Выбрать главу

Uczta weselna była smutna pomimo wysiłków Hugona de Lannoya.

Siedząc na ławie obok Garina, Katarzyna ledwo co kosztowała podawanych dań, zjadła tylko kilka kawałeczków szczupaka z Saony przyprawionego ziołami i kilka marynowanych śliwek. Z trudnością przełykała strawę i nie wypowiedziała nawet paru słów. Garin nie zwracał na nią uwagi, nie zajmował się też wcale pozostałymi damami, które gawędziły między sobą.

Rozprawiał za to o polityce z Mikołajem Rolinem, zapalając się do przyszłej misji kanclerza w Bourgen-Bresse, gdzie - aby przypodobać się księciu Sabaudii, myślącemu szczerze o pokoju - ludzie z Burgundii i zwolennicy Karola VII mieli podjąć próbę ugody.

W miarę upływu czasu Katarzyna czuła się coraz gorzej. Kiedy słudzy, w barwach fioletowych i srebrnych, przynieśli desery: misy z konfiturami, kawałki nugatów i owoce w cukrze, poczuła, że jej nerwy zawodzą, aż musiała ukryć pod obrusem drżące ręce. Za kilka chwil biesiadnicy wstaną od stołu, a damy zaprowadzą ją do małżeńskiej komnaty, gdzie pozostanie sama, twarzą w twarz z człowiekiem, który miał teraz wszelkie do niej prawa. Na samą myśl o tym ciało Katarzyny pokrywało się pod jedwabną sukienką gęsią skórką. Z całych sił rozpaczliwie próbowała odepchnąć od siebie wspomnienie z oberży we Flandrii, rysunek twarzy tamtego mężczyzny, i zapomnieć brzmienie jego głosu, ciepło dumnych ust.

Wspominała Arnolda i serce jej zamierało. Wszystko, co miało się zdarzyć tego wieczora: gesty Garina, słowa, które wypowie, wydawało jej się śmiechu wartą parodią przeżytych ongiś wspaniałych chwil. Katarzyna zdawała sobie sprawę, że otarła się bardzo blisko o miłość swego życia, dla której stworzył ją Bóg.

Pojawił się teraz przed nią minstrel i przygrywając na harfie do tańca kilku pełnym wdzięku tancerkom, śpiewał: Moja jedyna miłości, moja radości, moja pani, skoro z dala od ciebie muszę przebywać, nic już nie może rozproszyć mego smutku, oprócz wspomnienia R S minionych radości... Melancholijne słowa wywołały w oczach młodej kobiety łzy.

Odpowiadały bowiem tak bardzo smutkowi, jaki z okrutną świadomością gościł w jej sercu! Czuła się tak, jakby minstrel użyczył jej na chwilkę swego głosu... Popatrzyła na chłopca zza zasłony łez i stwierdziła, że był bardzo szczupły, jasnowłosy, o dziecięcej twarzy. Szyderczy głos Hugona de Lannoya spowodował, że czar melodii nagle prysnął, i znienawidziła go za to.

- Cóż za posępna pieśń w ten weselny dzień! - krzyknął. - Cóż to, przyjacielu! Nie znasz jakiejś wesołej piosenki, aby ucieszyć uszy nowo poślubionych?

- Ta pieśń jest piękna - stwierdził Garin. - Nie znałem jej. Skąd pochodzi, komediancie?

Miody pieśniarz poczerwieniał jak dziewczyna, ukląkł z pokorą, zdejmując zieloną czapeczkę, na której chwiało się piórko czapli.

- Przywiózł ją, panie, mój przyjaciel zza morza.

- Ta pieśń pochodzi z Anglii? Nie wierzę - powiedział pogardliwie Garin. - Ci ludzie potrafią śpiewać jedynie o piwie i bijatykach.

- Łaskawy panie, chociaż pieśń pochodzi z Londynu, jest francuska. W swoim angielskim więzieniu Jego Wysokość Karol Orleański komponuje ballady, ody i pieśni, aby zająć się czymś w czasie długich godzin. Ta pieśń wyszła poza mury więzienia i miałem szczęście ją usłyszeć...

Chciał mówić dalej, kiedy Hugo de Lannoy wyciągając sztylet, skoczył ponad stołem i rzucił się z podniesionym orężem na nieszczęsnego pieśniarza.

- Ośmielasz się w burgundzkim kraju wymieniać nazwisko Orleańczyka? Przeklęty łajdaku, zapłacisz za to!

Oszalały z wściekłości, popędliwy przyjaciel Filipa Dobrego miał właśnie zadać cios, kiedy Katarzyna, pod wpływem niepowstrzymanego impulsu, zawołała: - Dosyć, panie rycerzu! Jesteś w moim domu i to jest moja wieczerza weselna. Zabraniam rozlewu niewinnej krwi w mojej obecności! Trzeba oceniać piękno pieśni, a nie jej pochodzenie.

Jej pełen gniewu głos zabrzmiał jak grom. Zapadła cisza. Zaskoczony Hugo de Lannoy opuścił ramię. Oczy wszystkich biesiadników spoczęły na Katarzynie. Stała wyprostowana, wspierając się czubkami palców o stół, z wysuniętą brodą, cała kipiąca wściekłością, lecz jednocześnie pełna godności, tak że nikomu nie przyszło na myśl, aby się zdziwić. Nigdy jeszcze uroda Katarzyny nie była tak olśniewająca jak w tej chwili. Górowała nad obecnymi niczym oślepiające objawienie w swej niezaprzeczalnej godności. Chociaż wywodziła się z kramiku sukiennika, było faktem,że dzięki swemu wspaniałemu ciału i pięknej twarzy godna jest zostać królową.

Hugo de Lannoy wsunął sztylet do pochwy z dziwnym błyskiem w jasnoniebieskich oczach, zostawił w spokoju śpiewaka i wrócił do stołu.

Skłonił się nisko.

- Wybacz, pani, że w twej przytomności uniosłem się gniewem.

Błagam o wybaczenie i uśmiech...

Pewność Katarzyny trwała tylko chwilę. Zmieszana, uśmiechnęła się do młodego człowieka z zakłopotaniem, a następnie zwróciła się do męża: - Tobie, panie, należą się przeprosiny. Wybacz, że podniosłam głos w twoim imieniu. Ale zechciej uwzględnić...

Garin wstał i wziął ją za rękę, aby przerwać te przeprosiny i przyjść jej z pomocą.

- Jak słusznie, pani, powiedziałaś, jesteś tutaj u siebie jako moja żona.

Cieszę się, że tak postąpiłaś, bo masz całkowitą rację. Ręczę, że nasi przyjaciele to zrozumieją, a teraz pozwolą nam odejść.

Fala krwi, która wraz ze złością buchnęła na policzki Katarzyny, zniknęła natychmiast. Jej dłoń zadrżała w dłoni Garina. Więc już nadeszła ta straszliwa chwila?

Widok obojętnej twarzy męża nie przywodził na myśl słodkich uniesień miłosnych. Jednak Garin z pewnością prowadził w kierunku wspólnej sypialni. W ślad za nimi ruszyli goście tworzący orszak, na którego czele znajdowali się fleciści i grający na wioli. Zagubiona Katarzyna odnalazła wzrok Odetty, która szła za nią prowadzona przez Lannoya. W spojrzeniu przyjaciółki wyczytała gorącą przyjaźń i głębokie współczucie.

- Ciało jest rzeczą bez znaczenia - powiedziała jej młoda kobieta tego samego ranka, pomagając przy ubieraniu. Stosunek jest przykry prawie dla każdej kobiety, nawet jeśli jest w nim miłość. A kiedy nie ma uczucia, zdarza się, że czasem przychodzi później.

Katarzyna odwróciła się, aby wziąć z rąk służącej nakrycie głowy.

Pomimo głębokiej, ale jeszcze zbyt krótkiej przyjaźni, która łączyła ją z Odettą, nie zdecydowała się otworzyć przed nią serca i powierzyć tajemnicy swej miłości do Arnolda de Montsalvy'ego. Wydawało się jej, być może niesłusznie, że jeśli o tym opowie, jeszcze bardziej oddali od siebie młodego człowieka i pryśnie czar trwający między nią a ukochanym.

... skoro z dala od ciebie przebywać muszę, nic już nie może rozproszyć mego smutku, oprócz wspomnienia... Słowa śpiewanej skargi odżywały w niej na nowo, a gdy stanęła przed drzwiami, które miały ją pochłonąć, stały się jeszcze bardziej przejmujące.

Katarzyna zamknęła oczy, aby powstrzymać napływające łzy. Była na progu małżeńskiej sypialni...

* * * Ostatnia odeszła Odetta, pozostawiając Katarzynę samą w oczekiwaniu na przybycie męża. Siostrzany pocałunek, ostatni uśmiech przez na wpół uchylone drzwi - i młoda kobieta oddaliła się. Katarzyna wiedziała, że Odetta tego samego wieczoru udaje się do swego zamku w Saint-Jean-de- Losne, gdzie oczekiwała na nią córka. Pomimo chłodu i śniegu niewielu gości pozostało tej nocy w zamku, każdy wolał wrócić do domu. Jedynie Wilhelm i Maria de Champdivers zostali z powodu leciwego wieku. Nie było to dużo, ale ich obecność pod wspólnym dachem była pocieszeniem dla panny młodej. Nie żałowała wcale odjazdu Lannoya i Rolina. Siedząc na ol- brzymim łożu, którego surowe obicia z tkaniny przedstawiały sceny myśliwskie, nadsłuchiwała każdego szmeru, jaki dochodził z zamku.