Łasice lub lisy, pomyślał Rebus. Coś, o czym milczą filmy przyrodnicze puszczane w telewizji.
– To fatalnie – dodał Gates, a Rebus wiedział, co ma na myśli. Jeśli Philippa próbowała walczyć ze swym napastnikiem, to końce palców dużo by im powiedziały – na przykład pod paznokciami mogły pozostać ślady jego naskórka lub krwi.
– I wszystko na marne – odezwał się nagle Pryde, a Rebus pomyślał, że pewnie chodzi mu nie tyle o młode życie Philippy, ile o ogromny wysiłek, jaki został włożony w poszukiwania – w sprawdzanie lotnisk, promów i pociągów w nadziei, że może jednak gdzieś żyje – a który teraz w całości szedł na marne. A przez ten cały czas ona leżała tu i każdy upływający dzień zacierał ślady i zmniejszał szansę na złapanie zabójcy.
– Szczęście, że tak szybko ją znaleźliśmy – zauważył Gates, pewnie by pocieszyć Pryde’a. I to też była prawda. Kilka miesięcy temu w innym miejscu tego samego parku znaleziono zwłoki kobiety. Leżały tuż obok uczęszczanej ścieżki, a mimo to przeleżały ponad miesiąc, nim je znaleziono. Jak się później okazało, chodziło o „konflikt domowy”, jak eufemistycznie nazywano zabójstwa popełniane przez członków najbliższej rodziny.
Rebus zauważył podjeżdżający szary furgon z miejskiej kostnicy. Ciało zapakują teraz w plastikowy worek i zabiorą do Western General, gdzie Gates zajmie się autopsją.
– Na obcasach ślady wleczenia. – Gates kontynuował swą wyliczankę do mikrofonu. – Niezbyt intensywne. Wybroczyny zgodne z ułożeniem ciała, zatem w chwili, gdy ją tu przywleczono, albo jeszcze żyła, albo dopiero co zmarła.
Gill Templer rozejrzała się po terenie.
– Jak duży teren powinniśmy przeszukać? – zapytała.
– W promieniu pięćdziesięciu, najwyżej stu metrów – odparł Gates.
Spojrzała na Rebusa, a on wyczytał w jej wzroku, że nie wierzy w powodzenie tej akcji. Było mało prawdopodobne, by udało mi się dokładnie określić miejsce, z którego ją tu przywleczono, chyba że coś jej tam wypadło.
– W kieszeniach nic nie ma? – spytał Rebus.
Gates potrząsnął głową.
– Tylko pierścionki na palcach i dość drogi zegarek na ręce.
– Cartier – dodała Gill.
– Więc przynajmniej możemy wykluczyć motyw rabunkowy – mruknął Rebus i wywołał tym uśmiech na twarzy Gatesa.
– Ubranie jest w stanie nie naruszonym – uzupełnił – więc skoro o tym mowa, to motyw seksualny też chyba można wykluczyć.
– No to coraz lepiej – powiedział Rebus i spojrzał na Gill.
– Czyli czeka nas łatwizna.
– I stąd mój uśmiech od ucha do ucha – odparła z kamienną miną.
Na St Leonard’s panowało ogólne podniecenie, jednak Siobhan czuła tylko otępiające zniechęcenie. Uczestniczenie w grze z Quizmasterem – tak jak to zapewne robiła Philippa – wytworzyło u niej poczucie więzi duchowej z zaginioną studentką. Teraz dziewczyna przestała już być kimś z listy osób poszukiwanych i potwierdziły się najgorsze przypuszczenia.
– My to czuliśmy od początku, prawda? – powiedział Grant.
– Cały czas chodziło tylko o to, kiedy znajdzie się ciało. – Rzucił notes na biurko. Kilka stron wypełniały jego przymiarki do ułożenia anagramu. Otworzył na kolejnej pustej stronie i wziął długopis do ręki. W sali byli też George Silvers i Ellen Wylie.
– W ostatni weekend byłem z dzieciakami na Arthur’s Seat – poinformował ich Silvers. Siobhan spytała, kto znalazł ciało.
– Jakaś spacerowiczka – odparła Wylie. – Kobieta w średnim wieku, podczas swojej codziennej przechadzki.
– Pewnie minie trochę czasu, nim się tam znów wybierze – mruknął Silvers.
– Czy Flipa leżała tam od chwili zniknięcia? – spytała Siobhan, zerkając na Granta, który nie przestawał kombinować z przestawianiem liter. Może i słusznie, że się nie poddaje, nie mogła się jednak pozbyć uczucia niesmaku. Jak on może nad tym siedzieć jakby nigdy nic? Przecież nawet George Silvers – największy cynik z nich wszystkich – wydawał się trochę przejęty.
– No, na Arthur’s Seat – powtórzył – w ostatni weekend.
Wylie uznała, że Siobhan należy się odpowiedź.
– Zdaje się, że pani komisarz tak uważa. – Mówiąc to, spojrzała na biurko i przejechała po nim dłonią, jakby ścierała kurz.
Ale ją to boli, pomyślała Siobhan… Samo wypowiedzenie słów „pani komisarz” od razu przypomina jej ten nieszczęsny występ w telewizji i wzmaga zapiekłą niechęć.
Kiedy zadzwonił jeden z telefonów, Silvers wstał, by go odebrać.
– Nie, tu go nie ma – powiedział do słuchawki, po czym dodał: – Chwileczkę, zaraz się dowiem. – Zasłonił dłonią słuchawkę. – Ellen, nie wiesz, gdzie jest Rebus?
Wylie potrząsnęła przecząco głową. Siobhan nie miała wątpliwości, że na pewno jest na Arthur’s Seat… a Wylie, która podobno jest jego partnerką, mówi, że nie wie. Była pewna, że Gill Templer go zawiadomiła, a on popędził tam jak na skrzydłach, nie zawiadamiając Wylie. Pomyślała, że to może być celowy prztyczek w nos ze strony Templer, która wiedziała doskonale, jak Wylie to zaboli.
– Przykro mi, nie wiemy – powiedział Silvers do słuchawki, a potem dodał: – Tak, chwileczkę. – Wyciągnął słuchawkę w stronę Siobhan. – Jakaś pani chce z tobą rozmawiać.
Idąc przez salę, Siobhan bezgłośnie spytała: „Kto?”, jednak Silvers wzruszył tylko ramionami.
– Halo, posterunkowa Clarke przy telefonie.
– Siobhan, tu Jean Burchill.
– Cześć Jean, czym ci mogę służyć?
– Czy już ją zidentyfikowano?
– W stu procentach jeszcze nie. A skąd się dowiedziałaś?
– John mi o tym powiedział, a potem wyskoczył i popędził jak szalony.
Wargi Siobhan ułożyły się bezwiednie w nieme: „O”. A więc John Rebus i Jean Burchill… proszę, proszę.
– Mam mu powtórzyć, że dzwoniłaś?
– Próbowałam już na komórkę.
– Może mieć wyłączoną. Często nie chce, żeby go odrywano w trakcie wizji.
– W trakcie czego? – spytała Jean ze śmiechem.
– Wizji lokalnej na miejscu przestępstwa.
– To na Arthur’s Seat, prawda? Byliśmy tam z Johnem wczoraj rano.
Siobhan spojrzała w stronę Silversa. Wyglądało na to, że pół miasta odwiedzało ostatnio Arthur’s Seat. Potem przeniosła wzrok na Granta i zobaczyła, że ten jak urzeczony wpatruje się w rozłożony przed nim notes.
– Czy wiesz może, w którym dokładnie miejscu na Arthur’s Seat? – spytała Jean.
– Po drugiej stronie drogi od jeziora Dunsapie Loch i troszkę dalej na wschód.
Siobhan nie spuszczała wzroku z Granta, który też na nią spojrzał, a potem wstał z miejsca i wziął do ręki notes.
– Zaraz, to gdzie to może być…? – Pytanie było retoryczne, bo Jean próbowała sobie tylko wyobrazić to miejsce. Grant wyciągnął notes w jej kierunku, jednak stał zbyt daleko, by mogła coś odczytać. Widziała tylko plątaninę liter i dwa słowa zakreślone kółkiem. Spróbowała wytężyć wzrok. – Ach – wykrzyknęła nagle Jean – już wiem! O ile się nie mylę, nazywają to miejsce Pieklisko.
– Pieklisko? – powtórzyła głośno Siobhan, tak by i Grant to usłyszał, jednak on wydawał się całkowicie zaabsorbowany czymś innym.
– Takie dość urwiste zbocze – mówiła dalej Jean – więc może stąd się bierze nazwa, choć oczywiście ludowe legendy wolą to przypisywać czarownicom i diabłom.
– Taak – powiedziała Siobhan, przeciągając słowo. – Jean, posłuchaj, muszę już kończyć. – Patrzyła na słowa zakreślone kółkiem w notatniku Granta. Udało mu się rozwiązać anagram, a litery słów That’s a surer ułożyły się w Arthur’s Seat.
Siobhan odłożyła słuchawkę.
– On nas cały czas do niej prowadził – powiedział Grant cicho.
– Może.
– Co to znaczy „może”?
– Zakładasz, że wiedział, że Flipa nie żyje, ale pewności nie mamy. Może po prostu prowadził nas tam tak samo jak Flipę.
– Tyle że ona tam znalazła śmierć. A kto poza Quizmasterem wiedział, że się tam wybiera?
– Ktoś mógł za nią iść albo nawet natknąć się na nią przypadkowo.
– Sama w to nie wierzysz – powiedział Grant z przekonaniem.
– Występuję tylko w roli adwokata diabła, nic więcej.