Выбрать главу

- Wiedziałem - rzekł - że niebiosa mnie nie opuszczą i ześlą jakąś niewiastę, bym mógł lepiej znosić wygnanie! W takiej sytuacji moje serce było puste i oczekiwało pani! Razem stworzymy sobie słodki, tajemniczy ogród, przyjemny, samotny kącik.

- A czy w waszym samotnym kątku będzie także słodki wietrzyk, messire? - zapytał cienkim głosem pięcioletni Grzegorz, najmłodsza latorośl rodziny Coeurów.

Poeta rzucił nań surowe spojrzenie spod krzaczastych, siwiejących brwi.

- To dobrze pamiętać ładne wiersze, mistrzu Grzegorzu - mruknął ale nie jest dobrze, gdy dziecko odzywa się w obecności dorosłych.

Grzegorz poczerwieniał i pochylił się nad miską, a reszta rodziny powstrzymywała się od śmiechu. Katarzyna napotkała wesołe spojrzenie pana domu, a Bronia - zauważywszy obrażoną minę, z jaką poeta badał kolejno biesiadników - pospiesznie podsunęła mu półmisek z duszonymi karpiami. Chartier był drażliwy, ale nade wszystko łakomy, a karpie rozkosznie pachniały. Nałożył sobie pokaźną porcję i, jak się wydawało, odzyskał dobry humor.

- Nic pani nie je, Katarzyno? - spytała z wyrzutem Bronia. - Czy nadal jest pani cierpiąca?

- Pani Katarzyna dziwi się, że spotkało ją takie szczęście! - wtrącił poeta, porzucając natychmiast karpia. - Nie może oderwać spojrzenia od natchnionego człowieka, którego Bóg postawił na jej drodze...

Miał zamiar wygłosić dłuższe przemówienie i być może Katarzyna pozwoliłaby sobie na przyjemność odprężenia się w tej właśnie chwili, gdyby z ulicy nie dobiegły krzyki zmieszane ze szczękiem broni i tętent końskich kopyt. Jakub Coeur wstał natychmiast i pobiegł do swego pokoiku. Ten mężczyzna miał stalowe nerwy i był zawsze czujny.

Katarzyna rzuciła się za nim, natomiast współczująca Bronia klepała po plecach poetę, któremu z wrażenia ość stanęła w gardle.

Z okien nad gabinetem można było objąć wzrokiem całą długość ulicy Auron. Gromadzili się na niej łucznicy, którymi dowodził oficer na koniu. Wielu z nich, ramię w ramię, z włóczniami w poprzek, zagradzało dwoma rzędami ulicę, natomiast inni wyważali drzwi domu położonego o trzy kamienice dalej. Jakub zmarszczył brwi.

- To Naudin. Zastanawiam się, czy...

Nie dokończył. Skądinąd dramat, który się rozegrał, był krótki. Po kilku minutach łucznicy, którzy uprzednio weszli do domu, wyszli zeń, popychając drzewcami lanc trzech mężczyzn, jednego starszego i dwóch młodszych. Ten, który szedł ostatni, szamotał się jak szalony, wymachując nogami, rękami i łokciami, próbując odepchnąć dwóch mężczyzn, którzy go przytrzymywali. Katarzyna przyglądała się temu zatrwożona.

- Co to ma znaczyć? - wybełkotała.

- Znaczy, że Naudin ukrywał w swym domostwie kuzyna żony, który popełnił nieostrożność, odmawiając wielkiemu szambelanowi ziemi, na którą ów miał ochotę.. i że ktoś ich zadenuncjował. Co za pech! La Tremoille rabuje, kradnie, zabija, a król na to przyzwala.

Kuśnierz chwycił z wściekłością, której nie był w stanie pohamować, wazon z niebieskiej ceramiki i cisnął nim o ziemię. Wazon rozprysnął się na tysiące lazurowych kawałeczków.

- Ale nam grozi podobne niebezpieczeństwo! - rzekła Katarzyna głucho. - Któż może zaręczyć, że jutro pan nie zostanie zadenuncjowany?

- To możliwe! - odparł Coeur stanowczo. - Ale nie pozwolę się zastraszyć. Największy zarzut, jaki szambelan stawia Naudinowi, sprowadza się do tego, że popierał, kochał i podziwiał Dziewicę. Śmiał mówić głośno, że największym nieszczęściem i grzechem było tak tchórzliwe jej porzucenie. Wszyscy, którzy podobnie uważają, są w niebezpieczeństwie. Nawet taka wspaniała kobieta jak Małgorzata La Thouroulde, u której Joanna mieszkała, też nie może czuć się bezpieczna.

Faworyt chce wytępić w królestwie wszystko, co bardziej lub mniej przypomina Dziewicę. Zawsze ją zwalczał, nawet po jej śmierci musi być górą! I to w takiej chwili, kiedy królestwo bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje spokoju. Pieniędzy nie ma, uprawy nie istnieją, handel zamarł.

Nie ma już wielkich jarmarków, towary omijają Francję, kierowane z Wenecji do Brugii przez Bawarię i państewka niemieckie. A ta niewielka ich ilość, która pozostała, nieubłaganie trafia wprost do skrzyń La Tremoille'a.

- Co pan wobec tego uczynił?

- Na razie nic. Pokonanie faworyta pozostawiam konetablowi de Richemontowi i królowej Jolancie, gdy już powróci. A kiedy Tremoille zostanie obalony, trzeba będzie odbudować, rozwinąć handel, bić monety.

I właśnie po to wyjadę wiosną.

- Wyjedzie pan? Dokąd?

- Na Wschód - odparł kuśnierz, wpatrując się w mapę zawieszoną na ścianie. - Skończyły się burze równonocy, statek z Narbony wyruszy na swoje zwykłe opłynięcie Morza Śródziemnego. Popłynę nim i zabiorę towary, które zgromadziłem: polewane drobiazgi, delikatne tkaniny, wina, korale z Marsylii, a przywiozę jedwabie, korzenie, futra, wszystko, czego nie można teraz dostać, a także po to, by nawiązać nowe kontakty handlowe, na których król będzie mógł skorzystać. Następnie, kiedy wszystko zacznie już działać, otworzę ponownie stare kopalnie srebra, ołowiu i miedzi, niegdyś wywiercone przez Rzymian, a w późniejszych latach opuszczone. Królestwo odrodzi się bogatsze. . o wiele bogatsze!

Zdumiona Katarzyna spoglądała na kupca. Zapomniał o jej obecności i z oczami wbitymi w dal przeżywał swe wspaniałe sny. Odkryła teraz, że ten mężczyzna ma w sobie coś z proroka. Przez chwilę czuła się, jakby przeniesiono ją o kilka lat wstecz, kiedy była jeszcze ze swym mężem Garinem de Brazeyem. On także, jak Jakub Coeur, wierzył w potęgę handlu ze Wschodem. Zrozumiałby, docenił i może polubił tego odważnego mieszczanina, który tak bardzo był doń podobny pod pewnymi względami. W pokoiku zapadła cisza. Na ulicy hałasy ucichły. Tylko paru przechodniów pospiesznie przechodziło tą niebezpieczną ulicą, rzucając lękliwe spojrzenia w stronę wyważonych drzwi Naudina. O szyby zaczęły dzwonić pierwsze krople deszczu.

- Widzi pan - rzekła Katarzyna łagodnie - że nie ma pan prawa narażać się na ryzyko, nawet niewielkie, nawet lekceważone, przechowując mnie tutaj. Pański los jest zbyt ważny. Jeśli zaczynają się donosy, to nie jest pan już bezpieczny. Czy nie mógłby pan mnie zawieźć do jakiegoś domku na odludziu, na jakąś fermę, gdzie mogłabym czekać na powrót Xaintrailles'a?

Gniew wytrącił kuśnierza z równowagi. Pochylił się ku młodej kobiecie, która usiadła na zydlu, z rękami na podołku, i ujął jej twarz w dłonie.

- W tym nieszczęsnym kraju - powiedział gorąco - Istnieje niewiele rzeczy pięknych i cennych, Katarzyno. Pani należy do nich i z całego serca zazdroszczę mężczyźnie, którego pani kocha. Mogę się ubiegać jedynie o pani przyjaźń, niechże mi więc będzie wolno zasłużyć na nią, a jeśli istnieje jakieś niebezpieczeństwo, to tym lepiej, ponieważ moje oddanie osiągnie wyższą cenę. Zostanie pani tutaj.

Pochylił się jeszcze mocniej i, nie mogąc się powstrzymać, dotknął wargami ust młodej kobiety. Był to jednak pocałunek lekki, łagodny i czuły, pochodzący bardziej z duszy niż z ciała. Wszelako Katarzyna zadrżała przy zetknięciu z ustami Jakuba i, zapewne nieświadomie, poczuła z tego powodu przyjemność. Ramiona kuśnierza zaczęły drżeć na jej ramionach i stały się jakby cięższe, zdradzając jego zakłopotanie.

Oderwał się od niej, nie wypuszczając z objęć. - Zakazuję pani ruszać się stąd, Katarzyno. Musi pani mieć do mnie zaufanie.

- Ależ, drogi przyjacielu, mam do pana zaufanie! Wszystkie moje obawy biorą się z niebezpieczeństwa, jakie na pana sprowadzam.