Выбрать главу

Templer oparła się plecami o oparcie fotela.

– Zechciałabyś podzielić się ze mną powodami?

Siobhan w milczeniu rozejrzała się wokół, jakby na ścianach szukając podpowiedzi, jak ma to najlepiej wyrazić.

– Właściwie to nie ma żadnych – odparła w końcu, lekko wzruszając ramionami. – Po prostu w tej chwili nie widzę siebie w tej roli.

– Tylko że później ja mogę nie widzieć powodu, żeby ci to jeszcze raz proponować.

– Wiem o tym. Może chodzi o to, że w tej chwili zbyt mocno siedzę w tej sprawie i chciałabym ją kontynuować.

– Jassne – powiedziała Templer, przeciągając nieco „s”. – Myślę, że między nami to już wszystko.

– Oczywiście – odparła Siobhan, chwytając klamkę i starając się nie zastanawiać, co Gill jeszcze mogła mieć na myśli.

– Aha, czy mogłabyś poprosić tu Granta?

Siobhan przez moment zawahała się, stojąc w uchylonych już drzwiach, potem kiwnęła głową i wyszła. W drzwiach pojawiła się głowa Rebusa.

– Masz dwie sekundy, Gill?

– Nie bardzo.

Mimo to wszedł do środka.

– Zapomniałem ci o czymś powiedzieć.

– Zapomniałeś? – zareagowała ironicznym uśmieszkiem.

Miał w ręku trzy kartki papieru faksowego.

– Dostaliśmy to z Dublina.

– Z Dublina?

– Od naszego człowieka nazwiskiem Declan Macmanus. Zwróciłem się do niego o informacje na temat rodziny Costello.

Podniosła głowę i przyjrzała mu się badawczo.

– Z jakiegoś konkretnego powodu?

– Tylko tak na nosa.

– Przecież już sprawdzaliśmy tę rodzinę.

Kiwnął głową.

– Oczywiście. Wykonujemy krótki telefon i w odpowiedzi dostajemy informację, że nie są notowani. Ale wiesz równie dobrze jak ja, że często to dopiero początek.

I w przypadku rodziny Costello tak właśnie było: początek długiej historii na tyle interesującej, że kiedy Grant zapukał do drzwi, Gill poleciła mu przyjść za pięć minut.

– Bezpieczniej będzie za dziesięć – rzucił Rebus, porozumiewawczo mrugając. Potem zdjął trzy segregatory z krzesła i usiadł.

Macmanus stanął na wysokości zadania. Okazało się, że David Costello ma za sobą burzliwą młodość, jako młodzieniec mający według określenia Macmanusa „za dużo pieniędzy i za mało opieki”. Były więc i szybkie samochody, i niezliczone mandaty za prędkość, i ustne napomnienia udzielane w sytuacjach, w których inni trafiliby za kratki. Zdarzały się bójki w pubach, porozbijane szyby, zdemolowane budki telefoniczne i co najmniej dwa incydenty z oddawaniem moczu w miejscu publicznym – w biały dzień na moście O’Connella. Ten ostatni zarzut zaskoczył nawet Rebusa. Mówiło się także, że mając osiemnaście lat, David pobił swoisty rekord liczby pubów, w których wydano mu zakaz wstępu, i to we wszystkich równocześnie. Były wśród nich Stag’s Head, J. Grogan’s, Davie Byrnes, O’Donoghue’s, Doheny i Nesbitt’s, Shelbourne… łącznie jedenaście. Rok wcześniej jego ówczesna dziewczyna złożyła na policji skargę, że zbił ją po twarzy przed jakimś nocnym klubem na bulwarze nad Liffey. Templer doszła do tego miejsca i uniosła głowę.

– Była nieźle wstawiona i nie pamiętała nazwy klubu – wyjaśnił Rebus. – W końcu sprawie nie nadano biegu.

– Podejrzewasz, że poszły w ruch jakieś pieniądze?

– Czytaj dalej – powiedział, wzruszając ramionami.

Macmanus pisał, że w pewnej chwili szaleństwa się skończyły i David Costello się uspokoił. Wiązał zmianę w jego postępowaniu z wypadkiem podczas imprezy z okazji jego osiemnastych urodzin, kiedy jeden z jego kolegów próbował dla zakładu przeskoczyć między dachami dwóch budynków, nie dał rady i spadł kilka pięter niżej na ulicę.

Nie zabił się, ale odniósł trwałe obrażenia głowy i kręgosłupa, w wyniku których stał się niemal rośliną wymagającą stałej opieki. Czytając to, Rebus przypomniał sobie wizytę w mieszkaniu Davida i tę piersiówkę whisky Bell’s… Nie należy do pijących, pomyślał wtedy.

„W jego wieku był to prawdziwy szok”, napisał Macmanus. „Te kilka sekund otrzeźwiło i odmieniło Davida, inaczej groziło mu, że jako nieodrodny syn swego ojca nie tyle pójdzie, co popędzi tą samą drogą co on”.

Jaki syn, taki tatuś. Thomas Costello miał na sumieniu osiem skasowanych samochodów, a mimo to nigdy nie utracił prawa jazdy. Jego żona Theresa musiała dwukrotnie wzywać do domu policję z powodu napadów szału męża. Za każdym razem znajdowano ją zamkniętą w łazience z drzwiami podziabanymi przez niego nożem. „Chciałem tylko otworzyć to cholerstwo”, wyjaśnił policjantom za pierwszym razem. „Myślałem, że poszła tam ze sobą skończyć”.

„To nie ze mną trzeba skończyć!”, wrzasnęła wtedy Theresa w odpowiedzi. (Na marginesie Macmanus dopisał odręcznie uwagę, że Theresa już dwukrotnie próbowała się otruć i że całe miasto jej współczuło: ciężko i uczciwie pracująca żona i agresywny próżniak mąż dysponujący ogromnymi pieniędzmi, zdobytymi w dużej mierze bez własnej zasługi).

W Curran zrobił kiedyś dziką awanturę jakiemuś turyście i został przez obsługę wyrzucony na ulicę. Kiedy jego bukmacher, który przez wiele miesięcy cierpliwie czekał na wyrównanie poniesionych strat, ostatecznie zwrócił się z pytaniem, czy pan Costello zechciałby je uregulować, ten zagroził mu obcięciem penisa.

I tak dalej, i tak dalej. W tych okolicznościach ich oddzielne pokoje w Caledonian nabierały sensu.

– Urocza rodzinka – zauważyła Templer.

– Dublińska śmietanka.

– I wszystko to policja zatuszowała.

– Cyt, cyt – cmoknął Rebus. – U nas coś takiego nigdy by się nie mogło zdarzyć, nieprawdaż?

– Ależ skąd – odparła z ironicznym uśmieszkiem. – I co, twoim zdaniem, wynika z tego wszystkiego…?

– Wynika, że istniał też inny David Costello, o którym do tej pory nie mieliśmy pojęcia. I że to samo dotyczy jego rodziny. Oni wciąż tu jeszcze są?

– Kilka dni temu wrócili do Irlandii.

– Ale wybierają się tu znowu?

– Pewnie tak – kiwnęła głową. – W związku z odnalezieniem Philippy.

– Davida Costello już poinformowano?

– Pewnie już się dowiedział. Jeśli nie od rodziców Philippy, to na pewno z mediów.

– Szkoda, że mnie przy tym nie było – powiedział Rebus, bardziej do siebie samego.

– Nie możesz być wszędzie.

– Pewnie nie.

– No dobrze, to porozmawiaj z jego rodzicami, kiedy się tu zjawią.

– Aż nim?

Kiwnęła głową potakująco.

– Byle nie za ostro… To nie wyglądałoby zbyt dobrze wobec kogoś, kto opłakuje stratę bliskiej osoby.

Rebus uśmiechnął się.

– A ty jak zawsze masz media na uwadze, co?

Obrzuciła go spojrzeniem.

– Czy możesz teraz poprosić tu Granta? – zapytała chłodnym tonem.

– Już się robi: młody i gorliwy funkcjonariusz, sztuk jedna – rzekł Rebus i otworzył drzwi. Grant stał tuż pod nimi i niecierpliwie kołysał się z pięt na palce i z powrotem. Rebus minął go bez słowa i tylko znów porozumiewawczo mrugnął.

Dziesięć minut później Grant dołączył do Siobhan, stojącej akurat pod automatem z kawą.

– No i czego chciała? – spytała, nie mogąc opanować ciekawości.

– Zaproponowała mi biuro prasowe.

Siobhan zamilkła i zajęła się mieszaniem kawy.

– Tak myślałam – mruknęła po dłuższej chwili.

– Będę się pokazywał w telewizji!

– To wstrząsające.

Spojrzał na nią z ukosa.

– Mogłabyś się trochę bardziej wysilić – powiedział.

– Masz rację, mogłabym. – Ich spojrzenia skrzyżowały się. – Dzięki za pomoc przy tych zagadkach. Bez ciebie bym sobie nie poradziła.

Chyba dopiero w tym momencie zdał sobie w pełni sprawę, że ich współpraca definitywnie się kończy.

– Ach… no tak – powiedział. – Siobhan, posłuchaj…

– Tak?

– Jeśli chodzi o to, co się wydarzyło wtedy w biurze… naprawdę jest mi bardzo przykro.

Pozwoliła sobie na kwaśny uśmieszek.

– A co, zląkłeś się, że cię zakabluję?

– Nie… wcale nie o to mi chodzi…

Jednak chodziło właśnie o to i oboje o tym wiedzieli.

– To co, w sobotę do fryzjera i po nowy garnitur, nie? – powiedziała.

Popatrzył po sobie.

– Bo jak masz być w telewizji, to pamiętaj: gładka koszula bez żadnych pasków ani kratek. Aha, Grant, i jeszcze jedno…