Niektórzy padli na kolana. Tylko Garin i Jąkała pozostali na swoim miejscu, lecz i oni wyglądali jak posągi. Krzyż przeora zwracał się prosto w ich stronę, a oni, jak zaklęci, nie mogli ruszyć się z miejsca.
Katarzyna zobaczyła z góry, jak przeor schylił się nad ciałami nieszczęsnej kobiety i mężczyzny, których cierpienia jeszcze się nie skończyły. Mnisi urwali swą pieśń i wtedy dały się słyszeć ciche jęki męczenników. Przeor wzniósł dłoń i uczynił nad ich głowami znak krzyża.
Katarzyna zgadywała z ruchu jego warg słowa przebaczenia i przez łzy zobaczyła gest rozgrzeszenia. Uczyniwszy swą powinność, przeor odszedł na bok. Wtedy spośród bandy wystąpił człowiek w rzeźnickim fartuchu, dzierżąc w ręku nóż. W ułamku sekundy po dwakroć wzniósł ostrze, mierząc prosto w serca ofiar. Jęki nieszczęśników ustały. Skończyły się męczarnie małej czarownicy i starca z lasu.
Przeor, nie patrząc w stronę katów, skierował się powoli w kierunku klasztoru i po chwili wielka brama zamknęła się za nim. Łucznicy Ermengardy opuścili broń. Głęboka cisza zaległa nad okolicą i doliną okrytą płaszczem nocy.
Wracając do swych komnat, Katarzyna zanosiła się od płaczu, a z oczu hrabiny także spływały wielkie łzy.
- Gdyby choć jeden włos spadł z głowy przeora, długo nie chwaliliby się zwycięstwem - wycedziła przez zęby Ermengarda. - Pierwszą strzałę przeznaczyłam dla Garina, drugą - dla jego kompana!
* * *
Dla Katarzyny była to noc niepokoju i łez. Młoda kobieta z rozpaczą myślała o niebezpieczeństwie, na jakie naraziła miasteczko i klasztor.
Chciała natychmiast się poddać i skończyć na zawsze z ucieczką. Ponieważ Garin i tak musiał wygrać, po co to wszystko, po co tyle cierpień? Po co narażać tyle niewinnych osób? Potworna śmierć Gervais'go i Stokrotki, torturowanych, oślepionych i wleczonych na postronku jak zwierzęta, wypełniła jej serce przerażeniem i wyrzutami sumienia. Stokrotka zdradziła, lecz wcześniej przyjęła ją pod swój dach, opiekowała się nią. Jeżeli zbłądziła przez zazdrość, to jednak nie zasłużyła na tak okrutną śmierć. Katarzyna nie chciała, by spłonęły domy w Saint-Seine, nie chciała, by popłynęła krew.
Należało poddać się mężowi. Na dodatek ostatnie wydarzenia załamały ją całkowicie, a życie przestało mieć sens.
Tymczasem Ermengarda czuwała. Hrabina zgadywała, co dzieje się w duszy młodej kobiety, i nie opuszczała jej ani na krok. I kiedy Katarzyna postanowiła w końcu, że odchodzi, hrabina rozgniewała się.
- Moja droga, ta sprawa nie dotyczy tylko ciebie. Powiedziałabym nawet, ale nie obraź się, że w tej historii jesteś jedynie narzędziem! Gdyby twój Garin przybył tutaj z zamiarami pokojowymi, poprosił mego kuzyna spokojnie i grzecznie o rozmowę i o swoją żonę, przeor nie mógłby mu odmówić. Dalszy ciąg wypadków zależałby od tej rozmowy. Lecz stanął tu uzbrojony po zęby, w towarzystwie paskudnego bandyty, z groźbą i zniewagą na ustach. A tego nie możemy tolerować! To sprawa naszego honoru. Nie znieważa się kogoś z rodu Blaisy, którego ojciec był wielce szanowany przez księcia Filipa Mocnego, nie znieważa się także mnie, hrabiny de Chateauvillain!
- No to co z nami będzie? - jęknęła Katarzyna, powstrzymując łzy.
- Szczerze mówiąc... nie wiem. Trzeba poczekać. Mury klasztoru są mocne i wytrzymają każde oblężenie. Na dodatek nie zauważyłam, żeby nasi przeciwnicy przywlekli choć jedną machinę oblężniczą, nie ma ani jednej wieży bojowej! Tak więc dopóki brama będzie zamknięta, nic nam nie grozi, natomiast nie wiem, jak uchronić mieszkańców miasteczka przed tymi zbirami.
- A więc sama widzisz, że muszę się poddać.
- Nie powtarzaj ciągle tego samego - odparła ze zniecierpliwieniem hrabina. - Powtarzam ci, że tutaj zostaniesz. Nawet gdybym miała cię zamknąć. Pozwól przeorowi działać! Widziałaś go przed chwilą w akcji.
Będziesz miała czas pertraktować z Garinem, gdy przyjdzie świt, zza murów obronnych. Tymczasem siedź spokojnie. A ponieważ widzę, że nie zmrużysz oka tej nocy... ani ja, zróbmy jedyną rozsądną rzecz: chodźmy pomodlić się w kaplicy. W dodatku moja intuicja podpowiada mi, że twoje poddanie niczego nie zmieni. Ci ludzie są żądni krwi!
Trudno było zaprzeczyć tym słowom. Katarzyna spuściła głowę i ruszyła za Ermengardą. W klasztorze panowało niezwykłe ożywienie. Na dziedzińcu rozpalono wielkie ogniska, nad którymi zawieszono potężne żelazne kotły, w których topiła się smoła. Ustawieni rzędem mnisi wlewali do nich pełne kadzie oliwy. Ze stodół wynoszono kosy i widły, z warsztatów młoty i miecze. Wśród tej krzątaniny uwijał się przeor w zakasanym habicie i w butach z ostrogami - w młodości bowiem, zanim wstąpił do klasztoru, został pasowany na rycerza.
Ale nie był to ten sam Jan de Blaisy! W obliczu zagrożenia w mnichu obudziła się wojownicza krew i zapał bojowy. Jeśli Jąkała de Perouges i Garin de Brazey ośmielą się zaatakować dom Pana ogniem i mieczem, zostaną przyjęci ogniem i mieczem! Duchowny przekształcił się w wojownika, a jego mnisi, porwani w wir przygotowań do czegoś, co było tak różne od życia spędzanego na pracy i rozmyślaniach, przyłączyli się do niego ochoczo. Wśród tych oddanych służbie Bogu dzielnych Burgundczyków nie było ani jednego, który nie czułby się templariuszem... Dziedziniec zapełniły wygolone głowy i czarne habity, za przykładem przeora podkasane do góry, ukazujące muskularne nogi i szerokie od noszenia sandałów stopy mnichów.
Po odśpiewaniu jutrzni najważniejsi dostojnicy klasztoru zebrali się na czymś w rodzaju narady wojennej, w której, ma się rozumieć, kobiety nie brały udziału.
Katarzyna, klęcząc w kaplicy obok Ermengardy, która modliła się żarliwie, na próżno próbowała zwrócić się do Boga. Ogarnięta była przerażeniem przed mającymi nastąpić wydarzeniami. Mimo grubych murów do jej uszu docierały odgłosy przygotowań, które zwiększały jej strach aż do panicznej trwogi. Wiedziała, że opactwo potrafi się obronić, że jego mury są potężne i że Jąkała nie będzie mógł ich zdobyć. Jan de Blaisy zaś był człowiekiem rozsądnym, a jego mnisi odważni i żarliwi. Lecz ona myślała o nieszczęśliwych mieszkańcach miasteczka. Zgadywała strach biednych ludzi, których nic nie ochroni przed krwawą bandą. Gervais i Stokrotka stanowili namacalny dowód barbarzyństwa. Z pewnością mieszkańcy podejrzewali, co ich czeka. I dlaczego? Z powodu jakiejś kobiety, która uciekła od męża! Ilu z nich, kiedy spadnie na nich miecz lub płonąca głownia, przeklnie ją przed śmiercią?
Katarzyna zapałała chęcią zobaczenia, co robią zabójcy, czy pomimo obietnicy nie zaczęli nękać biednych wieśniaków. Rzuciła okiem na Ermengardę. Hrabina trwała w modlitwie, z głową ukrytą w dłoniach.
Katarzyna wstała i bezszelestnie ruszyła do wyjścia, nie spuszczając oka z przyjaciółki. Ponieważ brama kościoła była uchylona,kobieta z łatwością wyślizgnęła się na dziedziniec. Mnisi krzątali się przy kotłach, spod których buchał ogień. Nikt nie zwrócił na nią uwagi...
Szybko przemierzyła dziedziniec i weszła na kamienne schody prowadzące do strażnicy. Za otworami strzelniczymi nie było żywego ducha.
Lecz w dole, na rynku miasteczka, panowało niezwykłe ożywienie. Ludzie Wielkiego Skarbnika rozpalili ogniska i niektórzy z nich odpoczywali. Przy największym ognisku siedział Jąkała, jedząc i pijąc wraz z Garinem. Ale większość zajęta była czymś, co wydarło z piersi Katarzyny okrzyk grozy.