Выбрать главу

Jednak wiele o niej słyszała, gdyż dama ta wiodła bardzo burzliwe życie. A więc to była ta słynna Katarzyna z Isle-Bouchard? Podobno o jej życiu można by napisać powieść!

Wdowa z pierwszego małżeństwa po potężnym panu burgundzkim, Hugonie de Chalon, złapała w sieci swej lubieżnej piękności niespokojnego Piotra de Giaca, wówczas faworyta Karola VII, który, jak to sam wyznał w chwili śmierci, sprzedał duszę diabłu. Z powodu miłości do pięknej Katarzyny Giac zamordował swoją pierwszą żonę, Joannę de Noillac, w ohydny sposób; zmusiwszy ją do wypicia trucizny, wrzucił nieszczęsną kobietę, która była tuż przed rozwiązaniem, na konia i galopował z nią tak długo przez pola, aż nieszczęsna oddała ducha. Zakopał ją na polu, a potem spokojnie powrócił, aby poślubić ukochaną. Ale pan de La Tremoille także pożądał pięknej wdowy i nie poprzestał, aż nie pozbył się de Giaca.

Przekonany, że go zdradzono, został zatrzymany w środku nocy z polecenia królowej Jolanty, osądzony, zaszyty w skórzany worek i wrzucony do rzeki Auron. W trzy tygodnie później Katarzyna de Giac poślubiła pana de La Tremoille'a.

Od tego czasu para ta prowadziła najbardziej wystawne i najbardziej rozwiązłe życie. Mąż o nienasyconych ambicjach miał gusta satrapy, a żona ognisty temperament. Stanowili ciekawą, ale dość straszną parę. Przez cały czas odwiedzin pani de La Tremoille Katarzyna uśmiechała się z rezerwą.

Zaczynała rozumieć, że poruszanie się na dworze Karola VII jest równie trudne, jak na dworze Filipa Burgundzkiego. A może nawet trudniejsze, gdyż nie cieszyła się tutaj ani miłością pana, ani mocną przyjaźnią Ermengardy de Chateauvillain. Instynktownie wyczuła, że należy być ostrożną. Ale nie odrzuciła usług ofiarowanych jej przez niesamowitego gościa.

- Już jutro - powiedziała pani de La Tremoille - sama przedstawię cię królowi! Pożyczę ci suknię, gdyż do jutra nie zdążysz przygotować odpowiedniej garderoby.

Katarzyna podziękowała uprzejmie, a chwilę później obie panie wyszły, życząc Katarzynie dobrego odpoczynku. Wydawało się, że pani de Gaucourt bardzo się spieszy i Katarzyna nie zatrzymywała ich.

- Na twoim miejscu - powiedziała Sara, która pojawiła się wkrótce po wyjściu obu dam dworu - uważałabym na tę piękną rudowłosą! Uśmiecha się, jej słowa są pełne słodyczy, ale oczy ma zimne, taksujące. Bądź pewna, że jeśli nie uda się jej wyciągnąć z ciebie, czego oczekuje, będzie dla ciebie niebezpiecznym wrogiem.

- A cóż chciałaby wyciągnąć ze mnie?

- Skąd mogę wiedzieć. Ale spróbuję dowiedzieć się wszystkiego, co możliwe, na temat państwa de La Tremoille.

Katarzyna, która rozbierała się przed snem, odwróciła się w kierunku wiernej przyjaciółki.

- Chciałabym się dowiedzieć czegoś znacznie ważniejszego powiedziała. - Spróbuj zdobyć informację, gdzie mieszka kapitan de Montsalvy, kiedy przebywa w Loches.

Sara nie zawahała się ani przez sekundę.

- Kiedy nie ma służby przy królu, mieszka w mieście, przy bramie Franciszkańskiej, w domu należącym do bogatego garbarza. Nad drzwiami jego domu widnieje wizerunek świętego Krepina. - Następnie, ponieważ Katarzyna popatrzyła na nią osłupiałym wzrokiem, dodała z uśmiechem: To było pierwsze pytanie, jakie zadałam naszym lokajom, gdyż wiedziałam, że o to zapytasz w pierwszej kolejności.

Lekko się zaczerwieniwszy, Katarzyna zaczęła ponownie zawiązywać sznurowanie sukni. Ale Sara powstrzymała ją: - Nie masz tam nic do roboty dzisiejszego wieczoru. Wraca dopiero jutro z królem. Nie będziesz gnała tej nocy po to tylko, aby stanąć przed zamkniętymi drzwiami, choćby nawet były to drzwi ozdobione wizerunkiem świętego Krepina. Idź więc się położyć. Przyniosę ci lekką wieczerzę, a potem pójdziesz spać. Jutro musisz być piękna i świeża.

To mówiąc, Sara rozebrała swoją panią w okamgnieniu, nałożyła jej długą, marszczoną koszulę i bezceremonialnie odprowadziła do łoża, jakby tamta była piętnastoletnią dziewczynką. Po czym stanęła przed nią zadowolona, trzymając się pod biodra.

- Będziesz musiała zapomnieć o tych cygańskich nawykach, jakich nabrałaś od pewnego czasu, moja śliczna. Znowu jesteś damą, prawdziwą damą. Będziesz musiała także uważać na królową, która z pewnością nie lubi, aby jej damy dworu włóczyły się po ulicach po zapadnięciu nocy.

* * *

Suknia, którą następnego ranka przysłała Katarzynie pani de La Tremoille, była rzeczywiście piękna i dotykając wspaniałego materiału, młoda kobieta nie mogła powstrzymać zmysłowego drżenia. Już od dawna palce jej nie dotykały prawdziwego mediolańskiego brokatu, chociaż kolor nie podobał się jej specjalnie. Była to wspaniała plątanina ptaków, głównie orłów, w kolorze błękitu i purpury na złotym tle. Zdaniem Katarzyny, kolory były zbyt jaskrawe, ale całość jawiła się jako wesoła i okazała.

- Jak wyglądam? - zapytała Sarę, gdy włożyła suknię. - Czy nie przypominam szyldu farbiarza?

Sara zaprzeczyła ruchem głowy, lecz brwi miała zmarszczone i zaciśnięte usta.

- Tobie wszystko pasuje. Może ta suknia jest trochę zbyt jaskrawa, ale ładna.

Pomimo pozytywnej oceny Katarzyna dorzuciła do sukni kryzę z delikatnego, marszczonego muślinu, gdyż dekolt był zbyt duży i w każdej chwili mógł odsłonić piersi, a wewnętrzny głos podpowiadał Katarzynie, że królowej Jolancie nie przypadłoby to do gustu. Odległy głos fanfar oderwał ją od przeglądania się w zwierciadle. Włożyła na głowę nakrycie dobrane do sukni, przypięła je szpilkami i podbiegła do drzwi.

- Słyszę, że nadchodzi orszak! - krzyknęła do Sary. - Muszę iść do zamku.

Rzeczywiście, dźwięk przybliżał się, anonsując króla, Joannę i ich liczną świtę. Lekko zdyszana Katarzyna dołączyła do dam dworu królowej, kiedy trębacze i przednia straż wjeżdżali do bramy Królewskiej. Stanęła tuż obok pani de Gaucourt. Świadoma wrażenia, jakie wywarła, spostrzegła lekko rozbawiony uśmiech królowej, szepty innych dam i wybuch śmiechu pani de La Tremoille, ubranej w suknię z płowobiałego atłasu.

Znajomość dworu i jego zwyczajów pomogły Katarzynie nie stracić pewności siebie. Później, kiedy połyskujący orszak zsiadał z koni przy siedzibie królewskiej, zapomniała o wszystkim. Zobaczyła króla i Joannę jadących obok siebie, ale przede wszystkim za białą zbroją Dziewicy ujrzała inną zbroję, koloru czarnego, i hełm z krogulcem, które przyspieszyły bicie jej serca. Wydawało się, że Arnold czuje się dobrze w świcie Joanny. Był tuż obok niej, a w pobliżu niego Katarzyna rozpoznała Xaintrailles'a, La Hire'a i Jana d'Aulona.

Katarzyna ledwo zwróciła uwagę na króla, chociaż jego wzrok zatrzymał się na niej przez chwilę. Była rozczarowana jego nie najlepszym wyglądem. Mizerny, blady i szczupły, o twarzy ponurej, z wydłużonym nosem i wypukłymi oczyma pozbawionymi blasku i życia, zdawał się nosić na swych wąskich ramionach ciężar wiecznego niepokoju. Jego aksamitny strój robił wrażenie zbyt dużego, a wielki filcowy kapelusz z wywiniętymi brzegami zdawał się go przygniatać. Za nim jechał olbrzymi mężczyzna, nieprawdopodobnie przystrojony złotem i purpurą, w fantazyjnym kapturze, bardziej wymyślnym niż turban, i Katarzyna wzięła go za muzułmanina.

Szeroka twarz okolona brunatną brodą, pełne namaszczenia ruchy i niezwykły przepych, którym się afiszował, wszystko to upodabniało go do sułtana. Widząc jednak, że pani de La Tremoille rzuca się w jego krótkie ramiona, Katarzyna odgadła, że jest to jej pan i władca, Jerzy de La Tremoille. Przytył tak bardzo od czasu, kiedy widziała go na dworze Filipa, że nigdy by go nie rozpoznała! Wydawał się bardziej próżny i bardziej niepokojący niż zwykle; aksamitny kocur, godny swej pięknej, rudej kotki.