Spokojny ton Katarzyny ostudził wzburzenie hrabiny. Na dodatekprzypomniała sobie, że istotnie potrzebuje usług tej Cyganki.
Gorączkowym głosem zapytała:- Przyniosłaś mi to, o co cię prosiłam?
Katarzyna kiwnęła głową, lecz przy tym skrzyżowała ręce na piersi,jakby miała zamiar bronić skarbu, który ukryła pod bluzką.
- Przyniosłam, lecz muszę cię najpierw o coś prosić, pani!
Hrabina już wyciągnęła ręce po upragniony eliksir, a jej oczyzabłysły niecierpliwym pożądaniem.
- Mów szybko i daj mi to!
- Wczoraj obiecywałaś mi złoto, jeżeli przyniosę ci cudowny napójmiłości. Odmówiłam, a i teraz go nie chcę... lecz chcę czegoś innego...
- Wiem, chcesz mi służyć! Już raz to mówiłaś. A teraz daj!
- Owszem, mówiłam i podtrzymuję to, lecz dzisiejszego rankasprawy przybrały inny obrót. Przywódca mego plemienia jest więziony wtym zamku. Jego życie wisi na włosku. Chcę, żeby darowano mu życie!
- Nic mnie nie obchodzi życie jakiegoś tam dzikusa! Dawajbuteleczkę, bo każę moim służącym, aby ci ją wyrwały siłą!
Katarzyna powoli wyjęła fiolkę zza bluzki i trzymała ją nawyciągniętej dłoni.
- Oto ona! Jeżeli jednak ktokolwiek się do mnie zbliży, roztłukę ją oziemię! Twoje służące nie zdążą mi jej zabrać! I obiecuję, że nie dostanieszjej, jeśli Fero nie wróci do swoich!
Wykrzywiona konwulsyjnie twarz hrabiny wskazywała, jak ostrąwalkę toczyły w jej umyśle gniew, pasja i chciwość. W końcu zwyciężyłata ostatnia.
- Zaczekaj tu na mnie! Pójdę zobaczyć, co się da zrobić.
I narzuciwszy na głowę i ramiona jedwabny szal, wyszła z pokoju.
Katarzyna została sama. Ten pokój przygniatał ją swoją dusznąatmosferą. Wszystkie te ciężkie zapachy nie pozwalały zapomnieć owszetecznicy, która tu mieszkała. Zacisnęła palce na krogulcuwygrawerowanym na rękojeści sztyletu, jakby szukając w nim wsparcia.
Ileż to razy dotykała go silna ręka Arnolda! Musiała zostawić na nimtrochę swej energii! Przypomniawszy sobie twarz drogiego męża, niemogła powstrzymać łez, palących i ciężkich od wyrzutów sumienia... Cozostało teraz z tego pięknego ciała? Co zostało z dumnej twarzy? Nawspomnienie spotkanych po drodze trędowatych przeszył ją dreszczgrozy... Właśnie kobieta, która tu mieszkała, była przyczyną wszystkiego,całego nieszczęścia, które dotknęło Arnolda i Katarzynę! Z jakąż radościąwbiłaby jej ten sztylet prosto w serce! Ale trzeba było poczekać... ciągleczekać. .
Powrót pani de La Tremoille przerwał tok jej myślenia. Hrabinauśmiechnęła się, lecz był to zły, okrutny uśmiech.
- Chodź ze mną - powiedziała. - Twoje życzenie zostało spełnione.
Tak jak poprzedniej nocy wyszły jedna za drugą, tym razem jednaknie szły do tajemnego przejścia. Po przebyciu dziedzińca udały się wkierunku wieży, w której znajdowało się więzienie. Po drodze Katarzynazauważyła Tristana Eremitę grającego w warcaby z chłopcami stajennymi.
Na jej widok rycerz odwrócił się i popatrzył na nią pytającymwzrokiem, jakby w jej spojrzeniu chciał znaleźć odpowiedź, po co udajesię do więziennych lochów, i to w takim towarzystwie.
U podnóża wieży widać było małe i tak niskie drzwi, że przyprzechodzeniu przez nie obie kobiety musiały się schylić. Za progiempanował okropny ziąb. Ani słońce, ani światło nie miały wstępu do tegoświata ciemności i cierpienia.
W głębi kilku strażników grało w gąskę w świetle dymiącej lampkioliwnej. Na klaśnięcie palców hrabiny jeden z nich zerwał się i ruszył wstronę wąskich schodów ginących gdzieś nisko w ziemi, oświetlając drogęłuczywem, które zapalił od lampki. Katarzyna nie zwracała jednak uwagina te wszystkie szczegóły, wsłuchana w okropne, mrożące krew jęki, które,o dziwo, słabły, w miarę jak schodzili w dół. Katarzyna spojrzała ze zgroząna drzwi, przed którymi stanęli. To zza nich dobiegały potworne jęki,którym wtórowały odgłosy regularnych uderzeń.
Żołnierz bez słowa pchnął drzwi, które zresztą nie były zamknięte.
W środku, przywiązany do słupa, stał półnagi mężczyzna, któregobiczowało dwóch odzianych w skóry katów z wygolonymi głowami. Obokna zydlu siedział de La Tremoille, przyglądając się scenie. Skazaniec niemiał już siły trzymać się na nogach i raczej zwisał wzdłuż słupa, naciągając przywiązane nadgarstki. Jego głowa zwisała nieruchomo, a tułówbył jedną krwawą masą, na którą nie przestawały padać razy. Ziemiawokół była spryskana krwią.
Katarzyna cofnęła się pod ścianę, szukając oparcia w spojrzeniuhrabiny. Ta jednak nie patrzyła na nią, gdyż zbyt zajęta była tą sceną.
Rozdymając nozdrza napawała oczy potwornym widokiem.
Po chwili jęki skazanego ustały. Kaci przestali uderzać i zanim jedenz nich odgarnął długie, czarne włosy spadające ofierze na twarz, Katarzynapoznała Fera. .
Oślepiona bezsilną wściekłością chciała chwycić za sztylet Arnolda,lecz jej dłoń napotkała glinianą fiolkę, na której się zatrzymała. W tejchwili jeden z katów oznajmił:- Nie żyje, panie.
La Tremoille westchnął ze znudzeniem i z wielkim wysiłkiempodniósł swe tłuste ciało z drewnianego zydla.
- Cóż, nie był taki silny, na jakiego wyglądał. Wrzucić go do rzeki!
- Nie zgadzam się! - rzekła hrabina, wkraczając do akcji. Obiecałam tej oto dziewczynie, że wróci do swoich! A więc, niechajwróci... a potem przepędzić ich stąd!
Jej spojrzenie, wypełnione perwersyjną radością, padło naprzyklejoną do ściany, bladą z przerażenia Katarzynę.
- No widzisz - powiedziała, cedząc słowa z upiorną słodyczą. Spełniam każde twe życzenie!
Katarzyna na jej obraźliwe spojrzenie odpowiedziała spojrzeniemwyrażającym taką nienawiść i pogardę, że hrabina odruchowo cofnęła się okrok.
Tymczasem Katarzyna wyjęła małą buteleczkę i powoli zaczęłazaciskać na niej palce z siłą, którą potęgował jej gniew, aż w końcuflakonik nie wytrzymał i pękł. Wtedy rzuciła go w twarz hrabinie.
- I ja także spełniam, pani, twe życzenia!
Bladą twarz hrabiny wykrzywiła potworna złość. Jej warga, na którąspadło kilka kropel krwi skazańca, nadawała jej wygląd nienasyconejwampirzycy. Drżącym palcem wskazała na Katarzynę i syknęła:- Zabrać stąd tę kobietę! Przywiązać ją na miejscu jej wspólnika ibiczować! Bez litości! Biczować, aż zdechnie!
Katarzyna poczuła, że jest zgubiona. Wszystko zepsuła przez chwilęgniewu. Przepadła zemsta, przepadły plany królowej Jolanty. Zrozumiała,że nie wyjdzie żywa z tego lochu, lecz mimo to wcale nie żałowała tego,co uczyniła.
Kaci już się rzucili, aby ją pojmać, kiedy La Tremoille, który do tejpory tylko przyglądał się całemu zajściu, powstrzymał ich ruchem dłoni.
- Zaczekajcie! - krzyknął i zwracając się do hrabiny, dodał: - Mojadroga, zapominasz, że ta kobieta należy do mnie i tylko ja mogędecydować o jej losie! Czyżbyś nie pamiętała, że ci ją jedynie. .
pożyczyłem?
Na te słowa hrabina zacisnęła pięści i rzuciła się na męża.
- Obraziła mnie! Ta wstrętna Cyganka! Uderzyła mnie. Musi byćukarana!
- Ależ, moja kochana, zostanie ukarana... w odpowiednim czasie.
Tymczasem musisz się zadowolić tym, że zostanie wrzucona do lochu.
Natomiast co do mnie, to chciałbym wiedzieć, co takiego zawierałabuteleczka, której strata napawa cię takim gniewem.
- To nie twoja sprawa!
- A jednak chciałbym się tego dowiedzieć. Hej! Wy tam! WrzucićCygankę do lochu! I pamiętajcie! Niech nikt nie waży się jej tknąć bezmego rozkazu!
- Co za ostrożność! - syknęła hrabina z nienawiścią. - Można by rzec,że dziewczyna jest ci niesłychanie droga!