Выбрать главу

- A twoi rodzice, panie? - spytała, kiedy zamilkł. - Czy żyją jeszcze?

- Mija już dziesięć lat od śmierci mego ojca, słabo go pamiętam. Był dzielnym wojakiem zaprawionym w boju, zawsze posępnym. Całą młodość strawił, wojując z Anglikami po stronie wielkiego konetabla. Po oblężeniu Chateau-neuf-de-Randon, gdzie Bertrand du Guescslin znalazł śmierć, odwiesił na ścianę swój miecz, gdyż żaden dowódca nie był godny, aby mu służyć. Moja matka uprawiała ziemię i zrobiła ze mnie mężczyznę. To ona odesłała mnie na służbę do pana de Berry, naszego suzerena, u którego pozostałem przez rok, po czym przekazano mnie księciu Gujenny. Matka zarządzała wszystkim po mistrzowsku, wychowując jeszcze mego młodszego brata.

Katarzynie nagle ścisnęło się serce, gdyż odczuła wyższość młodzieńca.

- Masz brata, panie? - spytała.

- Tak. Jest młodszy ode mnie o dwa lata i pali się do wojaczki. Będzie z niego doskonały kapitan - dodał Michał z uśmiechem. - Trzeba go widzieć, jak jeździ na oklep i jak prowadzi do natarcia tabuny urwisów z miasteczka.

Jest silny jak tur i śnią mu się guzy i rany. Bardzo lubię mojego małego Arnolda!... Niebawem i on rozpocznie życie rycerskie. Matka zostanie sama, lecz jest zbyt dumna i wyniosła, aby się skarżyć.

Opowiadając o bliskich, Michał rozjaśnił się do tego stopnia, że zachwycona Katarzyna nie mogła powstrzymać pytania: - Czy twój brat jest równie piękny jak ty, panie? Michał roześmiał się, gładząc delikatnie włosy dziewczyny.

- Znacznie bardziej. Nawet nie ma porównania. I myślę, że pod maską dzikości ma czułe serce i że bardzo mnie kocha.

Katarzyna nie śmiała się poruszyć, aby nie spłoszyć ręki głaszczącej ją po głowie. Nagle Michał pochylił się i nieoczekiwanie cmoknął ją w czoło.

- Żałuję, że nie mam siostry, którą mógłbym kochać...

- Ona także bardzo by cię kochała, panie - szepnęła szybko Katarzyna, zapłoniwszy się.

W tej chwili usłyszeli odgłos kroków nad głowami. Wróciła Luiza.

Należało wrócić na górę. By usprawiedliwić swoją obecność w piwnicy, Katarzyna błyskawicznie zgarnęła kilka polan i pospiesznie weszła na drabinę, gestem nakazując uciekinierowi milczenie. Wchodząc do kuchni ze świecą w dłoni i naręczem polan, zobaczyła, że to nie Luiza, lecz służąca Marion. Ta spojrzała na nią zaskoczona.

- Jak to... ty tutaj? Skąd się wzięłaś?

- Widzisz przecie, że z piwnicy. Zabrakło drewna na opał - odparła Katarzyna miłym głosem.

Gruba Marion wyglądała dość dziwnie w przekrzywionym czepku.

Miała szeroką, niezwykle czerwoną twarz, aż połyskującą od trądziku. Jej rozbiegany wzrok nie mógł spocząć spokojnie na niczym. Chwyciła Katarzynę mocno za ramię i potrząsnęła nią silnie.

- Masz szczęście, że twoich rodziców nie było w domu przez cały boży dzień, mała nieszczęśnico! Inaczej spuchłoby ci siedzenie! Kto to widział, żeby tak włóczyć się przez cały dzień z chłopakiem!

Pochyliła się nad Katarzyną, tak że ta poczuła jej oddech mocno zalatujący winem. Jednym ruchem dziewczyna uwolniła ramię z uścisku, postawiła świeczkę na taborecie i podniosła polana, które potoczyły się po podłodze.

- A pić w gospodzie z kumami to lepiej? Jeśli mam szczęście, ty masz go równie dużo! Na twoim miejscu poszłabym spać, zanim wróci matka.

Marion czuła, że nie jest w porządku. W gruncie rzeczy była dobrą dziewczyną. Urodziła się w Beaune, krainie winnic, i lubiła wino bardziej, niż przystoi niewieście. Nieczęsto mogła folgować swojej słabostce, gdyż Jacquetta, jej mleczna siostra, która wychodząc za Gauchera Legoix, przywiozła ją ze sobą z Burgundii, miała na nią baczenie. Dwa czy trzy razy Marion dała się przyłapać mocno pijana i Jacquetta zagroziła, że następnym razem odeśle krewną do domu bez żadnych ceregieli. Były płacze, prośby i zaklęcia. Marion przysięgała na wszystkie świętości, że to już się nigdy nie powtórzy. Lecz niezwykłe poruszenie, jakie ogarnęło w tych dniach Paryż, było przyczyną kolejnego wykroczenia.

Marion uświadomiła to sobie poprzez opary wina i przestała się upierać. Chwiejąc się na nogach i mamrocząc coś pod nosem, wyszła na schody. Stopnie skrzypnęły pod jej ciężarem. Chwilę później dało się słyszeć trzaśnięcie drzwi na poddaszu. Katarzyna odetchnęła z ulgą. Luizy jeszcze ciągle nie było i Katarzyna wahała się, co robić dalej. Nie czuła wcale głodu i nie chciało jej się spać. Jedyną rzeczą, na którą miała ochotę, to wrócić do Michała. Jeszcze nigdy nie przeżyła wspanialszych chwil od tych, kiedy siedząc obok niego, słuchała, jak opowiadał. Pocałunek, który złożył na jej czole, ciągle przeszywał ją słodkim dreszczem. Czuła niewyraźnie, że taka chwila nie zdarza się często, i że za kilka godzin Michał ucieknie do swoich.

Ścigany, stanie się znów wielkim panem, nieosiągalnym dla córki złotnika.

Towarzysz jednej cudownej chwili będzie już tylko dalekim nieznajomym, niepamiętającym dziewczyny, którą oczarował. Jeszcze należy do niej, lecz wkrótce jej się wymknie...

Zasmucona Katarzyna podeszła do drzwi wejściowych i otworzyła górną żaluzję: deszcz przestał padać i na ulicy lśniły wielkie kałuże. Kanały wypluwały ze swych czeluści nadmiar wody spływającej z rynsztoków. Na moście wzmagał się ruch; pojawiły się na nim grupki chwiejnych postaci trzymających się pod ręce i wydzierających się na zabój. Widocznie nie tylko Marion uczciła trunkiem zwycięstwo buntowników. Między gospodą Pod Trzema Młotkami a końcem mostu rozległy się krzyki i śpiewy. Nie zabrzmiał jeszcze dzwon z Notre Dame na gaszenie świateł i ognia, zresztą pewnie nikt by go nie usłuchał i tak świętowano by przez całą noc.

Dziewczyna z niepokojem zastanawiała się, gdzie mógł podziewać się Landry i czy nie zapomniał o sznurze dla Michała. U Pigasse'ów, za oknami z naoliwionego papieru, migały światła. Nagle spostrzegła gromadę pijanych żołnierzy. Uczepieni jeden drugiego szli, zajmując całą szerokość mostu, zawodząc: Książę Burgundii, Tyś Boga radością!...

Katarzyna zamknęła pospiesznie żaluzję i wróciła do pracowni.

Należało się upewnić, czy Landry przyszedł ze sznurem. Podniosła klapę i pochyliwszy się nisko nad otworem, zawołała: - Panie! To ja, Katarzyna! Czy Landry nie zapomniał o sznurze?

- Bądź spokojna! Mam go! Landry wróci tutaj po północy, zagwiżdże trzy razy, kiedy podpłynie pod most łodzią. Wszystko idzie dobrze!

- Spróbuj się trochę przespać, panie! Ja też się położę. Zejdę na dół, jak Landry zagwiżdże; okno mojego pokoju wychodzi na rzekę.

Usłyszawszy skrzypnięcie na piętrze, pospiesznie zamknęła klapę. W tej samej chwili zegar w pałacu wybił dziesiątą. Jeszcze co najmniej dwie godziny oczekiwania! Katarzyna wróciła do kuchni, zasypała ogień sporą ilością popiołu, przygotowała na stole zapaloną świecę na powrót Luizy i zbliżyła się do schodów wiodących na piętro. Kiedy stawiała stopę na pierwszym stopniu, weszła Luiza. Miała posępną minę.