– Nie musi mnie pan przekonywać o tym, panie majorze, że moja sytuacja jest paskudna. Czy ma pan zamiar aresztować mnie?
– Obawiam się, że będę zmuszony zatrzymać pana.
– Pan mnie podejrzewa o popełnienie tej zbrodni?
Downar uśmiechnął się.
– A pan kogo by podejrzewał, będąc na moim miejscu? W pańskim mieszkaniu został zamordowany mąż pańskiej przyjaciółki. Morderstwa dokonano lancetem chirurgicznym. Twierdzi pan, że wyszedł pan tylko na kilka minut, a po powrocie zastał pan trupa. Jeżeli nie pan jest zabójcą lego człowieka, to musimy postawić hipotezę, że ktoś w ciągu tych kilku minut wdarł się do pańskiego mieszkania, wyjął z szafeczki lancet i pchnął nim Lastowskiego. Przyzna pan, że niezmiernie trudno uzasadnić logicznie taką hipotezę.
– Ma pan rację – przytaknął Mierzwiński. – To brzmi nieprawdopodobnie. Czy nie sądzi pan, że gdybym ja zabił tego człowieka, to nie telefonowałbym do majora Walczaka, nie zwracałbym się do milicji?
Downar był przygotowany na taką argumentację.
– Gdyby zbrodnia została popełniona z premedytacją – powiedział wolno, jakby chciał, żeby jego rozmówca dobrze zrozumiał każde słowo – to oczywiście pańskie rozumowanie miałoby realne podstawy. W wypadku jednak zabójstwa w afekcie, zawiadomienie milicji jest naturalną konsekwencją powstałej sytuacji. Usunięcie zwłok jest rzeczą bardzo trudną i niebezpieczną. Najlepiej wezwać milicję i powiedzieć, że jakiś nieznany sprawca dokonał morderstwa.
– Więc uważa pan, że będzie mi trudno przekonać sąd o lym, że nie mam z tym nic wspólnego – powiedział cicho Mierzwiński.
Downar potrząsnął głową.
– Tego nie twierdzę. Chciałem tylko, żeby pan sobie należycie uzmysłowił, że to nie będzie takie proste. Zbieg okoliczności rzeczywiście fatalny i w tej chwili nie widzę żadnych faktów, które mogłyby przemawiać na pańską korzyść. Chyba ten lancet…
– Lancet? – zdziwił się Mierzwiński? – Przecież to mój lancet. Właśnie tym lancetom został zabity… To dowód przeciwko mnie…
– Myli się pan. To nie jest dowód przeciwko panu. Zakładamy oczywiście zabójstwo w afekcie, w czasie jakiejś sprzeczki, kłótni… W takich wypadkach może dojść do bójki, może jeden drugiego uderzyć czymś ciężkim, chwycić za szyję i udusić, ale trudno sobie wyobrazić, żeby podczas bardzo gwałtownej wymiany zdań ktoś wyjął z szafeczki z narzędziami lancet i zadał przeciwnikowi cios w plecy. To jedyny element w tej sprawie, przemawiający na pańską korzyść.
Mierzwiński był wyraźnie zaskoczony.
– Wie pan, że zupełnie o tym nie pomyślałem. Byłem przekonany, że właśnie ten nieszczęsny lancet to moja zguba. Więc wierzy mi pan, że jestem niewinny?
Downar chciał coś powiedzieć, ale w tej chwili wszedł Olszewski.
– Jesteśmy gotowi. Czy można zabrać zwłoki?
– Tak. Można zabrać zwłoki – odparł Downar.
Jeszcze tego samego wieczoru Downar odwiedził panią Lastowską. Była zaskoczona wizytą o tak późnej porze i nie wysilała się na zbytnią uprzejmość.
– Pan z milicji? A o co właściwie chodzi? Właśnie kładłam się spać.
– Przykro mi, że jestem zmuszony panią niepokoić – powiedział Downar. – Chodzi o pani dobrego znajomego, o doktora Mierzwińskiego.
– Co się stało? Miał jakiś wypadek?
– Kiedy po raz ostatni widziała pani pana Mierzwińskiego?
Zawahała się.
– Proszę mówić prawdę. Sprawa jest bardzo poważna – powiedział z naciskiem Downar.
– Widziałam się z nim dzisiaj w kawiarni, o godzinie dziewiątej. Ale może mi pan wreszcie powie, co się stało?
– Pani mąż został zamordowany w mieszkaniu doktora Mierzwińskiego.
– Jezus Maria! Oskar? Zamordowany?
– Tak.
– Kiedy to się stało?
– W momencie kiedy państwo spotkali się w kawiarni. Tak przynajmniej utrzymuje-doktor Mierzwiński.
– A pan przypuszcza, że to on zabił mojego męża?
– Ja, proszę pani. nie bawię się w żadne przypuszczenia. Przeprowadzam wstępne dochodzenie w tej sprawie. Dlatego pozwoliłem sobie panią niepokoić o tak późnej porze. Proszę mi powiedzieć, kiedy pani umówiła się z doktorem Mierzwińskim?
– Zadzwoniłam do niego dzisiaj do szpitala.
– Czy ktoś wiedział o tym spotkaniu? – Skądże! W każdym razie ja nikomu nie mówiłam. Chyba żeby Andrzej… ale nie sądzę…
– Przy pani mężu znaleźliśmy paszport. Czy mąż pani wyjeżdżał ostatnio za granicę?
– Tak. Był w NRD, w Wiedniu, w Szwajcarii.
– Kiedy wrócił?
– Wczoraj. Widocznie nie zdążył jeszcze oddać paszportu.
– Jeździł służbowo?
– Oczywiście. Mój mąż pracował w handlu zagranicznym.
Downar bacznie obserwował młodą kobietę. „Fantastyczna babka" myślał, wodząc wzrokiem po dorodnej postaci pani Lastowskiej. „Trudno się dziwić, że ten doktorek oszalał dla niej".
– Mam wrażenie, że pani niezbyt przejęła się wiadomością o śmierci męża.
– Nie lubię udawać. Od dawna byliśmy sobie najzupełniej obojętni. Nasze małżeństwo miało charakter wyłącznie oficjalnego związku. Każde z nas miało swoje prywatne życie. Dlatego wiadomość o jogo śmierci nie wywarła na mnie większego wrażenia. Zresztą w ogóle nie jestem osobą, która czymkolwiek zbytnio się przejmuje. To nic leży w moim usposobieniu. Nie jestem zdolna do bardzo intensywnych uczuć, a tym bardziej do ich okazywania.
– Czy mogłaby mi pani opowiedzieć o swoim dzisiejszym spotkaniu z doktorem Mierzwińskim?
– Niewiele jest do opowiadania. Przyszłam do kawiarni punktualnie o dziewiątej, a może nawet dwie, trzy minuty wcześniej, zaraz po mnie wpadł bardzo podniecony Andrzej, to znaczy doktor Mierzwiński, i powiedział, że u niego w mieszkaniu jest mój mąż i że zaraz musi wracać. To właściwie wszystko.
– Coś mi się tu nic bardzo zgadza – powiedział w zamyśleniu Downar. – Bo… jeżeli, jak pani twierdzi, była pani dla męża osobą zupełnie obojętną, to dlaczego wybrał się na rozmowę z doktorem Mierzwińskim? Chyba te sprawy nie powinny go były tak dalece interesować.
Uśmiechnęła się.
– O, pan nie znał mojego męża. Cierpiał na ogromny przerost tak zwanej „męskiej ambicji". W najmniejszym stopniu nie interesował się mną jako kobietą, ale byłam oficjalnie jego żoną i nie mógł znieść myśli, że go zdradzam.
– Przed chwilą powiedziała pani, że każde z państwa miało swoje prywatne życie – zauważył Downar.
Pani Lastowska znowu się uśmiechnęła.
– Co innego domyślać się pewnych rzeczy, a co innego mieć absolutną pewność. Żaden mężczyzna nic lubi uchodzić za rogacza, choćby nawet od lat nic go z żoną nie łączyło.
– W jaki sposób mąż pani dowiedział się, że coś panią łączy z doktorem Mierzwińskim?
– Nic mam pojęcia. Na pewno nie ode mnie.
Downar pokręcił głową.
– Ciekawe. Dopiero wczoraj wrócił z zagranicy, a już dzisiaj dowiedział się, ze pani i doktor Mierzwiński… Znakomita służba informacyjna.
– Czy Andrzej…? Czy Mierzwiński został zaaresztowany?
– Został chwilowo zatrzymany.
– Ja absolutnie nie wierzę, żeby on zabił mojego męża.
– A kto to mógł zrobić? Jak pani sądzi?
– Nie wiem. Skąd mogę wiedzieć?
– I nawet się pani nie domyśla?. – Absolutnie nie.
Downar westchnął.
– To przykre. Miałem nadzieję, że pani mi dopomoże w rozwiązaniu tej zagadki. Pani przecież najlepiej orientuje się w swoich rodzinnych stosunkach. Komu mogło zależeć na śmierci pani męża? Z tych rozważań wytaczamy oczywiście, przynajmniej na razie, osobę pani i pana Mierzwińskiego.