– Oczywiście, że intuicja – powiedział Downar. – Przypomnij sobie, ile już razy prowadziłem dochodzenie na tak zwany „niuch" i osiągałem nie najgorsze rezultaty.
– To prawda – przyznał Leśniewski. – Zresztą w tej chwili nie będziemy tracić czasu na akademickie dyskusje. Powiedz oni lepiej, co myślisz o tym morderstwie? Jakie jest twoje zdanie?
Downar wzruszył ramionami.
– Bo ja wiem. Właściwie jeszcze nie mam żadnego zdania w tej sprawie. Za mało jfói danych. Niezbyt jasno rysuje mi się postać pani Lastowskiej.
– Mówisz o żonie zamordowanego?
– Tak. To bardzo piękna kobieta i bardzo opanowana.
– Zidentyfikowała zwłoki?
– Tak. Ani drgnęła. Podejrzewasz ją. Sądzisz, że to ona?…
– Osobiście na pewno nie. W czasie to się nie mieści. Chyba że miałaby wspólnika.
– Hm. – Leśniewski zamyślił się i sięgnął po nowego papierosa. – Nie ma rzeczy niemożliwych na tym świecie. Teoretycznie to byłoby do wykonania.
– Oczywiście. Przyjmijmy, że piękna pani ma nowego przyjaciela i że przy jego pomocy chce się pozbyć jednocześnie i męża, i niewygodnego kochanka, który już jej się znudził, a który jest dość natarczywy. Przyjaciel lokuje się na klatce schodowej, czeka na moment, kiedy Mierzwiński wyjdzie z mieszkania, błyskawicznie wchodzi, zamienia parę słów z Lastowskim, wbija mu lancet pod lewą lopalkę i ucieka.
– Tak – pokiwał głową Leśniewski. – To ma cechy prawdopodobieństwa. Zbrodni musiał dokonać ktoś, kto był doskonale zorientowany w sytuacji. Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?
– Jeszcze nie mam żadnych konkretnych planów, ale chyba pójdę na pogrzeb. Atmosfera cmentarza nastraja mnie zawsze filozoficznie i pobudza do myślenia. Wśród umarłych można się czasem dowiedzieć ciekawszych rzeczy aniżeli wśród żywych.
– Życzę ci powodzenia.
Downar wstał i ruszył ku drzwiom. Jut położył rękę na klamce, gdy nagle odwrócił się i spytał:
– A co z nakazem rewizji? Leśniewski uderzył się dłonią w czoło.
– Do licha! Zupełnie zapomniałem. Prokurator podpisał nakaz rewizji. Zaraz cl go dam. – Z plastykowej teczki wyjął urzędowy papier i podał go Down arowi.
– Masz. Prokurator dzwoni! do mnie w tej sprawie. Prosił, żeby rewizję przeprowadzić w sposób bardzo taktowny. Liczę na ciebie. Weź sobie kogoś odpowiedniego do pomocy.
– Pójdzie ze mną Olszewski. On ma dużą wprawę w tych sprawach.
Rewizja przeprowadzona w mieszkaniu państwa Lastowskich trwała dość długo i nie przyniosła specjalnych rezultatów. Downara zainteresowało jedynie pismo z Wydziału Spadków przy Ministerstwie Spraw Zagranicznych. W piśmie tym nie było żadnych szczegółów. Proszono jedynie pana Lastowskicgo o osobiste lub telefoniczne porozumienie się z wydziałem.
Po zakończeniu swych niemiłych czynności, Downar spytał:
– Czy mąż pani otrzymał w ostatnich czasach jakiś zagraniczny spadek?
– Tak. W Filadelfii zmarł bliski krewny mojego męża. Podobno zostawił spadek. Dokładnie nie znam jeszcze tej sprawy. Nie miałam czasu tym się zająć. To pismo przyszło przed samym przyjazdem mego męża.
Pojechali do Wydziału Spadków. Tutaj dowiedzieli się, że rzeczywiście stryj Oskara Lastowskiego, Hieronim Lastowski zmarł w Filadelfii, pozostawiając bratankowi niebagatelny spadek, opiewający na łączną sumę milion pięćset tysięcy dolarów. Na wypadek śmierci Oskara Lastowskiego cały majątek przechodził na jego żonę Izabelę.
Po otrzymaniu tych informacji Downar spojrzał na Olszewskiego, a Olszewski na Downara. To już był jakiś punkt zaczepienia i to dosyć poważny.
– Czy pan Lastowski był tutaj u panów? – spytał Downar urzędnika.
– Tak. Zatelefonował i przyszedł.
– I udzielił mu pan tych informacji?
– Oczywiście. Po to wezwaliśmy go.
– Czy przyszedł sam czy z żoną?
– Z żoną. Prosiłem, żeby przyszli oboje, ponieważ żona pana Lastowskiego jest wymieniona w testamencie i należało dokonać pewnych formalności. Czy coś się stało, panie majorze?
– Tak. Oskar Lastowski został zamordowany. Dobrze by było, żeby panowie wstrzymali normalny tok postępowania spadkowego aż do zakończenia śledztwa w tej sprawie. Otrzymacie oficjalne pismo od nas z komendy.
– Będę się musiał porozumieć z moimi zwierzchnikami – powiedział urzędnik. – To rzeczywiście bardzo przykra sprawa.
Kiedy wracali do komendy, Olszewski powiedział:
– Zdaje się, że mamy bardzo przekonywujący motyw zbrodni.
Downar pokiwał głową.
– Tak. Lastowscy źle ze sobą żyli. Czekała ich zapewne sprawa rozwodowa i wtedy…
– I wtedy na dolary stryja Hieronima pani Lastowska nie mogłaby oczywiście liczyć – dokończył Olszewski.
ROZDZIAŁ IV
Po wyjściu z tymczasowego aresztu, Mierzwiński zatelefonował do Izy.
– Już cię puścili? – spytała zaskoczona.
– Martwisz się, że nie siedzę?
– Nie, skądże. Wprost przeciwnie, cieszę się. Jestem tylko trochę zdziwiona. Myślałam, że…
– Że dostanę co najmniej z dziesięć lat. Nie rozpaczaj. Nic straconego. Sprawa jeszcze nic jest zakończona.
– Głupstwa gadasz. Co cię ugryzło, Andrzej?
– To chyba ciebie coś ugryzło.-
– Czego ty chcesz ode mnie? Tak mówisz, jakbym ja była winna, że Oskar…
– Chciałbym się z tobą zobaczyć.
– Nie sądzisz, że w tej sytuacji będzie znacznie lepiej, żeby nas nie widywano razom.
– Dlaczego?
– Na pewno jesteś pod obserwacją.
– No więc co z tego? Niech mnie obserwują, jak mają ochotę. Gwiżdżę na to. Chcę się z tobą zobaczyć.
W słuchawce zapanowała cisza.
– Halo! Halo! Iza… Jesteś?
– Jestem. Namyślam się. No dobrze. Jak chcesz koniecznie… Gdzie się spotkamy?
– Byle nie w „Wilanowskiej".
– To może w „Nowym Świecie"? Albo nie, lepiej w „Krokodylu''. Tam jest chyba mniejszy tłok. O piątej. Dobrze?
Oboje przyszli punktualnie. Spotkali się w szatni. Znaleźli zaciszny stolik. Zamówili kawę i ciastka.
– Mizernie wyglądasz, biedaku – powiedziała pani Lastowska, ale w tych słowach nie było szczerego współczucia.
Mierzwiński wzruszył ramionami.
– Pobyt w kryminale nie wpływa dodatnio na cerę.
– Nie przesadzaj. Nie siedziałeś znowu tak długo.
– Czterdzieści osiem godzin także wystarczy. Przyznam ci się, że w tej dziedzinie nic mam większych aspiracji.
– Gniewasz się?
– Nie. Za co miałbym się na ciebie gniewać?
– Właśnie nie wiem. Jesteś jakiś rozżalony, niechętny…
Potarł dłonią czoło.
– Nie możesz się dziwić. Ta cała historia bardzo wytrąciła mnie z równowagi. To jednak ciężkie przeżycie. Jak myślisz… Kto to mógł zrobić?
– Co?
– No jak to co? Pytam, kto mógł zamordować twojego męża?
– A skądżeż ja mogę wiedzieć?
– Wszystko wskazuje na to, że ja jestem mordercą. A ja go nie zabiłem. Rozumiesz? Ja go nie zabiłem!
Rozejrzała się niespokojnie dookoła.
– Cicho. Na miłość boską… Uspokój się.
Przez chwilę sapał w milczeniu, rzucając na nią niechętne, prawie wrogie spojrzenia. Kiedy się znowu odezwał, już nie podnosił głosu.
– Łatwo ci mówić, bo tobie nic nie grozi, absolutnie nic. Ale ja… Jeżeli nie znajdą prawdziwego sprawcy, to wsadzą mnie do więzienia, wytoczą sprawę o zabójstwo i…
– Co za fatalny zbieg okoliczności – westchnęła.
Przyjrzał jej się uważnie. Zarówno w jej zachowaniu, jak i w. tym wszystkim, co mówiła, zupełnie nie wyczuwał troski czy niepokoju o niego. Słowa dźwięczały zdawkowo, obojętnie. Zaczynało go to drażnić, a nawet budzić podejrzenia. „Może ona czegoś się domyśla, coś wie?"