Выбрать главу

– Dziękujemy panu doktorowi za informacje – powiedział Downar. – Nie zabieramy czasu.

Kiedy znaleźli się w samochodzie, Walczak z uśmiechem spojrzał na przyjaciela.

– No i cóż, Stefan? Nie bardzo ci to wyszło. Już po samym stroju można się zorientować, że babka ma nielichego szmergla.

– Głupstwa gadasz – mruknął Downar. – Chyba nie przyglądasz się kobietom. Teraz nawet zupełnie normalne tak się ubierają, jakby za chwilę miały wystąpić w cyrku na arenie. Nic, mój drogi, w dzisiejszych czasach nie poznasz wariatki.po stroju.

– Nowa trudność dla biednego milicjanta – westchnął Walczak i zaczął gwizdać „Mała kobietko, czy wiesz…?"

Kalicki siedział przy maszynie i pracowicie przepisywał ostatnią serię politycznych kawałów, gdy zupełnie niespodziewanie zadźwięczał dzwonek u drzwi wejściowych. „Kto to może być?" zdziwił się kolekcjoner, ale ponieważ nie spodziewał się nikogo, więc sądząc, że to jakaś pomyłka, w dalszym ciągu najspokojniej stukał tłustymi palcami w klawisze maszyny.

Dzwonek odezwał się znowu, tym razem dłużej, natarczywiej. Nie było rady. Kalicki z pewnym wysiłkiem uniósł swoje solidnie odżywione ciało, poczłapał do przedpokoju i przekręcił zatrzask. Tuż przed sobą zobaczył wysokiego, barczystego mężczyznę o śniadej pociągłej twarzy i przenikliwym spojrzeniu.

– Pan do kogo?

– Do pana Kalickiego.

– To właśnie ja jestem. A o co chodzi?

– Jestem z milicji. Mam do pana interes.

Zbieracz kawałów zbladł gwałtownie. „Wpadłem" pomyślał zrozpaczony i poczuł, że nogi odmawiają mu posłuszeństwa. „Ktoś mnie sypnął".

Downar z pewnym zdziwieniem obserwował grubasa i był skłonny tłumaczyć sobie zupełnie fałszywie jego zmieszanie.

– Czy mógłbym z panem chwilę porozmawiać? – spytał.

– Ależ oczywiście, oczywiście… Bardzo chętnie… Naturalnie… Proszę, pan będzie uprzejmy… – mówił szybko Kalicki, który już ochłonął z pierwszego wrażenia. – Przepraszam za nieporządek, ale nie spodziewałem się gości. Pan zapewne w sprawie tego nieprawidłowego zaparkowania wozu. Przyznaję, że to była moja wina. Mandat oczywiście zapłacę. Bardzo chętnie. Jak się przekroczy przepisy, to trzeba płacić. Nie wymiga się człowiek. Trudno i darmo. Zna pan ten kawał na temat „trudno i darmo"?

– Nie, nie znam – powiedział coraz bardziej zdziwiony Downar. – I muszę panu powiedzieć, że ja wcale nie w sprawie mandatu.

Kalicki pośpiesznie zebrał maszynopisy z biurka i wsunął je do szuflady.

– Proszę, niech pan siada. Proszę uprzejmie. W czym mógłbym być pomocny naszej kochanej milicji? Zawsze mówię, że społeczeństwo ciągle jeszcze za mało śpieszy milicji z pomocą. Ale miejmy nadzieję, że to się zmieni. Może papierosika?

Downar potrząsnął głową.

– Dziękuję. Nie palę. Chciałbym z panem pomówić o doktorze Mierzwińskim.

– O Andrzeju? Bardzo chętnie. Dlaczegóż by nie? Ale w dalszym ciągu nie rozumiem, o co chodzi?

– Chodzi o morderstwo.

– O morderstwo? – Kolekcjoner kawałów odetchnął z ulgą. Widać było, że się odprężył.

– Tak – mówił dalej Downar. – Nie wiem. czy pan słyszał o tym, że w mieszkaniu doktora Mierzwińskiego zamordowano człowieka?

– Nic nie słyszałem. To straszne. – Kalicki patrzył na Downara szeroko otwartymi oczami. – Twierdzi pan, że Andrzej… że Andrzej zabił kogoś?

– Prowadzimy dochodzenie w tej sprawie – odparł wymijająco Downar. – Pan jest przyjacielem pana Mierzwińskiego, prawda?

Kalicki znowu się zmieszał. Nie chciał powiedzieć coś niepotrzebnego, ale zdawało mu się, że wszystko, co powie, będzie niepotrzebne.

– Tak… To znaczy… Wie pan,… Cóż… Przyjaźń to wielkie słowo. Kolegowaliśmy z Mierzwińskim. Byliśmy razem na medycynie. On skończył, ja nie… Tak się złożyło. Straciłem z nim kontakt. Bardzo rzadko go widuję.

– Nie tak chyba bardzo rzadko. 0 ile mi wiadomo, był pan niedawno z doktorem Mierzwińskim na obiedzie w „Kameralnej".

– Tak… Owszem… Przypadkowo… Downar uśmiechnął się.

– Niech mi pan powie, drogi panie, dlaczego jest pan taki zdenerwowany?

Kalicki aż podskoczył.

– Ja? Zdenerwowany? Nic podobnego. Jestem zupełnie spokojny, absolutnie spokojny. Może tylko trochę speszyła mnie pańska wizyta, bo, prawdę mówiąc, nie jestem przyzwyczajony rozmawiać z oficerami milicji.

– Oficer' milicji pana nie zje – zapewnił go Downar. – Proponuję, żeby pan przestał się denerwować i żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać.

– Z największą przyjemnością! – wykrzyknął grubas, wycierając chustką spocone czoło. – Przepadam za spokojnymi rozmowami.

– To się świetnie składa. Chciałbym zadać panu kilka pytań.

– Bardzo proszę.

– Czy pamięta pan dokładnie ten dzień, kiedy jadl pan obiad w „Kameralnej" w towarzystwie doktora Mierzwińskiego?

Kalicki skinął głową.

– Tak. Mniej więcej. Czy panu chodzi o to, co żeśmy wtedy jedli?

– Niezupełnie. Chciałbym wiedzieć, o czym panowie wtedy rozmawiali?

– O. tego dokładnie nie pamiętam. Tak gawędziliśmy o tym i o owym. Ale nie przypominam sobie, żeby to było coś specjalnie interesującego.

– Czy doktor Mierzwiński wspomniał podczas tego obiadu, że ma się spotkać wieczorem z jakąś kobietą?

– Tak. To sobie przypominam. Chciałem, żeby poszedł ze mną do kina, ale powiedział, że nie może, bo ma randkę o dziewiątej w „Wilanowskiej".

– Czy pan wiedział, z kim doktor Mierzwiński miał się spotkać o dziewiątej wieczorem?

– Domyśliłem się, że chodziło o panią Lastowską, z którą Andrzej ostatnio romansował. Nieraz mu mówiłem, że to uganianie się za kobietami musi się źle skończyć. No i wreszcie wpadł.

– Czy uważa pan doktora Mierzwińskiego za takiego Don Juana? – spytał Downar.

Kalicki roześmiał się.

– Nie tylko ja. Wszyscy uważają go za Don Juana. Co nu placu, to nieprzyjaciel. Andrzej żadnej nie przepuści. Nawet pielęgniarkom w szpitalu nié daruje.

– Co pan powie? – zainteresował się Downar. – "Uwodzi nawet pielęgniarki?

– Żeby pan wiedział. Kolosalna heca była z tą Alicją. Podobno chciała sobie życie odebrać, jak ją rzucił. – Kalicki westchnął i znowu wytarł starannie pokryte kroplami potu czoło. – Przyznam się panu, że ja tego zupełnie nie rozumiem. Żeby tak sobie komplikować życie jakimiś idiotycznymi romansami. Nonsens. Nie lepiej to pójść na obiad…

– A propos – przerwał Downar. – Może mi pan jeszcze powie, co pan robił tamtego dnia po zjedzeniu obiadu w towarzystwie doktora Mierzwińskiego.

Kalicki końcem języka zwilżył swe grube czerwone wargi.

– Co robiłem? Pojechałem do domu, żeby się trochę zdrzemnąć.

– A potem?

– Potem poszedłem na ósmą do kina.

– Do którego kina?

– Do „Warsa".

– Czy sam pan był w kinie?

– Sam.

– O której pan wrócił do domu?

– Myślę, że około jedenastej, może wcześniej. Dokładnie nie pamiętam.

– Czy pan zna panią Lastowską?

– Tak. Kiedyś ją poznałem w jakimś towarzystwie. Bardzo piękna kobieta.

– A skąd pan wie, że doktora Mierzwińskiego coś łączyło z panią Lastowską?

– Och, proszę pana… Warszawa to małe, plotkarskie miasto. Taka rzecz długo się nie ukryje. Zresztą kiedyś spotkałem Andrzeja z panią Lastowską.

– Gdzie?

– W kinie. Ja bardzo lubię chodzić do kina.

– Czy mógłbym skorzystać z pańskiej maszyny? – spytał Downar. – Przepraszam, ale przypomniałem sobie, że musze wysłać pilne pismo.