Выбрать главу

Mierzwiński, był wprawdzie głodny, ale perspektywa wspólnego obiadu absolutnie go nie nęciła. Nie czuł się na silach wysłuchiwać kawałów Jurka Kalickiego. W tej chwili ten tłusty, wiecznie roześmiany facet działał mu na nerwy. Chciał się go pozbyć jak najprędzej.

– Bardzo ci dziękuję za miłą propozycję, ale jestem umówiony. Nie mam czasu.

Kalicki pogroził mu grubym palcem.

– Oj, Andrzej. Andrzej, uważaj, te baby W końcu cię, zgubią. A więc nie chcesz iść ze mną na kaczkę. Trudno. Niemiła księdzu ofiara, pójdź, cielę, do obory. Cześć. Ja jadę tramwajem. Nie wygrałem nóg na loterii, żeby gnać piechotą taki szmat drogi. Trzymaj się.

Mierzwiński został sam. Odetchnął z prawdziwą ulgą. W tej chwili zdał sobie sprawę z tego, że Jurek od pewnego czasu działa mu na nerwy. Kiedyś bawił go, lubił jego towarzystwo. Teraz coś się zmieniło. „A może to ja się zmieniłem?'' – pomyślał. Poczuł się nagle zmęczony. Nie miał już ochoty iść piechotą do domu. Wsiadł do taksówki i kazał się zawieźć na Mokotowską.

W bramie spotkał Downara.

– O, co za niespodzianka. Pan major może mnie szukał?

Downar uśmiechnął się.

– Właśnie postanowiłem pana znowu odwiedzić.

– Ogromnie mi miło. Proszę na górę, panie majorze. Żałuję, że mnie pan nie u-przedził. Byłbym się postarał o buteleczkę koniaku.

Po chwili znaleźli się w tym samym pokoju, w którym przed paroma dniami popełnione zostało morderstwo. Mierzwiński poszedł do kuchni, żeby postawić wodę na herbatę, Downar uważnie przyglądał się umeblowaniu. Szczególnie interesował się białą szafeczką z narzędziami chirurgicznymi. Próbował ją otworzyć. Była zamknięta na klucz.

Kiedy Mierzwiński ustawił na stoliku szklanki z herbatą, cukiernicę i kruche ciasteczka, Downar uśmiechnął się do niego życzliwie i powiedział;

– No i cóż, panie doktorze? Jak samopoczucie?

– Pod psem. A zresztą, jak się może czuć człowiek, którego czeka dożywotnie więzienie? W mojej sytuacji pan także nie byłby optymistą. Zdaję sobie przecież sprawę z tego, że wszyscy podejrzewają mnie o popełnienie tej zbrodni.

– Może nie wszyscy. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że pozostaje pan na wolności.

– Czego to dowodzi?

– Dowodzi to tego, że prokurator nie jest przekonany o pańskiej winie. Nie podpisał nakazu aresztowania.

– A pan? Czy podziela pan zdanie prokuratora?

Downar przyjacielskim gestem poklepał młodego lekarza po ramieniu.

– Gdybym nie podzielał zdania prokuratora, to chyba nie przyszedłbym dzisiaj do pana na' herbatkę, panie doktorze. A propos. Jakiej herbaty pan używa? Jest doskonała.

– Ceylon, W tych dużych opakowaniach po sześćdziesiąt dwa złote. Kiedyś w „Gongu" piłem świetną herbatę i dowiedziałem się od kelnerki, że właśnie Ceylon parzą. Przydałoby się trochę śmietanki. Niestety, nie mam. Nie spodziewałem się gości.

– I bez śmietanki herbatka wyśmienita. Czy nie miałby pan nic przeciwko temu, panie doktorze, żebyśmy pogawędzili chwilę na przykre tematy?

Mierzwiński energicznie potrząsnął głową.

– Wprost przeciwnie. Przykre lematy niesłychanie mnie interesują. Jestem niezmiernie ciekaw pańskiej nowej opinii w tej sprawie.

Downar podniósł szklankę i przez chwilę przyglądał się pod światło złocistemu płynowi.

– Piękny kolor – mruknął. – Naprawdę piękny. – Głośniej zaś dodał. – Morderca musiał być dokładnie poinformowany o pańskich prywatnych sprawach.

– Niewątpliwie.

– Te informacje mógł otrzymać albo od pana, albo od pani Lastowskiej. Nie widzę innych możliwości. A informacje te musiały być bardzo dokładne, powiedziałbym nawet, ścisłe,

– Czy pan rzeczywiście wyklucza mnie jako sprawcę tej zbrodni? – spytał Mierzwiński.

– A pan? – odpowiedział pytaniem Downar.

Mierzwiński wzruszył ramionami.

– .Przyznam się. panie majorze, że już nic nie wiem, ale to absolutnie nic. Dzisiaj mój szef, docent Drozdowski, wysunął hipotezę. że działałem w stanie ograniczonej świadomości. Im dłużej zastanawiam się nad tą sprawa, tym więcej rodzi się wątpliwości. Jak tak dalej pójdzie, to chyba oszaleję.

– Nie był pan wtedy pijany – stwierdził stanowczo Downar.,

– Absolutnie nie. Od dawna nie piłem alkoholu. A w ogóle pijam bardzo rzadko i bardzo mało. Nie używam żadnych narkotyków. Nie miewam urojeń, nikt nigdy nie stwierdził u mnie jakichś zaburzeń psychicznych. Przypuszczenie docenta Drozdowskiego jest absolutnie bezpodstawne. Ale wreszcie… Nic wiem, nic nie wiem. Daję panu słowo, panie majorze, że w końcu naprawdę zwariuję.

– Niechżeż się pan uspokoi – uśmiechnął się Downar. – Nie trzeba podniecać się, nerwy należy trzymać na wodzy. Ja nie mam wątpliwości, że jest pan najzupełniej normalnym człowiekiem. Spróbujmy może raz jeszcze zrekonstruować sobie zdarzenia tamtego dnia. Więc rano pojechał pan do szpitala…

– Tak.

– Operował pan wtedy?

‹- Tak. Miałem ciężki, wyczerpujący dzień. Byłem zmęczony.

– Po wyjściu ze szpitala zapewne poszedł pan na obiad.

– Tak.

– Gdzie pan zjadł obiad?

– W „Kameralnej".

– Sam?

– Nie. Poszedłem na obiad z moim przyjacielem.

– Jak się nazywa ten pański przyjaciel?

– Jerzy Kalicki.

– Czym się zajmuje?

– Zbiera kawały. Downnr roześmiał się.

– Zbiera kawały. Dziwne hobby. Ale chyba z tego nie można żyć. Chciałbym wiedzieć, czym się zajmuje zawodowo pański przyjaciel?

– Właściwie dosyć trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Wiem, żc prowadzi jakieś interesy, ale dokładnie nie orientuję sie jakie.

– Czy dawno zna pan pana Kalickiego?

– O, bardzo dawno. Byliśmy razem na studiach, tylko on nie skończył.

– Czy on również studiował medycynę?

– Tak. Ale nie bardzo mu szło Ł na trzecim roku zrezygnował.

– Więc razem poszli panowie na obiad.

– Tak. Do…Kameralnej".

– Czy podczas tego obiadu wspomniał pan przyjacielowi, że jest pan umówiony wieczorem?

– Tak. Ale nic powiedziałem, z kim.

– Czy pański przyjaciel zna panią Lastowską?

– Nie wiem. Możliwe. Kalicki ma bardzo dużo znajomych, lubi towarzystwo…

– Czy pan Kalicki widział pana kiedyś na mieście razem z panią Lastowską?

Mierzwiński bezradnym ruchem rozłożył ręce.

– Nie mam pojęcia. Mogło się zdarzyć, żc nas gdzieś widział.

Downar pokiwał głową.

– Tak, oczywiście, mogło się zdarzyć. Chciałbym jeszcze zapytać, do jakich najczęściej kawiarń, teatrów, kin, restauracji chodził pan z panią Lastowską?

– Nie, nie. do restauracji raczej nic chodziliśmy. Nie zależało nam przecież na afiszowaniu się. Kilka razy byliśmy w kinie.

– I zapewne w kinie pan Kalicki mógł państwa widzieć.

– To prawdopodobne. Ale do czego pan zmierza, panie majorze?

– Szukam człowieka, który dobrze się orientował w pańskim prywatnym życiu.

– Sądzi pan, że Kalicki…?

– Nic nie sądzę. Mówię panu przecież, że szukam i w tych poszukiwaniach jest mi niezbędna pańska pomoc.

Mierzwiński machnął ręką. Robił wrażenie człowieka całkowicie zniechęconego.

– Doceniam pański trud, panie majorze, ale to się na nic nie zda. Nic nie wykombinujemy. Poza mną nie znajdzie pan kandydata na mordercę.

– A czy pan wie, panie doktorze, co pana może w końcu zgubić?

– Co takiego?

– Pański pesymizm.

– W mojej sytuacji nie widzę powodu do optymizmu.

– W żadnej sytuacji nic wolno tracić nadziei. Zawsze należy wierzyć, że wszystko dobrze sic skończy.