Z małej Jolanty Aragońskiej, córki gór, wychowywanej według surowych zasad Saragossy, która pewnego grudniowego ranka uklękła szczęśliwa u boku pięknego księcia Ludwika Andegaweńskiego w kościele Świętego Trofima w Aires, księżna zachowała nieposkromioną energię, olbrzymią odwagę i błyskotliwą inteligencję. Co się tyczy reszty, stała się Francuzką w każdym calu, najlepszą i najmądrzejszą z Francuzek.
Zostawszy wdową w wieku trzydziestu siedmiu lat, z sercem na zawsze pękniętym z powodu wdowieństwa, odwróciła się zdecydowanie od miłości i życia kobiety, a została aniołem biednego królestwa, rozdartego i sprzedanego na licytacji przez własną władczynię. Izabela Bawarska nienawidziła Jolanty nie dlatego, że była ona, jak to wyraził Juvenal des Ursins, „najpiękniejszą kobietą w królestwie", ale dlatego, że ta piękna kobieta przeszkadzała jej w realizacji projektów. To Jolanta zdecydowała o małżeństwie małego księcia Karola ze swoją córką Marią. To Jolanta, zabrawszy dziecko, wychowała je u siebie w Angers. To Jolanta odmówiła odesłania go do niegodnej królowej, kiedy mały książę stał się delfinem Francji. Izabela nigdy nie pogodziła się z listem, który z tej okazji wysłała do niej: Niewieście zabawiającej się z kochankiem nie jest potrzebne dziecko. Nie żywiłaś go ani nie chowałaś do tej chwili. Dałabyś mu umrzeć, jak jego braciom, łub doprowadziłabyś go do szaleństwa, jak jego ojca, łub też uczyniłabyś go Anglikiem. Zostanie ze mną! Przyjdź po niego, jeśli się ośmielisz! Izabela nigdy się nie ośmieliła i przez lata, walcząc z niemożliwym, Jolanta utrzymywała pobite królestwo w swoich rękach. To ona, poinformowana przez syna, księcia Rene de Bara, o wizycie, jaką złożyła mu pewna wieśniaczka z Domremy, usuwała trudności na drodze Joanny i sprowadziła Dziewicę na dwór...
Wszystko to Katarzyna wiedziała od brata Stefana, który od dawna był tajnym wywiadowcą królowej Czterech Królestw.
I jeśli szacunek odebrał Katarzynie mowę, to dlatego, że stojąc przed nią, zobaczyła, jak wzniosłą i szlachetną panią była Jolanta. Nogi drżały młodej kobiecie tak mocno, że głęboki ukłon skończył się na klęczkach, a klęcząc na połyskującej posadzce komnaty, bała się nawet oddychać. Ta głęboka pokora wydawała się podobać królowej, gdyż uśmiechnęła się i zostawiając wielki kobierzec, nad którym pracowała w tej chwili samotnie, podniosła Katarzynę z klęczek.
- Już dawno temu brat Stefan opowiadał mi o tobie, pani de Brazey.
Wiem, jak wierną i oddaną byłaś przyjaciółką tej nieszczęsnej Odetty de Champdivers. Wiem, że ona i brat Stefan zawdzięczają ci życie, a jeśli Odetta zmarła w nędzy, to ty byłaś wtedy w jeszcze bardziej opłakanej sytuacji! Wiem też, że mimo ciężkiego losu twoje serce było z nami i mimo cierpień starałaś się do nas dołączyć. Witaj, w naszych progach!
Królowa mówiła z lekkim akcentem hiszpańskim, co jeszcze dodawało jej uroku. Katarzyna ucałowała z szacunkiem dłoń, którą jej podała.
Podziękowała za gościnność i oznajmiła, że od tej chwili jedyną jej ambicją jest chęć służenia królowej, jeśli ta zgodzi się na to.
- Królowa zawsze potrzebuje wiernej damy dworu - odparła Jolanta - a na dworze królewskim zawsze potrzebne są ładne kobiety. Będziesz jedną z moich dam dworu, moja droga. Mój kanclerz wystawi ci odpowiedni dokument. Teraz powierzę cię pani de Gaucourt, która zajmie się twoim zakwaterowaniem. Zostanę z bratem Stefanem, bo muszę z nim porozmawiać.
* * *
Panią de Gaucourt, chociaż była wielką damą, cechowała prawie chorobliwa nieśmiałość. Wydawało się, że przez cały czas wszystko, co ją otacza, a już najbardziej mąż, wywołuje w niej strach. Oddychała swobodnie tylko wtedy, kiedy znajdowała się z dala od zarządcy Orleanu. Będąc prawie w tym samym wieku co królowa, była drobna, cicha, lecz swoją żwawością przypominała myszkę. A kiedy nieśmiałość nie zamykała jej ust, potrafiła udzielić dobrej rady, znała dwór jak nikt inny i doskonale radziła sobie z prowadzeniem domu, nawet królewskiego.
W niedługim czasie Katarzynie i Sarze przydzielono mieszkanie w obrębie dworu, służbę, dostały nawet odzienie, ponieważ obie bardzo tego potrzebowały. Pani de Gaucourt posunęła się tak daleko w swojej uprzejmości, że tego samego wieczoru przekazała nowej damie dworu, za pośrednictwem skarbnika pałacowego, sakiewkę ze złotem. W tym samym czasie do zamku Chateauvillain został wysłany posłaniec z listem Katarzyny do Ermengardy. Młoda kobieta prosiła przyjaciółkę, pod której opieką pozostawiła większą część biżuterii i pieniędzy, aby ta wysłała jej wszystko pod dobrą eskortą, chyba że hrabina wolałaby uczynić to osobiście.
Dom przydzielony Katarzynie był raczej mały, czteroizbowy, lecz odnowiony i bardzo wygodny. Należał do dawnego zarządcy zamku, ale od kiedy jego obłąkana żona zmarła, mieszkali tam przejezdni goście.
Katarzyna miała do dyspozycji dwóch lokajów i stwierdziła, że dom ten bardzo jej odpowiada. Znajdował się w połowie drogi między kolegiatą Saint-Ours i wspaniałą basztą strzegącą południowego rogu królewskiego grodu; wąskie okna domu wychodziły na dolinę rzeki Indre i na osłonecznione sady. Kiedy Sara zeszła do kuchni, aby zająć się przygotowaniem wieczerzy, Katarzyna zabrała się do toalety i przebrała na przyjęcie pani de Gaucourt, która miała przybyć wieczorem.
Rzeczywiście, zjawiła się po Aniele Pańskim, jak zawsze w pośpiechu i wystraszona, ale nie sama. Towarzyszyła jej śliczna, bogato ubrana kobieta, której wspaniałe rude włosy oczarowały Katarzynę.
Nowo przybyła miała piękną cerę, usta czerwone i zmysłowe, ubrana była w ciężką suknię z weneckiego brokatu koloru zielonozłotego, której odcień pasował do niebieskozielonych oczu, a duży dekolt odsłaniał odważnie kształtne piersi. Włosy koloru płomienia były prawie całkowicie ukryte pod wspaniałym nakryciem głowy z tego samego co suknia materiału.
Było ono tak wysokie, że nieznajoma musiała się pochylić, przekraczając próg. Twarz kobiety, bardzo wymalowana, choć z łatwością mogłaby się bez tego obejść, gdyż była gładka i pełna, a trójkątny kształt głowy upodabniał ją nieco do pięknej kotki. Ubawiona Katarzyna pomyślała, że stanowią z panią de Gaucourt dziwną parę: kotka i myszka.
Piękna rudowłosa rzuciła się Katarzynie na szyję z nieopanowaną radością i ucałowała ją gorąco.
- Moja droga! Cóż za radość zobaczyć cię tutaj. Od tak dawna nikt nie wiedział, co się z tobą dzieje! Mój małżonek i ja bardzo niepokoiliśmy się o ciebie. Mówi się, że książę Filip jest niepocieszony!...
Katarzyna się skrzywiła. Usłyszeć w Loches o Filipie było z pewnością ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzyła! Lecz pani de Gaucourt, czerwona aż po uszy, zakaszlała i przyszła nieznajomej z pomocą.
- To prawda - powiedziała - że pani de La Tremoille i nasz wielki szambelan często cię, pani, wspominali!
- No, przecież nie ma w tym nic dziwnego: róża Burgundii, wspaniała królowa Brugii znikła? Wszystkie dwory w Europie zastanawiały się, co się z tobą dzieje!
Piękna pani de La Tremoille osunęła się na wysoki fotel, wyłożony czerwonymi poduszkami, i zaczęła pleść trzy po trzy, podczas gdy Katarzyna, opanowawszy zdziwienie, obserwowała ją półprzymkniętymi oczami i ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Spotkała już na dworze Filipa grubego Jerzego de La Tremoille'a, ale po raz pierwszy widziała jego żonę.