Выбрать главу

Powstrzymała się od wymówek. I tak na nic by się nie zdały. Tereinaniczego przecież o niej nie wiedziała. Widziała w niej tylko jedną zdziewcząt swojej rasy, której pożądał jej brat, i myślała, że uczyni ichszczęśliwymi, rzucając ją w jego ramiona. Nie wiedziała, że miłość ipożądanie mogą być śmiertelnymi wrogami...

Mała Cyganka ujęła dłoń Katarzyny i przytuliła swój policzek wgeście zupełnego zachwytu.

- Wiem, że byliście bardzo szczęśliwi - wyszeptała poufnym tonem. Podsłuchiwałam całą noc... i ja też byłam szczęśliwa.

Katarzyna poczuła, że jej twarz staje się purpurowa. Na wspomnienietych wydarzeń zalała ją fala wstydu. Ona, Katarzyna de Montsalvy,omdlewająca w ramionach Cygana. Nienawidziła siebie. Tajemniczyeliksir spełnił swoją rolę i w niej samej zagnieździła się ta druga, ta, któraulegała rozkoszy w uścisku Filipa Burgundzkiego, ta, która gdyby niewtargnięcie Waltera, oddałaby się Maclarenowi, ta, która odczuwaładziwne podniecenie w obecności niektórych mężczyzn, ta, która zagłuszałakrzyk jej serca w całości oddanego mężowi... Błoto, w którym zagłębiałysię jej stopy, było tak samo gęste i cuchnące, jak to, z którego była ulepiona nieszczęsna ludzka natura.

Delikatnie położyła dłoń na głowie Tereiny.

- Idź spać - powiedziała łagodnie. - Jesteś przemoczona i zziębnięta.

- Ale powiedz, że jesteś szczęśliwa! Powiedz, Tchalai! Katarzynauczyniła jeszcze ostatni wysiłek, aby nie zranić tej niewinnej istoty.

- Tak... bardzo szczęśliwa - odparła, hamując łzy.

* * *

Katarzyna z ciężkim sercem zmierzała w stronę rzeki, nie zważającna ostre kamienie, które raniły jej stopy. Zatrzymała się dopiero wtedy,gdy poczuła zimne fale. Wydawało się, że gęsta mgła chciała ukryć jejhańbę. Loara toczyła swe wezbrane, wielkie, kłębiące się po nocnej ulewiewody ze zdwojoną siłą. Katarzyna miała ochotę zanurzyć się w jejspienionym nurcie. Królowa rzek zawsze jej sprzyjała, więc tego smutnegoporanka zwróciła się do niej, żeby uśmierzyła chore serce.

Bezwiednie zrzuciła z siebie ubranie i weszła do wody. Prąd byłsilny i z trudem mogła iść po dnie, po którym toczyły się kamienie. Kiedyzimna woda sięgnęła brzucha, Katarzyna zaczęła się trząść i jej ciałopokryło się gęsią skórką, lecz nie zważając na nic, zanurzała się corazbardziej. Wkrótce woda sięgnęła jej do ramion. Zamknęła oczy. Nic niesłyszała oprócz wielkiej ciszy. Czy nie lepiej skończyć z tym życiem beznadziei? Kiedy była czysta, walka wydawała się łatwa, a zwycięstwopociągające. Ale teraz? Oddała się nieznajomemu jak zwykła dziewka,między nią a jej mężem utworzyła się przepaść nie do przebycia. JeżeliBóg pozwoli, aby choć raz dane jej było go ujrzeć, czy odważy się spojrzećmu prosto w oczy?

Arnoldzie, czy potrafiłbyś mi przebaczyć, gdybyś wiedział... gdybyświedział...?

Nie, na pewno by nie przebaczył. Był zbyt zazdrosny. Sam skazał sięna tortury, aby dochować jej wierności. Jak więc mógłby zrozumieć?... Jużnie było o co walczyć. Nawet mały Michał jej nie potrzebował... Takdobrze byłoby zagłębić się w tym przyjaznym nurcie, stopić się z rzeką nazawsze... Tak łatwo... Przekroczyć tajemny próg, za którym są już tylkozapomnienie i śmierć...

W tej chwili dały się słyszeć opętańcze krzyki Sary. Jej głoszabrzmiał jak rozdzierający zew życia, które chciała opuścić, zewprzywołujący tyle wspomnień, że Katarzyna instynktownie przywarłastopami do umykającego dna. W ułamku sekundy ujrzała Saręrozpaczającą nad jej martwym ciałem wyrzuconym przez rzekę na piach...

Usłyszała szloch starej przyjaciółki... i nagle poczuła, że nie chce umierać.

Walcząc z coraz silniejszym prądem, raz idąc, raz płynąc, odnajdując wsobie resztki utraconych sił, dotarła do brzegu. W miarę jak powracała dożycia, coraz wyraźniej widziała sylwetkę Sary nad brzegiem rzeki.

Opatulona szarym kocem Cyganka przyciskała do piersi ubranieKatarzyny, a jej ciałem wstrząsał szloch. Kiedy Katarzyna ociekając wodąi słaniając się na nogach, wyłoniła się z mgły, Cyganka wydała głuchyokrzyk i rzuciła się, aby ją przytrzymać. Katarzyna odsunęła się jednak,mówiąc słabym głosem:- Nie dotykaj mnie.. Brzydzę się sobą... Jestem zbrukana...

Nie zważając na te słowa, Sara otoczyła ją ramionami, osuszyła jejciało kocem, ubrała i poprowadziła do obozowiska.

- I to był powód, żeby umrzeć, moje biedactwo? Ponieważmężczyzna posiadł twe ciało przez jedną noc? Czy muszę ci przypominać,że to tylko początek... że nie zdajesz sobie sprawy z tego, co się wyprawiaw zamku?

- Jednak tej nocy to się stało z mojej woli... Wypiłam jakiś przeklętyeliksir, który dała mi Tereina! I w ramionach Fera przeżyłam chwilerozkoszy! Rozumiesz? Rozkoszy! - krzyknęła.

- No i co z tego? - chłodno przerwała jej Sara. - To nie twoja wina.

Nie chciałaś tego. A to, co ci się przytrafiło tej nocy, znaczy akurat tyle, cozwykły katar.

Katarzyna nie pragnęła jednak pociechy. Rzuciła się na twardeposłanie, które dzieliła z Sarą, i szlochała aż do wyczerpania. To byłozbawienne. Wraz ze łzami odpłynęły z jej umysłu ostatnie oparynarkotyku, pozostawiając rozdzierające uczucie hańby. W końcu zasnęławyczerpana i spała aż do południa. Po przebudzeniu dowiedziała się odstarej Orki, że jeszcze tego dnia, o zmierzchu, zostanie złączona z Feremzgodnie z cygańskim zwyczajem.

Po wyjściu Orki Katarzyna wpadła w prawdziwą wściekłość. Tenbezczelny Fero! Jakby mało mu było, że uczynił z niej swą kochankę, tojeszcze musiał się z nią ożenić! Nie mogąc znieść tej myśli, ciskałanajgorszymi przekleństwami pod jego adresem, aż Sara musiała ją uciszać,przykładając jej rękę do ust.

- Nie bądź głupia! To, że Fero chce się z tobą ożenić, dla ciebie niema żadnego znaczenia. Jeśli go nie zechcesz, to inni będą mieli do ciebieprawo. Jeśli odmówisz, musimy uciekać, i to zaraz! Lecz dokąd uciekać? Ijak?

- Dlaczego mówisz, że to nie ma dla mnie znaczenia? - spytałaKatarzyna na wpół przyduszona dłonią Sary.

- Bo to nie będzie prawdziwy ślub. Wędrowcy nie mieszają PanaBoga do rzeczy tak prostej jak złączenie dwóch istot. Ponadto, to nieKatarzynę de Montsalvy weźmie Fero za żonę, lecz córę Egiptu o imieniuTchalai, zjawę, która zniknie pewnego dnia!

Katarzyna potrząsnęła głową i popatrzyła na Sarę z niepokojem.

Dlaczego jej wierna przyjaciółka była taka nieczuła? Dlaczego ten ślub byłdla niej sprawą tak naturalną? A dla niej samej prawdziwymokropieństwem?

- To silniejsze ode mnie - powiedziała. - Mam wrażenie, że byłoby tonadużycie zaufania Arnolda. . zdradzić go jeszcze raz.

- W żadnym razie! Przecież nie jesteś sobą! A poza tym, tomałżeństwo zapewni ci pewną pozycję w plemieniu. Od tej pory nikt niebędzie się ciebie bał!

* * *

Tego wieczoru, udając się w stronę ogniska, przy którym czekali nanią Fero i świętujący Cyganie, Katarzyna miała wrażenie, że popełniaświętokradztwo. Mężczyźni powrócili z połowu z pełnymi siatkami i wcałym obozie roznosił się zapach smażonych ryb. Zewsząd rozlegały siędźwięki tamburynów, wokół kociołków tańczyły dzieci, a w koszykachkwiliły niemowlęta.

Wszystkie te przygotowania podsyciły jeszcze bardziej obrzydzenieKatarzyny. Całą swoją istotą broniła się przed tą maskaradą, do której jąnakłaniano, obawiając się, że naturalną koleją rzeczy będzie wspólneżycie, wspólne noce. . Nie widziała się w roli żony Fera, usługującej mu,tak jak to robiły inne kobiety. Miała ochotę uciec raz na zawsze, tymbardziej że teraz zaczęła się go bać. Wiedział przecież, kim była naprawdę.