Выбрать главу

– Chyba pan nie przypuszcza, że to Ja w porozumieniu z Andrzejem…

– To byłoby najprostsze rozwiązanie sprawy – uśmiechnął się Downar. -Ale muszę panią pocieszyć, że ja nie lubię prostych spraw. Są nieinteresujące.

– Pan sobie ze mnie żartuje.

– Skądże. Mówię zupełnie poważnie. Ale, ale, dobrze, że sobie przypomniałem. Czy ma pani w domu maszynę do pisania?

Spojrzała na niego ze zdumieniem.

– Maszynę do pisania? Mam. Dlaczego pan pyta?

– Dlatego, że muszę natychmiast napisać pewien list, koniecznie na maszynie. Więc jeżeli pani pozwoli…

Była oszołomiona.

– No cóż… Proszę bardzo. Maszyna stoi w tamtym pokoju. Zaraz zapalę tam światło.

ROZDZIAŁ III

– Bardzo przepraszam, panie docencie, ale nigdzie nie mogę znaleźć doktora M ierzwińskiego.

Drozdowski, który właśnie z ogromną uwagą oglądał jakieś zdjęcia rentgenologiczne, odwrócił głowę, zdjął okulary i spojrzał na dziewczynę.

– Doktora Mierzwińskiego nie będzie dzisiaj w szpitalu.

– Chory?

– Doktora Mierzwińskiego nie będzie dzisiaj w szpitalu – powtórzył Drozdowski, i wrócił do swojego zajęcia.

– A co z operacją tego chłopca? – spytała Alicja.

– Doktor Kornak zastąpi Mierzwińskiego. Niech go pani do mnie poprosi.

Po chwili do gabinetu docenta wszedł doktor Kornak. duże, ciężkie chłopisko, o szerokich ramionach i potężnych rękach nadających się bardziej do rękawic bokserskich aniżeli do instrumentów chirurgicznych, co nie przeszkadzało, że był bardzo dobrym chirurgiem. Drozdowski darzył go dużym zaufaniem.

– Słucham, panie docencie. Drozdowski wskazał krzesło, stojące przed biurkiem.

– Niech pan siada, panie kolego. Chciałbym pana prosić, żeby pan dzisiaj zastąpił Mierzwińskiego.

– A co się dzieje z Andrzejem? Chory?

– Ma tam jakieś sprawy rodzinne do załatwienia – powiedział wymijająco Drozdowski. – Więc zastąpi go pan?

– Oczywiście.

Zaledwie drzwi się zamknęły za doktorem Komakiem, kiedy do gabinetu znowu weszła Alicja. Poprawiła czepeczek na jasnych włosach i powiedziała:

– Jakiś pan do pana docenta.

– Niech go pani poprosi.

Wszedł Downar, przedstawił się i uścisnął wyciągniętą dłoń.

– To pan do mnie telefonował – powiedział Drozdowski. – Proszę, niech pan siada. Czy to rzeczywiście coś poważnego z doktorem Mierzwińskim?

– Tak. To dosyć poważna sprawa. W jego mieszkaniu zamordowano człowieka.

Drozdowski gwizdnął przeciągle, co niezbyt licowało z powagą docenta i kierownika kliniki.

– O, do licha. Nie przypuszczałem… Sądziłem, że może się gdzieś urżnął i dlatego milicja…

– Czy doktor Mierzwiński nadużywa alkoholu? – spytał Downar.

Drozdowski energicznie potrząsnął głową.

– Nie. Nigdy nic takiego nie zauważyłem. Być może, że od czasu do czasu lubi sobie wypić kieliszek czy dwa, ale żeby nadużywał alkoholu… nie. W każdym razie nic mi o tym nie wiadomo. Czy sądzi pan, że Mierzwiński popełnił tę zbrodnię?

– Nic wiem – odparł Downar. – Na razie nie mogę jeszcze powiedzieć nic pewnego w lej sprawie. Usiłuję zebrać trochę materiału, zorientować się… Czy mógłby pan, panie docencie, w kilku słowach scharakteryzować doktora Mierzwińskiego?

Drozdowski poprawił się w fotelu i wyjął z szuflady biurka papierosy.

– No cóż… Doktor Mierzwiński cieszy się jak najlepszą opinią zarówno u mnie jak i swoich kolegów. Sumienny, pracowity, punktualny, a przede wszystkim bardzo zdolny chirurg. Powierzam mu trudne, skomplikowane operacje.

– Jednym słowem same superlatywy. Czy do tej charakterystyki nie może pan dorzucić jakichś cech ujemnych?

– Chyba tylko to. że zbytnio interesuje się kobietami i że swoich przygód z nimi nie trakluje poważnie. Ale przecież nie możemy tego uważać za ujemną cechę. Ostatecznie Mierzwiński to młody człowiek, pełen temperamentu, a młodość ma swoje prawa.

– Widziałem tu bardzo ładne dziewczęta w białych czepeczkach – powiedział Downar.

Drozdowski uśmiechnął się.

– Zapewniam pana, panie majorze, że to nie moja zasługa. Tak się jakoś \sklada, że nasza klinika ma szczęście do ładnych pielęgniarek. Ale widzę, że pan ma bystre oko w tych sprawach.

– Czy doktor Mierzwiński flirtuje także i z pielęgniarkami?

– › Czy nie za dużo pan ode mnie wymaga? Bardzo żałuję, ale tego rodzaju informacji nie jestem w stanie panu udzielić. Nie interesuję się prywatnym życiem mojego personelu i nie mam pojęcia, czy Mierzwiński z pielęgniarkami… Możliwe, bardzo możliwe… Niech mi pan powie, czy długo będziecie go trzymali?

– Nie potrafię panu w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie. To będzie zależało od prokuratora.

– A kiedy będzie coś wiadomo? Chciałbym jak najprędzej otrzymać jakąś wiadomość. Muszę sobie przecież zorganizować pracę w klinice.

Downar pokiwał głową.

– Oczywiście. Jutro do pana zadzwonię. Na razie nie zabierani czasu i dziękuję za rozmowę. Do widzenia.

***

W „Wilanowskiej" kelnerki doskonale pamiętały elegancką panią. Nieczęsto zdarzało im się widzieć takie „szałowe" futro z nurków. Tak. tak. przyszła późnym wieczorem, była może dziewiąta, może później. Usiadła w ostatniej sali, na górze. Zaraz potem wbiegł do kawiarni jakiś mężczyzna. Nie zdjął płaszcza, zamienił parę słów z tą panią i wyszedł. Ona także wyszła.

– Czy słyszała pani, o czym rozmawiali? – spytał Downar.

– Nie. Żadna z kelnerek nie słyszał rozmowy. Oboje mówili bardzo cicho.

Z kawiarni Downar wrócił do komendy. Tutaj dowiedział się, że szef chce się z nim widzieć.

– Prokurator nie chce wydać nakazu aresztowania – powiedział Leśniewski. – Domaga się dokładniejszego, szczegółowego opracowania sprawy. Twierdzi, że to żaden dowód, iż zamordowano tego człowieka w mieszkaniu Mierzwińskiego i uważa, że okoliczność ta raczej przemawia na korzyść młodego chirurga.

Downar pokiwał głową.

– W tym wypadku zgadzam się z decyzją prokuratora. Wydaje mi się, że jest najzupełniej słuszna. Trzeba być kompletnym kretynem, żeby zabijać męża swej kochanki w swoim własnym mieszkaniu i do tego lancetem chirurgicznym, a Mierzwiński przecież robi wrażenie inteligentnego i przytomnego człowieka.

– Nie bierzesz pod uwagę zabójstwa w afekcie? Bywają przecież wypadki, że ludzie działają.pod wpływem chwilowego, gwałtownego wzburzenia.

– Oczywiście – przytaknął Downar. – Ale musimy pamiętać o tym, że cios został zadany z tyłu lancetem, który musiał być wyjęty z szafeczki. To nie ma nic wspólnego z zabójstwem w afekcie. -

Leśniewski zamyślił się, zapalił papierosa i dopiero po chwili powiedział:

– W zasadzie masz rację, tylko… Widzisz… nie możemy wykluczyć, że morderca przewidział tok naszego rozumowania. Nie zapominaj o tym, że najlepszą gwarancją bezkarności jest pozornie bezsensowny czyn. Jeżeli na przykład ja w tej chwili uderzę cię w głowę popielniczką i zabiję, następnie zaś wyjdę na chwilę do toalety, wrócę i narobię krzyku, że ktoś zamordował majora Downara. to przecież mnie nikt nie będzie podejrzewał, absolutnie nikt.

Downara nie zaskoczyła bynajmniej ta argumentacja.

– To co mówisz, jest oczywiście zupełnie słuszne z teoretycznego punktu widzenia i nie myśl, że nie brałem pod uwagę takiej ewentualności, ale po rozmowie z Mierzwińskim laka hipoteza wydaje mi się zupełnie nieprawdopodobna.

– Intuicja – uśmiechnął się Leśniewski, który był zwolennikiem konkretnych faktów i z dużą rezerwą odnosił się do wszelkiego rodzaju odczuć, przeczuć, domysłów i temu podobnych czynników emocjonalnych.