Teraz sam miał już jakieś oszczędności w banku: właściwie nie bardzo miał na co wydawać swą miesięczną pensję. Mieszkanie było w całości spłacone, Rhona i Samantha zdawały się nie oczekiwać od niego żadnych pieniędzy. Wydawał więc tylko na jedzenie, picie i serwis swojego saaba. Nigdy nie wyjeżdżał na wakacje, od czasu do czasu kupował po kilka płyt długogrających lub kompaktów. Parę miesięcy temu zdecydował się na kupno nowego systemu hi-fi marki Linn, ale w sklepie go zawiedli, oświadczając, że aktualnie nie mają niczego na składzie i że dadzą mu znać, kiedy będzie nowa dostawa. Po czym nie dotrzymali słowa i nie zadzwonili. Koszt biletów na Lou Reeda nie był znów takim wielkim wydatkiem… zwłaszcza że Jean się uparła, że zapłaci za siebie… i do tego jeszcze przygotowała mu śniadanie następnego dnia rano.
– Oto wizerunek „uśmiechniętego policjanta”! – wykrzyknęła Siobhan od swego biurka, przy którym siedziała z Banią z Fettes, i dopiero wtedy Rebus zdał sobie sprawę, że uśmiecha się od ucha do ucha do swoich myśli. Wstał od biurka i przeszedł w ich stronę.
– Poddaję się! Wycofuję tę głupią uwagę! – zawołała Siobhan, unosząc ręce do góry.
– Cześć, Bania – powiedział Rebus.
– Nazywa się Bain – poprawiła go Siobhan – i woli, jak się do niego mówi Eric.
Rebus zignorował tę uwagę.
– Wygląda tu jak w statku kosmicznym Enterprise. – Spoglądał na plątaninę przewodów łączących komputery: dwa laptopy i dwa pecety. Wiedział, że jeden z pecetów należy do Siobhan, drugi zabrali z mieszkania Flipy Balfour. – Powiedz mi – zwrócił się do Siobhan – co wiemy na temat wczesnego dzieciństwa Philippy w Londynie?
Zmarszczyła nos.
– Niewiele. A bo co?
– Bo chłopak twierdzi, że miewała koszmary senne, w których biegała po schodach w londyńskim domu i przed czymś uciekała.
– Jesteś pewien, że to w domu w Londynie?
– Jak to?
Wzruszyła ramionami.
– Tak sobie tylko pomyślałam, że ja w Jałowcach cały czas czułam ciarki na plecach: stare zbroje i stare zakurzone sale bilardowe… Wyobrażasz sobie dorastanie w takim domu?
– Costello powiedział wyraźnie, że chodziło o dom w Londynie.
– Podświadoma transpozycja? – odezwał się Bain, a oni spojrzeli na niego. – Tak mi tylko przyszło do głowy – dodał.
– Bo naprawdę bała się czegoś w Jałowcach, tak? – zapylał Rebus w zamyśleniu.
– Najlepiej weźmy tablicę ouija [jedno z akcesoriów używanych podczas seansów spirytystycznych.] i spytajmy ją samą. – Siobhan uświadomiła sobie, jak to zabrzmiało i aż syknęła. – Głupia uwaga w fatalnym guście. Bardzo przepraszam.
– Słyszałem już gorsze – orzekł Rebus. Istotnie tak było. Słyszał, jak na miejscu zbrodni jeden z mundurowych, rozciągając taśmę policyjną wokół ofiary, powiedział do kolegi: „Założę się, że kolorki by jej się spodobały, co nie?”
– Trochę to jak z Hitchcocka, prawda? – odezwał się Bain. – Wiecie, jak w Marnie, albo coś w tym rodzaju…
Rebus przypomniał sobie tomik wierszy w mieszkaniu Davida Costello: Sen o Alfredzie Hitchcocku: „Nie dlatego umierasz, boś zasłużył / Umierasz, boś był akurat pod ręką…”
– Pewnie masz rację – powiedział.
Ale jego ton nie pozostawił Siobhan wątpliwości.
– Mimo wszystko chciałbyś dostać raport o jej dzieciństwie w Londynie, czy tak?
Rebus już chciał przytaknąć, potem jednak zreflektował się i powiedział:
– Nie, masz rację… to już zbyt wydumane.
Kiedy odszedł, Siobhan powiedziała do Baina:
– Zazwyczaj musi być tak, jak on chce. A im bardziej wydumane, tym bardziej mu się podoba.
Bain uśmiechnął się. Znów miał ze sobą teczkę i wciąż jeszcze ani razu jej nie otworzył. Po kolacji w piątek wieczorem pożegnali się i rozeszli, każde w swoją stronę. W sobotę rano Siobhan wsiadła w samochód i pojechała na północ na mecz. Nikomu nie proponowała podwiezienia. Wzięła podręczną torbę i znalazła jakiś dom z pokojami gościnnymi. Poszła na mecz, który Hibsi wygrali, potem trochę się pokręciła po okolicy i gdzieś po drodze zjadła lekką kolację. Zabrała ze sobą walkmana, kilka taśm i dwie książki w wydaniach kieszonkowych. Laptopa zostawiła w domu. Weekend bez Quizmastera, według zaleceń lekarza. Tyle że nie mogła o nim przestać myśleć i zastanawiała się cały czas, czy czeka na nią jakaś wiadomość. Celowo przeciągała powrót, wróciła dopiero w niedzielę późnym wieczorem i od razu zabrała się do prania.
Teraz laptop leżał przed nią na biurku, a ona niemal bała się go włączyć, bała się znów wpaść w jego sidła…
– Udany weekend? – zapytał Bain.
– Niezły. A u ciebie?
– Bardzo spokojnie. Właściwie głównym wydarzeniem była ta nasza kolacja w piątek wieczór.
Uśmiechnęła się, przyjmując tę uwagę jako komplement.
– No to, co robimy teraz? Atakujemy służby specjalne?
– Musimy pogadać z biurem kryminalnym. Oni się w to włączą.
– A nie możemy zrezygnować z pośrednika? – spytała.
– Pośrednikowi by się to nie spodobało.
Siobhan pomyślała o Claverhousie. Bain pewnie ma rację.
– No to do dzieła – powiedziała.
Bain wziął słuchawkę i odbył długą rozmowę z detektywem inspektorem Claverhousem z Pałacu. Siobhan przejechała palcami po klawiaturze laptopa, który był już podłączony do jej komórki. Kiedy w piątek wieczorem wróciła do domu, w poczcie głosowej zastała wiadomość od operatora jej sieci komórkowej, który chciał się upewnić, że zdaje sobie sprawę z tego, iż korzystanie przez nią z telefonu komórkowego ostatnio raptownie wzrosło. Owszem, zdawała sobie z tego sprawę. Ponieważ Bain wciąż jeszcze rozmawiał z Claverhousem i wyjaśniał mu całą sytuację, postanowiła załogować się do sieci, ot tak, żeby zająć czymś ręce…
Czekały na nią trzy wiadomości od Quizmastera. Pierwsza przyszła w piątek wieczorem, mniej więcej w porze jej powrotu do domu.
Poszukiwaczko – moja cierpliwość jest na wyczerpaniu. Lada chwila twoje poszukiwania zostaną zakończone. Oczekuję natychmiastowej odpowiedzi.
Druga pochodziła z sobotniego popołudnia.
Siobhan? Zawiodłaś mnie. Twoje dotychczasowe wyniki były doskonałe. Z tą chwilą gra zostaje zamknięta.
Mimo to odezwał się ponownie, punktualnie o północy w niedzielę.
Czy chodzi o to, że próbujesz mnie namierzyć? Czy nadal chcesz się ze mną spotkać?
Bain skończył rozmowę, odłożył słuchawkę i spojrzał na ekran.
– Trochę go wystraszyłaś – powiedział.
– A co, zmienił prowajdera? – spytała Siobhan.
Bain rzucił okiem na nagłówki i potwierdził.
– Nowe hasło, nowe wszystko. I mimo to zaczyna mieć wątpliwości, czy jest na pewno niewykrywalny.
– To dlaczego się po prostu nie rozłączy?
– Tego nie wiem.
– Myślisz, że gra jest naprawdę zamknięta?
– Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać… Siobhan zasiadła więc do klawiatury i zaczęła pisać: Przez cały weekend byłam nieobecna, nic więcej. Śledztwo posuwa się do przodu. Niezależnie od tego nadal chcę się spotkać.
Wysłała wiadomość i poszli oboje po kawę. Po powrocie nie zastali żadnej odpowiedzi.