczyła brwi i przyjrzała się uważnie najprzód Walczakowi, a potem Downarowi.

– Chciałabym jednak, żeby to zostało między nami. Czy mogą mi panowie przyrzec absolutną dyskrecję?

– Ależ oczywiście – odpowiedzieli zgodnym chórem.

– Wobec tego powiem. To było tak. Jakieś dwa lata temu pojechałam nu zaproszenie moich przyjaciół do Szwajcarii. Początkowo wszystko się bardzo przyjemnie układało. Byli dla mnie mili, uprzejmi, uczynni. Po pewnym jednak czasie coś się zaczęło psuć i wreszcie musiałam się wyprowadzić od nich. W Szwajcarii bardzo mi się podobało. Nie chciałam wracać jeszcze do Warszawy, ale nie miałam pieniędzy. 1'uznałam przypadkowo pewną dystyngowaną starszą panią, która zaproponowała mi współpracę w prowadzeniu luksusowego pensjonatu dla cudzoziemców. Pensjonat ten okazał się domom schadzek, ale to mnie specjalnie nie zraziło, wprost przeciwnie, wydało mi się to czymś bardzo zabawnym. Bo niech sobie panowie wyobrażą: Panna Iwona Sobańska w szwajcarskim burdelu. Voila, Po pewnym czasie znudził mi się jednakże ten proceder. Później próbowałam zająć się trochę handlem narkotykami i wreszcie wróciłam do kraju. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie wyjazd do Szwajcarii Oskara Lastowskiego. Dowiedział się o mojej tam działalności i miał mnie w ręku. Bałam się, że mnie skompromituje i dlatego postanowiłam go zlikwidować. Sądzę, że to jest wystarczający motyw.

– Czy mógłbym prosić o torebkę pani? – powiedział Downar.

– Torebkę? Po co panu moja torebka?

– Taki jest u nas zwyczaj. Muszę sprawdzić zawartość torebki.

– Proszę.

Downar pomiędzy różnymi kobiecymi drobiazgami znalazł w torebce receptę.

– Pani się leczy u doktora Rogulskiego? – spytał

– To nie ja. To mama – odpowiedziała szybko, ogarnięta nagłym niepokojem. – A zresztą niech mi pan nie wspomina o łych wszystkich szarlatanach. Nie męczcie mnie już. Odeślijcie mnie do więzienia. Zabiłam Oskara i nie ma o czym mówić. Jestem zmęczona, bardzo zmęczona.

Doktor Rogulski przekroczył siedemdziesiątkę, ale trzymał się jeszcze bardzo krzepko i nie wyglądał na swoje lala. Twarz czerstwa, rumiana. Oczy błyszczące energią i radością życia. Mówił wolno, wyraźnie, z doskonałą dykcją.

– Więc panowie są z milicji. Proszę, niech panowie siadają. Czym mogę służyć?

– Chcieliśmy prosić pana doktora – zaczął Downar – o pewne informacje dotyczące pani Sobańskiej, która podobno jest pańską pacjentką.

Stary lekarz miał zakłopotaną minę.

– Panowie wybaczą, ale jestem związany tajemnicą zawodową. Mój zawód ma coś wspólnego z księdzem spowiednikiem.

– Oczywiście – wtrącił się do rozmowy Walczak. – Doskonale się orientujemy, że lekarza obowiązuje dyskrecja, ale bywają sytuacje…

– Jakaż to sytuacja? – spytał Rogulski.

– Pani Iwona Sobańska przyznała się do popełnienia zbrodni. Twierdzi, że zamordowała swojego kuzyna, Oskara Lastowskiego. Może pan doktor słyszał coś o tej sprawie?

– Owszem, słyszałem. Podobno zabójstwa dokonano w mieszkaniu jakiegoś lekarza.

– Tak. I pani Sobańska twierdzi, że ona to zrobiła.

Doktor Rogulski przeciągnął dłonią po opalonym górskim słońcem czole.

– To niewątpliwie trochę zmienia postać rzeczy. Tak, pani Iwona Sobańska od dłuższego czasu jest moją pacjentką.

– Pańską specjalnością, panie doktorze, jest psychiatria – powiedział Downar.

– Tak.

– Wobec tego możemy sądzić, iż pani Iwona Sobańska cierpi na jakieś zaburzenia psychiczne.

– Niestety, nie mogę temu zaprzeczyć. I muszę panom szczerze powiedzieć, iż nie wierzę w to, żeby ona popełniła tę zbrodnię. Jestem od lat zaprzyjaźniony z rodziną Sobańskich i tę biedną Iwonkę leczyłem już, kiedy miała kilkanaście lat. Zaczęła kłamać, a te kłamstwa nie miały absolutnie żadnego celu. Pewna odmiana mitomanii. Opowiadała niestworzone rzeczy, w które sama święcie wierzyła. Downar pokiwał głową.

– To co pan doktor mówi, pokrywa się z naszymi obserwacjami. Pani Sobańska twierdzi, iż dłuższy czas przebywała w Szwajcarii, gdzie prowadziła dom publiczny do spółki z jakąś swoją znajomą.

Rogulski uśmiechnął się smutnie.

– W Szwajcarii rzeczywiście była. Przyjaciele jej ojca zaprosili ją i umieścili w doskonałym sanatorium, które ta biedna dziewczyna w swej wyobraźni zmieniła na dom publiczny. To jest niezwykle tragiczna historia, bo poza tymi niesamowitymi urojeniami Iwonka jest bardzo zdolna, bystra i mogłaby, moim zdaniem, zrobić nawet karierę naukową, gdyby nie ta dolegliwość. Kiedy zaczyna mówić, nikt nigdy nie wie, co jest prawdą, a co urojeniem.

– Czy to jest nieuleczalne? – spytał Walczak.

– Raczej nie. Medycyna wciąż jeszcze jest bezradna wobec tego typu schorzeń psychicznych. Ta kobieta przez dłuższy czas może być zupełnie normalna, u nawet może zaskakiwać błyskotliwą inteligencją, pomysłowością i najzupełniej logicznym rozumowaniem. Nagle, ni stąd, ni zowąd opowie jakąś fantastyczną historię, w którą sama wierzy i jest święcie przekonana, że jakieś tam fakty miały rzeczywiście miejsce. Stosowaliśmy już różne metody leczenia. Wszystko jednak na próżno.